i like it when you sleep, for you are so beautiful yet so unaware of it

701 95 68
                                        

Tyler potrafił zasnąć praktycznie w każdym miejscu i o każdej porze. Nie miało dla niego znaczenia to, czy spał na luksusowym łożu z baldachimem, z głową wśród miliona miękkich poduszek, przykryty jedwabną pościelą, gdzie czuł się, jakby latał, czy też wciśnięty w wąski fotel w tourbusie, opierając się o trzęsąca się szybę, przykryty jedynie cienkim kocem. Nie obchodziło go czy jest dziesiąta rano czy w nocy, czy zaczynało dopiero świtać, czy też słońce chyliło się ku zachodowi. To wszystko było nieistotne. Liczył się sam fakt snu, padnięcia w objęcia Morfeusza i dopłynięcia razem z nim w krainę niespełnionych marzeń oraz koszmarnych przywidzeń.

Josh z kolei uwielbiał obserwować śpiącego mężczyznę. Było w tym coś osobliwego, coś, co przyciągało go i nakazywało spędzać czas na obserwacji i zapamiętywaniu każdego, nawet najdrobniejszego szczególiku, który czynił widok Tylera tak pięknym, nieskazitelnym, wręcz boskim. Nigdy nie przyznał się do tego przed samym Tylerem, ponieważ mogło zostać to odebrane za niewłaściwe, a nawet przerażające, a najbardziej na świecie nie chciał stracić tej swobody między nimi i możliwości podziwiania bruneta.

Czerwonowłosy kochał sztukę całym swoim sercem. Od dziecka otaczały go dźwięki muzyki i różnokolorowe barwy malowideł. Kiedy dorósł muzyka z hobby zmieniła się w sposób zarobku i zapewniła światową sławę, natomiast dziecięce rysunki zmieniły się w piękne obrazy pokrywające jego skórę. Niewiele młodszy od niego chłopak wmieszał się w jego wir zamiłowań do sztuki i pozostał w jego prywatnej galerii jako główny okaz. Był wyjątkowy, niczym posągi greckich bogów wykute przez wprawne dłonie, a jednak lepszy od nich. Nic nie mogło się równać z jego niepowtarzalnym pięknem.

Jego ciemne, miękkie w dotyku włosy układały się lekko w lewą stronę, przysłaniając blade czoło. Starszy marzył, aby przesunąć po nich dłonią, wpleść w nie palce i pociągnąć delikatnie w tył, odsłaniając tym napięta szyję Tylera. Chciał targać je i wygładzać wedle własnego uznania. Bawić się nimi i obserwować rozdrażnienie pojawiające się na jego twarzy. Zawsze po przebudzeniu brunatne kosmyki odstawały w każdym kierunku świata lub pozostawały spłaszczone z jednej strony z powodu ich przygniecenia, co dodawało ich właścicielowi jeszcze większego uroku.

Ciemne, błyszczące dziecięcą ciekawością oczy były ukryte pod drżącymi powiekami. Miał ochotę je ucałować, przynajmniej na kilka sekund powstrzymując od drgania. Długie rzęsy rzucały jeszcze dłuższe cienie na zaróżowione policzki. Wyglądały niczym gęste, czarne wachlarze, przyciągające wzrok do pięknych tęczówek i jednocześnie chroniące przed jego nadmiarem, który mógł z łatwością sprawić, że ludzie gotowi byli poświecić życie za choćby kilka chwil więcej spędzonych na wpatrywaniu się w nie. Brwi marszczyły się co jakiś czas, dzięki czemu Josh wiedział, że wokalista jest w centrum snu, o którym chętnie później posłucha. Głos Tylera był jednym z jego ulubionych dźwięków, jakie miał okazje usłyszeć. Godzinami mógł słuchać o rzeczach, które choć były nieistotne, dla niego stawały się najważniejsze na świecie, bo mówił o nich drobny brunet, wraz z którym tworzył zespół.

Drobny, zadarty nosek marszczył się co jakiś czas. Brunet odwrócił się w siedzeniu, pocierając nim o poduszkę, unosząc jego czubek jeszcze wyżej. Poniżej znajdowały się pulchne, spierzchnięte usta, pokryte drobną warstwą śliny, spomiędzy których uciekał miarowy oddech. Drobny, jednodniowy zarost osadzał się ponad górną wargą, co dodawało młodemu mężczyźnie nieco powagi. Dun wiele razy wyobrażał sobie jakby to było poczuć te ciemne włoski mieszające się z jego własnymi i kłujące go w okolice ust podczas pocałunków. Wyobrażał sobie również samą pieszczotę. Połączenie ich warg, pełnych, miękkich Josha i popękanych, pogryzionych w akcie stresu Tylera, naparcie na te należące do mniejszego z nich, wsunięcie miedzy nie ciepłego, wilgotnego języka i złączenie go z drugim. Wyobrażał sobie jak przygryza opuchniętą, zaczerwienioną od ciągłego całowania wargę przyjaciela i pociąga za nią, ssąc przez sekundę i wypuszczając z cichym dźwiękiem. Chciałby całować go na dzień dobry i na dobranoc. Rano i wieczorem. W dzień i w nocy. Z powodu wyjątkowej okazji i z powodu zwykłej, codziennej chęci. Chciałby całować go już zawsze. Zapewne gdyby miał wybrać czynność, jaką musiałby wykonywać do końca swoich dni, byłoby to całowanie każdego cala ciała Tylera.

ode to sleep •joshler•Where stories live. Discover now