Rozdział 2

184 14 5
                                    


Brązowowłosy chłopak siedział w pierwszej ławce tuż przed biurkiem i rozglądał się po pustej sali. Patrzył wszędzie, tylko nie na twarz rozzłoszczonego nauczyciela, który pochylał się nad nim.

-Mógłbyś się trochę bardziej postarać. Naprawdę nic do ciebie nie dociera? Tak trudno jest ci zapamiętać kilka rzeczy? Nie mogę ci wstawiać ocen za nic!

Na czole wychowawcy pojawiła się jedna, głęboka zmarszczka. Trudno było się domyślić czy to ze zmartwienia czy ze złości. Chłopak nawet nie starał się tego zidentyfikować. Dudniąc palcami w ławkę, zastanawiał się jak załagodzić sytuację.

-Nudzi mnie to miejsce. I pan i ja wiemy, że edukacja tutaj nie jest dla mnie. – Spojrzał na swojego rozmówcę i zmarszczył brwi. – Naprawdę wystarczyłyby mi tylko dwójki.

Atmosfera między nimi stała się w tej chwili jeszcze bardziej napięta

-Nie mogę wiecznie wpisywać ci ocen za sprawdziany, których ty nawet nie pofatygowałeś się napisać!

Trzydziestolatek opuścił lekko głowę i przeniósł swój wzrok na drewnianą ławkę, po której zdecydowanie było widać, że ma swoje lata. Trwał w tej pozycji przez kilka sekund po czym gwałtownie wyprostował się i spojrzał z góry na młodego chłopaka. Widać było, że stara się nad sobą panować, ale niekoniecznie mu to wychodziło.

-Michael! Rozumiem sytuację, ale będę wymagał od ciebie niezbędnego minimum. Mogę i będę dawał ci fory, ale postaraj się zrozumieć to, że inni nie są takimi idiotami za jakich ich masz i widzą jak cię traktuję. Pragnę przypomnieć, że nie jesteś zbytnio lubiany i niektórzy chcą specjalnie narobić ci problemów. – Zrobił krótką pauzę i czekał aż chłopak na niego spojrzy.

Brunet doskonale wiedział, że to co usłyszał to prawda, ale nie chciał dawać nauczycielowi tej satysfakcji. Siedział niedbale na krześle z założonymi rękami i patrzył przed siebie. Odwrócił się w stronę Richarda Beneza dopiero wtedy gdy ten chrząknął w typowo profesorskim stylu.

-A ty, Rychlik – oparł się o ławkę znajdującą się obok tej w której siedział chłopak i spojrzał na niego poważnym wzrokiem – jak ostatni debil dajesz im powody. Nie tak powinieneś się zachowywać.

Przez chwilę w sali panowała cisza zakłócana jedynie miarowym tykaniem zegara. Nie było nawet słychać zgiełku miasta czy szumu oddychania. Oboje mierzyli się wzrokiem i czekali na jakąkolwiek reakcję. W końcu Michael wstał i powoli zatrzymał się tuż przed swoim nauczycielem. Byli niemal tego samego wzrostu. Wziął głęboki wdech i powiedział:

-Rozumiem. Zadbam o poprawę. – Na chwilę zamilkł nie wiedząc co konkretnie powiedzieć

Podrapał się po skroni i spojrzał jeszcze raz na twarz nauczyciela.

-I dziękuję – Dokończył.

Minął mężczyznę i skierował się stronę drzwi, ale zanim zdążył chociaż dotknąć klamki, rozległo się głośne pukanie do drzwi. Chwilę potem zobaczył czarnowłosą dziewczynę, która próbowała przecisnąć się w drzwiach mając obie ręce zajęte jakimiś papierami i książkami. Same drzwi otworzyła łokciem. Usilnie próbowała niczego nie upuścić. W pomieszczeniu rozległ się jej głos.

-Dzień dobry, przepr... - Urwała w połowie zdania, gdy podniosła głowę i zdała sobie sprawę, że raczej nie jest w tej sali, w której powinna być.

Zaskoczona otworzyła usta i przenosiła wzrok raz młodego chłopca w jej wieku, a raz na mężczyznę, który pewnie był nauczycielem. Oprzytomniała dopiero wtedy, gdy poczuła, że stos kartek, które trzymała na lewym ramieniu powoli się ześlizguje. Nerwowo poprawiła ułożenie rąk i zaczęła się tłumaczyć.

-Chyba weszłam nie do tej klasy co trzeba i... Ja.. Ja szukam pani McCourtney.

Pan Benez podniósł się z ławki, o którą się opierał i ruszył w stron dziewczyny.

-Z której jesteś klasy? – zapytał spokojnie.

-Pierwsza. Jestem tu nowa.

-Zgaduję, że trafiłaś do klasy pani McCourtney i dlatego jej szukasz. Podejrzewam, że jest w klasie numer 11.

Ciemnowłosa uśmiechnęła się z wdzięcznością.

-Klasy pierwsze zawsze mają lekcje na parterze, a to jest drugie piętro. – Rozległ się głos Rychlika

-Jest nowa, mogła nie wiedzieć. – upomniał z naganą w oczach nauczyciel.

-Jakieś podstawy jednak obowiązują – kontynuował.

Zanim Benez zdążył odpowiedzieć, dziewczyna wtrąciła się i powiedziała:

-Dziękuję za pomoc. Do widzenia.

Grzecznie uśmiechnęła się i obróciła w stronę wyjścia, ale zanim wyszła znowu usłyszała nauczyciela.

-Może Michael ci pomoże? – powiedział z naciskiem na każde słowo w stronę chłopaka

Brunet spojrzał zdziwiony na wychowawcę i po chwili przeniósł wzrok na osłupiałą pierwszoklasistkę.

-Nie znam się, ale nie wygląda mi na niepełnosprawną

Mimo że mówił to do nauczyciela, był cały czas zwrócony w stronę nowej i przypatrywał się jej. Isabelle zarumieniła się i szybkim krokiem wyszła na korytarz. Słyszała jak za drzwiami mężczyzna głośno zwrócił uwagę chłopakowi. Była zażenowana, ale w duchu dziękowała sobie, że udało jej się niczego nie upuścić w ich obecności. Spojrzała jeszcze raz za siebie i uświadomiła sobie dlaczego popełniła błąd. Do drzwi klasy, w której była przytwierdzony był numer 77. Myślała, że na planie, który dostała od woźnego był numer 77, ale widocznie pomyliła tę liczbę z 11. Westchnęła i zeszła po schodach w kierunku właściwej sali.

***

-Co my jej właściwie powiemy?

Kobieta w średnim wieku przechadzała się w tę i z powrotem po jeszcze nie do końca umeblowanym salonie. W końcu zatrzymała się i spojrzała z wyrzutem na swojego syna. Xavier siedział na kanapie i opierał łokcie na kolanach. Wydawał się całkowicie nie słuchać swojej matki, ale tak naprawdę pochłaniał każde jej słowo.

-Nie można cały czas ukrywać. Jeden sekret rodzi kolejne. Nie chcę by tak wyglądała nasza rodzina. – Kontynuowała kobieta, gestykulując aż do przesady.

Xavier podniósł w końcu głowę i spojrzał zmęczonym wzrokiem na matkę.

-Po prostu zapomnijmy. Isabelle sama mówiła, że nie rozpamiętywać. Mamo, ona chce żyć. Ona chce zapomnieć.

-Nie przyjechaliśmy tu aby zapomnieć.


>>>>>>>>>>

876 słów

Mam nadzieję, że rozdział się podobał ^^

Mile widziane gwiazdki i opinie 

Pozdrawiam <3

NOWE You can't help meWhere stories live. Discover now