13

10.8K 1.1K 312
                                    

Niall: juz czekam

Schowałem telefon do kieszeni, i wszedłem do szatni. Musiałem przebrać się na trening, dodatkowo byłem spóźniony. Niall obiecał, że nie zostawi mnie samego przed trenerem.

- Sorry - rzuciłem i podszedłem szybkim krokiem do najbliższej szafki. Nie miałem czasu zastanawiać  się, kto zajął moją. W środku mojej były jakieś ubrania.

- Czemu tak długo? - spytał Niall. - Już się pogodziliście z Mali i po prostu poszliście do niej?

- Pieprz się, Niall. Nie mam ochoty o niej mowić - mruknąłem, zdejmując bluzę i wyjmując z torby podkoszulek.

- Boże, kolejny nastolatek ze złamanym sercem - parsknął, biorąc mój telefon. Wyrwałem mu go.

- Masz swój telefon, blondwłosy debilu.

- Ze swojego nie napisze do Mali w twoim imieniu - wyciągnął dłoń i czekał, aż położę na niej swój telefon. Jego niedoczekanie.

- Mortez mi się podoba - powiedziałem, a ten uśmiechnął się - podobnie jak połowa dziewczyn w naszej szkole. Bardziej mnie nawet wkurza, że teraz nie mam sposobu na zdobycie Boonie.

- Śmieszne - skomentował. - Nie okłamuj mnie, Harry. Nie mnie, okej?

Zawiązałem drugiego buta i spojrzałem mu w oczy. Z Nialla Horana była jednak uparta świnia.

- No a co innego mam powiedzieć? - westchnąłem. - Traktowałem ją poważnie, ufałem jej, a ona nie chce mi o niczym mowić. Z drugiej strony - wstałem i wziąłem butelkę wody z torby - dobrze, że rozeszliśmy się w swoje strony, zanim się zakochałem, co nie? Ostatecznie ona i tak wróciłaby do Dylana.

- Drugie dno tego planu było takie, że znalazłbyś tę jedyną - dodał Niall.

- Najwidoczniej ona nią nie była.

- Chyba tak - przerwało nam siłowanie się z drzwiami od szatni. Spojrzeliśmy po sobie i bezgłośnie wypowiedzieliśmy "trener". Chyba chciał sprawdzić, czy raczyliśmy pojawić się na treningu.

- Drugie drzwi - powiedział Niall i pobiegł do drugiego wyjścia. Wkurzony trener to ktoś, z kim nie chcesz zostać w niewielkim pomieszczeniu. Drugie wyjście prowadziło od razu na salę, więc mogliśmy powiedzieć, że właśnie do niej wchodziliśmy.

Zamknąłem za nami drzwi i odetchnąłem. Chciałem odwrócić się, żeby przywitać drużynę, ale zetknąłem się tylko z posturą naszego trenera.

- Czyli nie zależy wam na turnieju? - powiedział surowym tonem. - Akurat kapitanowi i jego maskotce? Do szeregu, teraz!

Pobiegliśmy, a ja w tym czasie zmarszczyłam brwi. Drugie wyjście było od strony szkolnego korytarza. Pewnie jakaś pierwszoklasistka chciała wysłać miłosny list któremuś z zawodników.

- Dobra, Styles i Horan, za spóźnienie karne pompki. Panowie, zaczynacie rzuty - zmarszczyłem brwi i spojrzałem na równie zdezorientowanego Nialla. To było dość nietypowe, obejść się bez całej tyrady o tym, jak to spóźnienie wpływa na nasze miejsce w drużynie. Najwyraźniej trener brał zawody koszykarskie równie poważnie co my, i nie chciał tracić treningu na zdzieranie gardła.

Ustawiliśmy się w rogu i pod czujnym okiem trenera, zaczęliśmy robić pompki. Niall podniósł nieznacznie głowę i szepnął:

- Nie lubię, jak nazywa mnie tylko i wyłącznie twoją maskotką.

- Koszykarzem najlepszym nie jesteś, jak ma cię nazywać? - Niall uniósł głowę trochę wyżej i parsknął mi na włosy ze śmiechu.

- Jesteś beznadziejny - wyszeptał i znowu spuścił głowę. - Nic dziwnego, że żadna nie chce cię na pełen etat.

- Przekonamy się za kilka tygodni, blondyneczko. Będziesz mi lizał buty ze wstydu.

Powoli zaczynały mnie boleć mięśnie od pompek. Niestety, trener nigdy nie ustalał swojej kary dokładnie. Robiłeś, póki nie pozwolił ci przestać. Zastanawiało mnie czasem, czemu trzymają takiego tyrana w szkole. Mimo wszystko, jego metody sprawiały, że byliśmy najlepsi.

Po dłuższym czasie, trener pozwolił nam dołączyć do reszty drużyny. Byłem wycieńczony, ale starałem dawać się z siebie wszystko. Pozwoliłem sobie się wyłączyć i skupić tylko na godzinie kończącej trening.

Nareszcie ta godzina wybiła. Wszyscy równo odłożyli piłki, i zaczęli kierować się szybkim krokiem w stronę szatni. Ja i Niall wlekliśmy się na końcu. Poczułem dezorientację, kiedy Dylan zwolnił kroku i do nas dołączył.

- Kapitan nie powinien się spóźniać na treningi swojej drużyny. Zwłaszcza przed czymś tak ważnym - wwiercał ze mnie dziurę swoim grzecznym spojrzeniem. - Rozumiem, że przez swoje amorki nie jesteś w stanie spełniać się w roli kapitana.

- Jedno słowo więcej, a dostaniesz w pysk, Dylan - mruknąłem. - I spróbujesz choćby szepnąć trenerowi o zmianie kapitana, to sprawię, że wypierdolisz stąd w podskokach.

- Ooo - uśmiechnął się głupio - Mali ujawniła swój okresowy charakterek?

- Kiedy pożerałem jej ciałko dwie godziny temu, jeszcze nie miała okresu - uśmiechnąłem się szeroko, mrugając do niego. Zatrzymał się i zaczerwienił ze złości. Poklepałam go po ramieniu. - Ze mną nie zadzieraj, Dylan.

Poszliśmy do szatni, zostawiając go w tyle. Przepuściłem Nialla w drzwiach, powoli wchodząc za nim i zamykając drzwi przed Dylanem. Podszedł do mnie Manu.

- Harry, to do ciebie - wcisnął mi w rękę jakiś świstek papieru. Spojrzałem na swoje imię, niedbale wpisane na zgiętej kartce z zeszytu. Chłopcy zaczęli masowo podniecać się liścikiem do mnie, a ja parsknąłem śmiechem.

- Mali ma konkurencję, co? - zaśmiał się któryś z kolegów. Spochmurniałem. - Żebyś tylko nie zaczął grać na dwa fronty, Styles!

- Możesz marzyć o takim powodzeniu - odkrzyknąłem ze śmiechem i podszedłem do swojej szafki. Wpatrywałem się w kartkę, próbując bez otwierania odgadnąć charakter pisma. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy, więc z rezygnacją otworzyłem list.

Świat jakby nagle stracił trochę na swojej wartości. Każde zdanie powoli pognębiało znaczenie sprawiedliwości. Podpis zostawił mnie w poczuciu największej pustki.

Mali potrzebowała mnie prawie tak bardzo, jak ja jej.

Schowałem list do portfela i, bez przebierania górnej części stroju, wybiegłem z szatni, z torbą w ręce. Kiedy usiadłem za kierownicą, pozwoliłem sobie na chwilę żalu. Współczucia, którego - jak wynikało z listu - Mali nie chciała. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

Jak to mówi mama, czasem każdy musi sobie sekundę popłakać. Ale tylko sekundę. Potem muszę znaleźć Mortez.

NIESPODZIANKA! Czy ktos jeszcze to w ogóle czyta??

make a deal, Mortez / styles+Where stories live. Discover now