Jak zwykle byłem spóźniony. Jeszcze jeden raz będę zawieszony i koniec ze szkołą. Nie to, że bym się nie cieszył, ale moi rodziciele nie byliby z tego zadowoleni. I Merlin. Merlin też nie byłby z tego zadowolony. Sądzę, że to on bardziej zachowuje się jak moja mama niż moja mama. To on wygłasza mi całe wykłady na temat: "Co będzie jeżeli nie zaczniesz poważnie traktować szkoły." Raz przygotował nawet prezentację. Nie zrozumcie mnie źle. Merlin jest ekstra, ale czasami (ekhem, często) przesadza. Ostatnio zaczął miewać jakieś koszmary i koleś nie wychodzi z domu. Musiałem do niego pójść i go uspakajać. Przez chwilę zacząłem się zastanawiać czy nie ma wczesnego stadium choroby psychicznej, ale chyba nie. Doktor Artur stwierdził tylko wrodzoną głupotę. (Doktor Artur to ja. Żeby nie było.)
Kiedy przed oczami ujrzałem TEN budynek chciałem instynktownie zawrócić. Niby chodzę już tu trzeci rok, a dalej nie mogę się do tego przyzwyczaić. Wbiegłem przez drzwi i ruszyłem na górę. Jeszcze tylko korytarz. Pobiegłem i spojrzałem na zegarek. Jestem spóźniony, teraz mam tylko nadzieję, że dyrektorka mnie nie zauważy. Podniosłem wzrok i zdołałem tylko krzyknąć "Uważaj". I pode mną była jakaś dziewczyna. Nie powiem, że mi się to nie podobało, ale musiałem lecieć. Kiedy podniosła na mnie wzrok, zobaczyłem piękne, zielone oczy, a potem usłyszałem głos dyrektorki.
-Przepraszam cię- powiedziałem.- Chętnie bym ci to wynagrodził i poflirtował, ale nie mogę być już więcej zawieszony.
Wiem, wiem, mogłem to rozegrać bardziej po męsku, ale tym razem nie mogłem. Pobiegłem w stronę klasy. Otworzyłem drzwi i wręcz wskoczyłem do swojej ławki. Nauczycielka obrzuciła mnie karcącym spojrzeniem, a ja uśmiechnąłem się do niej. To zawsze działa.
Po kilku minutach rozległo się pukanie do drzwi. W myślach słyszałem głos Merlina "Masz przechlapane". Dyrka wejdzie zaraz rozentuzjazmowana i mnie wyleje. Zobaczyłem dyrektorkę i położyłem się na ławce, żeby mnie nie zobaczyła. Po tym jak weszła druga osoba, uznałem, że chyba nie o mnie jej chodzi. Spojrzałem na białogłową, która stała na środku klasy, kiedy podniosła wzrok zobaczyłem zielone oczy i od razu uświadomiłem sobie, że to ona. Teraz miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Dlaczego? Sam nie wiem. Wcześniej, na korytarzu kiedy leżała pode mną (tak, to podtekst) czułem się bardziej pewny. Teraz odwróciłem wzrok i próbowałem nie zwracać na siebie uwagi. Trochę się zawstydziłem. Mogłem jednak ją jakoś przeprosić.
Zobaczyłem, że siadła z Vivienne. Viv jest w paczce ze mną i Merlinem, ale dziś nie chcę z nią rozmawiać. To znaczy chcę, ale sam na sam. Nie chcę, żeby ta białogłowa (przyznam się, nie słuchałem, kiedy się przedstawiała) uczestniczyła w naszej rozmowie.
Napisałem do Viv co się stało, odpowiedziała tylko "Podoba ci się". Jakby to nie było pytanie, tylko stwierdzenie. O co jej chodzi? Nie podoba mi się. To znaczy jest ładna, ale nie podoba mi się w romantycznym sensie. Jasne?
W każdym razie Viv obiecała, że będzie mnie unikać, abym nie spotkał się z tą dziewczyną, ale kazała mi ją gdzieś zaprosić. Cóż, sam jej to zaproponowałem, ale zrobię to może później.
Kiedy zobaczyłem 10 minut na zegarku ucieszyłem się, ale kiedy nauczycielka oznajmiła o pracy grupowej westchnąłem głośno. Napisałem na kartce swoje imię i Merlina. (Gdybym tego nie zrobił, prawdopodobnie by na mnie krzyczał. On kocha grupowe projekty. I szkołę. W ogóle dziwny z niego człek).
Nauczycielka wskazała mnie bym wyszedł na środek i wylosował imiona. I cały mój plan z ukrywaniem się legnął w gruzach.
Merlin, Vivienne. Oczywiście. Zawsze jesteśmy razem w grupie. Niektórzy mówią na to przeznaczenie, ja zwę to fartem. Zazwyczaj to oni robią wszystko, a ja się przyglądam. Sięgnąłem po jeszcze jedną ostatnią kartkę. Rozwinąłem ją i przeczytałem Guinevera. Kto to Guinevera? Nie skupiam się na lekcjach, ale znam imiona osób w klasie.
-Co za zbieg okoliczności- zaśmiała się nauczycielka.- Czyżby legendy arturiańskie były prawdziwe?
Już tyle razy słyszałem te słowa, że mnie nie ruszyły.
-Guinevero mam nadzieję, że będzie ci się dobrze współpracować z Arturem, Merlinem i Vivienne.
-Oczywiście, proszę pani- odpowiedziała dziewczyna.
Podążyłem wzrokiem za głosem. Dlatego nie znam tego imienia. To jest JEJ imię. Spojrzałem na nią. Uśmiechnąłem się, a ona chyba mnie nie poznała.
CZYTASZ
Cześć, jestem Artur i wbrew sobie zostałem Królem
FantasyKról Artur, a właściwie po prostu Artur. W małym mieście w Wielkiej Brytanii nikt nie zwróciłby się do niego per królu. Jego życie toczy się jak życie każdego normalnego nastolatka, do czasu gdy jego szalony przyjaciel Merlin ma wizję... *Niezwiązan...