Rozdział 3

1K 109 8
                                    

Mniej niż 4 tygodnie do wybuchu


Cholera. Nie sądziła, że będzie to aż tak skomplikowane. W swoim życiu zmierzyła się już z wieloma przeciwnościami losu, zaczynając na samodzielnym przedostaniu się na Ziemię, a kończąc na stabilizatorze i Mount Weather. Teraz miałaby się poddać? Nigdy. Cieszyła się, że mieli w zapasie trochę dodatkowego czasu, chociaż i tak nie mogła być do tego zbyt optymistycznie nastawiona. Jednak 4 tygodnie nie były jednym, zatem wciąż wierzyła, że im się uda. A jeżeli kiedykolwiek przestanie, wtedy Clarke przemówi jej do rozumu. Jak dokładnie w tym momencie przez komunikator, co sprawiło, że Reyes wypadły z rąk wszystkie narzędzia, którymi majstrowała przy elektryce jednego ze zbiorników.

- Raven? Raven, odbiór! Słyszysz mnie? - wykrzyknęła niecierpliwie, lecz z dozą ekscytacji, na skutek czego mechanik podniosła z wolna do swojego ucha dziwne urządzonko, które kiedyś uchodziło za nowszy model walkie-talkie.

- Głośno i wyraźnie. Dlaczego tak krzyczysz? Tylko nie mów, że macie kłopoty..

- Nie, skąd! Raven, dobrze Cię słyszeć. Czy wszystko w porządku? Dotarliście na miejsce bez przeszkód? - pytania jedno za drugim wychodziły z ust księżniczki, teraz podwójnie szczęśliwej, bo grupa numer jeden dotarła do celu.

- Oczywiście, w końcu ja tutaj rządzę. - mówiąc to, uśmiechnęła się pod nosem i oparła biodrami o stół. - Masz dla mnie jakieś wieści? Byłam w trakcie czegoś, szczerze mówiąc. Nie chcę Cię popędzać, ale tak jakby koniec świata się zbliża.

- Och, tak, jasne. Całe popołudnie sprawdzam łączność z innymi grupami, nasz cel podróży ukaże się dopiero za dwa dni. Po prostu upewniam się, że wszystko idzie zgodnie z planem. - powiedziała, lecz w głosie Clarke słychać było lekkie zdenerwowanie.

- Nie pękaj, Griffin. Zawsze dajemy sobie radę, nieważne jakim kosztem. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? - zapytała Raven, zauważając, że do środka wślizguje się Miller. Powitała go lekkim skinieniem głowy.

- Masz rację. Trzymaj komunikator zawsze przy sobie, będę informować o wszystkim na bieżąco. Teraz potrzebują mnie przy mapie, zbliżamy się do Mount Weather. - takimi oto słowami, Clarke zakończyła swój przekaz, zostawiając po sobie nieco dziwną aurę niepewności, która na chwilę przeszła na ciało Raven. Otrząsnęła się szybko z niewygodnych myśli, które ją nawiedziły po usłyszeniu tej nazwy, po czym chwiejnym krokiem zbliżyła się do gościa.

- Coś się stało? Nie mówiłam, że potrzebuję pomocy. - zmarszczyła lekko brwi, krzyżując ramiona na piersi. Na zewnątrz robiło się coraz goręcej, promieniowanie oddziaływało już na temperaturę, dlatego w takich warunkach niekoniecznie sprawnie się jej myślało. Wątpiła jednak, aby miała jakiekolwiek problemy z pamięcią.

- Przyniosłem Ci coś. Uważamy, że powinnaś więcej jeść, i spać, ale do tego niestety nie możemy Cię zmusić. - uśmiechnął się pocieszająco, wręczając dziewczynie pakunek z żywnością i kawę w kubku, a Raven momentalnie zrobiło się milej na sercu. Doceniała tak proste gesty, które dla innych były bez znaczenia. Mimo, że tego nie pokazywała, zależało jej na ludziach. Po prostu nie umiała tego okazać.

- Dzięki, Miller. Nie pamiętam, kiedy jadłam coś ostatnim razem. - odpowiedziała z wdzięcznością, zabierając się za pałaszowanie kanapek. Odstawiła kubek na stół, tuż obok narzędzi, pozwalając sobie na krótkie westchnięcie. Chłopak mówił o sobie w liczbie mnogiej, lecz na pewno nie uwzględniał w tym Murphy'ego. Apropo Johna.. Co on właściwie robił? Z pewnością nikomu nie pomagał, nie był aż taki dobroduszny. Zmarszczyła czoło, wyłączając się na chwilę z rozmowy.

Don't belong here [RavenxMurphy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz