30.

10.3K 325 11
                                    

Scena snu była niezbędna. Trzeba nadać Roksanie trochę przeszłości prawda? A co bardziej może zniszczyć szczęście niż zgniła przeszłość? Rozdział dodałam szybciej dzięki jednej czytelniczce. ZuziaCielak3 mam nadzieję, że się cieszysz.

Wyproszę o gwiazdki i komy?

Okiem Roksany
Obudziłam się pełna energii z Krystianem obok. Uniosłam dłoń i położyłam delikatnie na jego policzku. Spał tak spokojnie. Wyglądał jak niewinny, przeciętny facet. Przybliżyłam się i pocałowałam go w policzek. Tęskniłam za nim... Tak cholernie mocno. Wstałam z łóżka jak najciszej. Ten jebany materac jest chyba ze średniowiecza. Podeszłam do kołyski i wzrok zatrzymałam na moim rozbudzonym królewiczu. Uśmiechał się do mnie i wyciągnął łapki w moją stronę. Wzięłam go ostrożnie i przytuliłam do siebie przytrzymując główkę. Nie obudził mnie płaczem... To do niego niepodobne. Usiadłam z nim na fotelu, który stał w rogu i wyjęłam pierś z miseczki biustonosza. Przeszedł mnie prąd gdy Dyzio ssał mleko.
Patrzyłam na mojego synka i szukałam podobieństw. Był cały jak Krystian. Po mnie może miał zadziorny nosek i sama nie wiem... Kształt uszu miał podobny? Reszta należała do ojca... Oczywiście z czasem może się to zmienić, ale teraz mam dwóch nienajedzonych mną Majllerów.

-Chym... To wygląda podniecająco. - usłyszałam i odwróciłam głowę w stronę łóżka. Leżał na ręce i bacznie się mi przyglądał. - Mimo wszystko... Czuję się zazdrosny.

Roześmiałam się.

-Zazdrosny o cycki?

-Nom... Tylko ja powinienem mieć do nich dostęp. - skrzywił się.

-Chyba, że miałabym partnera. Wtedy... - Nie dał mi dokończyć bo wstał z łóżka i stanął przy mnie. Byłam zaczarowana tym, jak bardzo ruszyły go moje słowa.

-Już wystarczy, że jeden mężczyzna dobiera się do ciebie nie będąc mną.

-Ale... To taki mały ty. - spojrzałam na Dyzia.

-Niby tak... Wiesz co? - zapytał tajemniczo i delikatnie.

-Co?

-Kocham cię. - powiedział patrząc mi w oczy. Następnie pocałował mnie zachłannie, a ja musiałam opanować swoje ciało.

-Krystian!- powiedziałam stanowczo. - Zrobimy mu krzywdę.

-Eh... - Odsunął się ode mnie. - Przywyknę do tego? - zapytał się mnie.

-Raczej tak. Będziesz dobrym ojcem.

-Czemu nie wspaniałym? - zmarszczył brwi.

-Bo wspaniały może być jeden rodzić. - Wystawiłam mu język. - Ale tytuł wspaniałego kochanka jest twój... - Uśmiechnął się dumnie dając buzi w policzek.

-Nie wiem jak ty to robisz... Jesteś idealna. Zmienna i mimo tego zawsze wydajesz się być sobą.

-Jestem zmęczona. Masz szansę się wykazać. - podałam mu nasze maleństwo na ręce. - Daj mi pospać cztery godziny, a ja się odwdzięczę. - Wstałam i poszłam do łóżka. Zasłoniłam się cała kołdrą i słuchałam. Nic się nie odzywał, jednak po chwili usłyszałam ciche domknięcie drzwi. Odpadłam...

-Dlaczego nie umiesz być jak inne dziewczęta w twoim wieku? - przytuliła mnie gładząc po włosach. Po raz kolejny płakałam, a jej uspokajanie... Było tylko podsyceniem tego ognia. - Inne są zgrabne, a ty? Nieudacznik z ciebie. Chuj wie po kim to masz. - Znowu zaszlochałam. - Spójrz na mnie. - podniosłam twarz i zostałam przeskanowana przez matczyne, zimne oczy. - Gdy płaczesz masz spuchnięte usta. Wyglądasz jak taka kurwa od ciągnięcia starym facetom. Twoje oczy są jeszcze mniejsze. Chyba nawet pod lupą ich się nie znajdzie. Ty nawet kurwa nie płaczesz. Wydajesz jęki godowe. Że też musimy cię taką wychowywać. - przytuliła mnie jeszcze mocniej do siebie. Po chwili jednak wyszła i mnie zostawiła. Spojrzałam w lustro wiszące na ścianie. Naprawdę wyglądałam koszmarnie. Wyszłam z domu i usiadłam na zaniedbanej klatce schodowej.

-Dlaczego płaczesz Roksanko? - starsza kobieta otworzyła swoje drzwi i usiadła obok mnie.

-Jestem... Nikim...

-Nie mów tak. Wiesz co? - zapytała. - Chodź na herbatę. To zawsze pomaga. - Jej uśmiech mnie zachwycał. Miała takie śliczne malinowe usta, które świeciły promienistym uśmiechem.

Obie poszłyśmy do niej i siedziałyśmy przy stole.

-Jest pani taka dla mnie dobra...

-Bo jesteś malutką siedmioletnią moją wnuczką...

-Naprawdę? - zapytałam niedowierzająco.

-Nie, ale to nie znaczy, że nie mogę być dla ciebie jak babcia. - puściła mi oczko. - Twoi rodzice nie są źli. Oni po prostu zabłądzili po drodze. Nie umieją się odnaleźć w szczęściu, które nosi twoje imię.

-Moje imię?

-Tak. Ty jesteś takim małym, wielkim szczęściem. Niektórzy nie umieją się cieszyć... Ale to nie ich wina.

-Już kolejny raz jestem u pani... Jest pani dla mnie chyba najważniejsza...

-Chcesz ze mną zostać? - pokiwałam głową. - Obiecuję ci, że zostaniesz...

Szmery, dialogi, sprawy sądowe... Mijały szybko w moim śnie jakby były tasowanymi kartami.

-Idę do szkoły babciu. - powiedziałam uśmiechnięta.

-Dobrze. Pamiętaj aby na siebie uważać.

-Kocham cię.

-Ja ciebie także. - wykonała krzyżyk na moim czole, które następnie pocałowała. Nauczyła mnie dobroci i spojrzenia na świat tak, jak nie mogłam przez cały ten syf.

Szkoła to szkoła dziesięcioletnia dziewczyna ma wrogów i przyjaciół, jednakże ona była kimś gorszym od wroga.

-Co tam deklu? - zapytała blond dziewucha.

-Nie mów tak do mnie. - spokojnie przyjęłam jej zaczepkę. To zawsze działa. Jak czerwona płachta na byka, tak samo denerwuje spokój podczas kiedy ktoś chce cię wkurwić.

-Bo co? Poskarżysz się tacie? - roześmiała się. - A no tak, zapomniałam. Ty go nie masz! Uciekł od ciebie razem ze starą gdy tylko zobaczyli jaki błąd popełnili tworząc ciebie.

-Nie urodziła mnie stara. Tylko mama. Ty tego nie rozumiesz, bo twoja nawet nie umie ciebie wychować.

-A ty?

-Mnie nie wychowali tak, jakbym chciała. A ty... - wskazałam na nią palcem.- Jesteś zwykłą szmatą. Poskarżysz się? - uniosłam brew.

Odbiegła, a ja w końcu upadłam bezsilnie na podłogę w toalecie szkolnej. Coś we mnie pękło.

-Kochanie? Wstań... Masz gorączkę... - otworzyłam oczy i usiadłam na materacu.

-Nic mi nie jest Krystianie... To tylko... Tylko sen...

To tylko seks... (+18) {1.Część} [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now