Rozdział 18 - Misja ratunkowa (część I)

424 47 7
                                    


Finn

Z rozbawieniem przyglądałem się dziewczynie, która koniecznie chciała wydostać się z moich węzłów. Siedziała na krześle, które pod wpływem jej gwałtownych ruchów, ciągle się kiwało.

- Wyjdziesz dopiero, jak ci pozwolę - oznajmiłem chłodno, wycierając chusteczką spocone czoło.

- Finn...- w jej oczach przebłyskiwało uczucie, którym niegdyś darzyła mnie z wzajemnością - Co ci się stało?

- Oprócz tego, że nie zrobiłaś nic, by powstrzymać Clarke przed zabiciem mnie?! - krzyknąłem - Opuściłaś gardę, gdy najbardziej potrzebowałem, byś była dzielna i silna.

- Proszę cię. Rozwiąż mnie i porozmawiajmy na spokojnie!

- Nie tym tonem - nakazałem.

Zbliżyłem się do niej i chwyciłem za podbródek.

- Jesteś niczym, Raven. - parsknąłem - Wiele się zmieniło, a ty się do tego przyczyniłaś.

- Finn...- zaskomlała ponownie.

- Daruj sobie. - wycedziłem przez zaciśnięte zęby - Jesteś współwinna!

Niemal dygotałem. Moje wnętrze roznosiła horendalna żądza zemsty, która musiała pozostawać w ryzach. Dzięki cierpliwości po raz drugi udało mi się przechytrzyć drużynę wątpliwych zbawicieli.

Byłem z siebie niezmiernie rad.
Nie zmusiłem jednej osoby do przypomnienia sobie swojego życia, zrobiłem to z dwoma osobami, które w oczywisty sposób mnie zdradziły. To było częścią zemsty, ich cierpienie oraz bezsilność wobec kogoś, kto przewyższał ich we wszystkim, w czym mógł.
Jednocześnie nie uważałem się za marne narzędzie w rękach Arhideona. Nawet, gdyby on przybrał owe stanowisko, ja o wiele więcej niż dla niego, czyniłem tu dla siebie.
Nikt nie miał prawa, by mną manipulować. Nikt nie miał prawa dyktować, co powinienem, a czego nie.

»»»°«««

Lexa

Zaciekawiona, wychyliłam głowę znad czytanej przeze mnie książki kryminalnej. Clarke leżała nieco niżej, więc od razu dostałam szansę, aby zobaczyć, co ona tam kombinowała.
Na białej kartce bloku technicznego kreśliła ołówkiem kolejne proste linie, zmieniające się zaraz w nieidealne rysy twarzy.
Efektem końcowym okazała się być moja podobizna. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale nie wróciłam do lektury. Odłożyłam przedmiot z zaznaczonym fragmentem, zaczepiając delikatnie blondynkę.

- Kocham cię. - szepnęła, odwracając się do mnie.

- Jesteś wszystkim, Clarke. - odparłam szczerze - Wszystkim, zupełnym szczęściem, na jakie kiedykolwiek liczyłam. Ja ciebie też kocham.

Nasze usta złączyły się w pocałunku, a emocje i uczucia, które w nas drzemały, znalazły perfekcyjne ujście. Opuszkami długich, smukłych palców przejechałam po policzkach Wanhedy, powodując jej niemal niesłyszalne mruknięcie. Odsunęłam się od niej po chwili, przygryzając wargę.

- Denerwujesz mnie. - powiedziała zaczerwieniona.

- To za to kuszenie dziś rano - wzruszyłam ramionami.

Przyciągnęła mnie do siebie tak, że w mgnieniu oka znalazłam się na niej. Jej ręce zawędrowały pod moją koszulkę, na plecy. Czułam, jak znajome ciepło umiejscawia się w ich dolnej partii, a potem napływa do reszty ciała. Napalałam się, a ona tylko igrała.

- I kto tu bawi się w kotka i myszkę? - spytałam niewinnie, wydychając powietrze prosto w szyję Clarke.

Przyjemną chwilę, która pędziła we wspaniałym kierunku, przerwały wibracje telefonu. Zamierzałam to zignorować, lecz ona nie umiała. Zawsze miała wrażenie, że przez olewawczy stosunek do połączeń, ominie ją coś istotnego i później musiałaby się kajać do końca życia.
Odebrała więc, przyciszając muzykę, której źródłem był laptop.
Głos przywódczyni ludu Skikru diametralnie się zmienił. Stała się poważna, zdecydowana i ostra.

Gdzieś pomiędzy Where stories live. Discover now