Heloł, tu Atramentor

158 10 2
                                    

Zostało jeszcze niecałe pięć minut do końca przerwy. Stałam przed klasą i cierpliwie słuchałam Alyi, która z zapartym tchem opowiadała, o ostatniej misji Biedronki i o tym, jaki ostatnio post wrzuciła na bloga. Znudzona podparłam się ręką o ścianę i ukradkiem ziewnęłam. Nagle poczułam coś klejącego na dłoni. Szybkim ruchem oderwałam się od ściany i spojrzałam na wewnętrzną część dłoni. Cała umazana była, ciemno-niebieską cieczą.
Atrament?
Co atrament robi na ścianie?
- Ehm Alya - odchrząknęłam, tym samym przerywając jej monolog o nowych zdjęciach Czarnego Kota.
- Co jest? - poprawiła okulary - o rany! Co ci się stało?
- Ktoś, kto myśli, że jest bardzo zabawny, umazał całą ścianę atramentem - wzruszyłam ramionami - poczekasz na mnie chwilę? Pójdę to zmyć.
- Pewnie. Ja za ten czas sprawdzę, czy mam jakieś nowe komentarze na blogu.
- Wariatka - zaśmiałam się i ruszyłam stronę schodów.
   Kiedy pokonywałam dwa ostatnie schodki, zauważyłam coś bardzo dziwnego. Ciemny atrament, którym miałam ubrudzoną dłoń, zaczął zasychać, tworząc przeraźliwie lepką substancję. Powąchałam ją. Nie wydzielała żadnego zapachu.
   Będąc już w łazience, nabrałam sporą ilość mydła i zaczęłam szorować niechcianą plamę.
- Serio ci mówię - usłyszałam z przedostatniej kabiny - widziałam go, jak wściekły wybiegł ze szkoły. A blady był... normalnie jak trup.
Zaciekawiona nastawiłam uszu.
- Napewno, to był on? Przecież Maks jest taki spokojny... Nigdy nie słyszałam żeby podnosił głos, a co dopiero się złościł...
- Wiem co widziałam. I mówię ci to był on!
- Skoro tak mówisz... - druga dziewczyna ciężko westchnęła.
Spojrzałam na lecącą z kranu wodę. A więc, słowa Chloé, aż tak go zdenerwowały? Ale dlaczego? Przecież wszyscy wiemy jaka ona jest... Próżna, samolubna, zakochana w sobie.
   Rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Szybko spłukałam niedobitki atramentu i z mokrymi dłońmi skierowałam się pod salę z historii. Z daleka zobaczyłam, jak nauczycielka otwiera drzwi do klasy. Resztę drogi pokonałam więc w biegu. Zrównałam się z Alyą, która jako ostatnia wchodziła do środka.
- No nareszcie. Już zaczynałam się martwić.
- Nie chciało zejść - powiedziałam, odsuwając krzesło.
   Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca i rozpakowali książki, zaczęła się lekcja.
- Okres dyrektoriatu to czas znakomitych zwycięstw armii rewolucyjnej, zwłaszcza na froncie włoskim, gdzie dowództwo objął generał Napoleon Bonaparte - historyczka zaczęła opowiadać temat, jednak ja całkowicie się wyłączyłam.
Bardzo martwiła mnie ta sprawa z Maksem. Bałam się, że mogło mu się coś stać. Rozejrzałam się po klasie, by się upewnić, czy nie wrócił. Nigdzie go jednak nie było. Westchnęłam i położyłam głowę na ławce, przymykając oczy. Nagle poczułam mocne dźganie w okolicach żeber. Gwałtownie podniosłam głowę i pytająco spojrzałam na Alyę, która oczami wskazała na nauczycielkę.
- Tak? - zapytałam, po chwili wahania.
- Zadałam ci pytanie, w którym roku Napoleon został cesarzem Francji, a ściślej Francuzów?
Zdezorientowana spojrzałam na przyjaciółkę. Pokazała końcem ołówka, na blat ławki.
- W 1804
Historyczka przez chwilę spoglądała na mnie z podniesioną brwią, aż w końcu pokręciła głową i powróciła do przerwanej lekcji. Głęboko westchnęłam i poruszyłam ustami w stronę przyjaciółki, dziękując jej za ratunek. Ta porozumiewawczo się usmiechnęła. Oparłam się wygodnie o oparcie i przeleciałam wzrokiem klasę, by upewnić się, że Maks dalej jest nieobecny. Po chwili zorientowałam się, że Adrien patrzy prosto no mnie. Gdy spodtrzegł, że go widzę, delikatnie się uśmiechnął, ukazując rząd prostych zębów i mrugnął do mnie okiem. Poczułam jak się rumienię. Przesłałam mu nieśmiały uśmiech i szybko odwróciłam wzrok.
Do końca lekcji zajęta byłam, rozmyślaniem na Adrienem, że Maks całkowicie wypadł mi z głowy. Do czasu...
   Stałam przed wyjściem ze szkoły i żegnałam się z Alyą, która musiała zostać godzinę dłużej, ponieważ szła na kółko fotograficzne. Po raz ostatni jej pomachałam i wyszłam na dwór. Oślepił mnie mocny blask słońca. Na chwilę przystanęłam na schodach i zmrużyłam oczy, które musiały przyzwyczaić się do światła.
- Sabrina, pośpiesz się! - usłyszałam za sobą rozgniewany głos Chloé - mam umowioną wizytę u kosmetyczki...
Kątem oka zauważyłam, jak coś ciemnego leci w moją stronę. Instynktownie przykucnęłam. Coś dziwnego przeleciało nad moją głową i uderzyło z impetem w murek. Spojrzałam w tamtą stronę. Była to dobrze, znana mi ciemno-niebieska maź.
Odwróciłam głowę i spostrzegłam, znajomą postać stojącą w cieniu drzewa.
- Maks! Co ty robisz? - zawołałam, jednak odpowiedział mi tylko śmiech.
- Nie jestem Maks. Jestem super Atramentor!
Wymierzył w Chloé wielki... długopis i wystrzelił z niego ciemną ciecz.
- Wszyscy uciekać! - krzyknęłam, do tłumu gapiów.
- Marinette, musisz coś zrobić - usłyszałam cichutki głosik mojej kwami - Tikki.
- Masz rację - szepnęłam i pobiegłam w stronę parku.
Kiedy znalazłam się pomiędzy wielkimi drzewami powiedziałam:
- Pora na przemianę! Tikki, kropkuj!
Po tych słowach kwami zniknęła, a moje miraculum rozbłysło.
Poczułam nagły przypływ wielkiej energii. Zaczęła się moja metamorfoza.
   Włosy związały się w dwa kucyki. Przejechałam dłonią po twarzy - pojawiła się na niej czerwona maska, z czarnymi kropkami. Moje aktualne ubrania zniknęły, a ich miejsce zajął jednoczęściowy czerwony kostium z kropkami. U boku pojawiło się moje jo-jo.
Po chwili biegłam w stronę szkoły. U szczytu schodów, zauważyłam niespodziewającego się niczego Adriena. Sprawnym ruchem rzuciłam w jego stronę jo-jo, które oplotło się wokół jego i pozwoliło mi to na odciągnięcie, go z miejsca celu.
- Uciekaj - powiedziałam do niego, kiedy zdezorientowany znalazł się koło mnie.
Skinął głową i pobiegł za szkołę.
Odwróciłam się w stronę napastnika, kręcąc moją bronią. Muszę zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby powstrzymać Atramentora. Mogę mieć tylko cichą nadzieję, że w końcu zjawi się Czarny Kot z pomocą.

Lady Hope [PL]Where stories live. Discover now