Czerwona Dama

10 2 2
                                    

Sara wyjrzała za okno. Krajobraz z nizinnego zdążył już się zmienić nie do poznania. Podlasie powitało ją jednak deszczem, a nie jak się spodziewała słoneczną pogodą i bezchmurnym niebem. Jechali już dobrych kilka godzin, ale było warto pomęczyć się w podróży, by móc potem korzystać z uroków wycieczki. Westchnęła. Do kółka astronomicznego zapisała się na początku roku szkolnego. Głównie za namową taty, ale po kilku spotkaniach zrozumiała, że fizyka stała się jej nowym zainteresowaniem. Ponadto jej koledzy tak jak ona zaczytywali się w powieściach science-fiction. Czego chcieć więcej.

- Uwaga dzieciaki – usłyszała z głośników – za chwilę wysiadamy. Pamiętajcie niczego nie zapomnieć.

Zza zakrętu zaczęła wyłaniać się niewysoka, lecz dość stroma góra. Na szczycie, słabo widoczny, stał zamek. Otoczony przez gęsty las, do którego wjechali, zdawał się być twierdzą nie do zdobycia. Nagle dało się słyszeć wybuch i autokar stanął. Szybko wysiedli, ale okazało się, że była to awaria silnika. Sara zaczęła drżeć. Przemoczona do suchej nitki przypomniała sobie, że nie zabrała żadnej kurtki. Przeklęła pod nosem. Mimochodem usłyszała dziwną rozmowę telefoniczną.

- No mówię ci – mówił męski głos – to nie miało prawa się wydarzyć. Dopiero co przecież miałem przegląd. No nie... Ha! Myślisz, że to jakieś ufo nad nami przelatywało i pole elektromagnetyczne zepsuło silnik?! Oj Sławek, Sławek... Ty jak coś palniesz! Dobra. Kończę, bo dzieciaki czekają. A ty przestań oglądać te irracjonalne filmy w końcu! Cześć!

Sarę to jednak zastanowiło. Oczywiście nie sprawa kosmitów, ale pole. Sprawdziła komórkę.

- Brak sygnału – powiedziała do siebie. – Tak myślałam.

- Nad czym tak myślisz? O przepraszam, czy ty w ogóle nad czymkolwiek myślisz? – z zadumy wyrwał ją szorstki głos. Odwróciła się i napotkała szyderczy wzrok wysokiego chłopaka.

- Nie zgrywaj się Andrzej. Coś faktycznie jest tutaj na rzeczy – opatuliła się szczelniej swetrem i próbowała przestać szczękać zębami.

- Na pewno! A ja jestem król Maciuś pierwszy. Weź lepiej wróć do swoich książek, a naukę zostaw tym którzy się na tym znają.

- Czyli tobie? – spytała z ironią.

- Pewnie, że mnie – Andrzej uśmiechnął się szeroko. – Nie wiem w ogóle czemu pojechałaś.

- Żebyś nie mógł zażyć spokoju – odpowiedziała i odeszła w stronę lasu. Stanęła na krawędzi zieleni i drogi. Już miała wejść. Lecz zatrzymało ją uczucie niepokoju. Miała tak zawsze, kiedy wyczuwała kartkówkę. Ucisk w żołądku i dziwne mrowienie, które wędrowało aż do buzi i powodowało, że musiała wziąć większy oddech. Usłyszała, że ktoś ją woła. Gdy odchodziła, obróciła głowę. Wydawało jej się, że ktoś na nią patrzy, a raczej świdruje wzrokiem. Próbowała coś dostrzec za drzewami, ale deszcz skutecznie jej to uniemożliwiał. Wzruszyła ramionami i wróciła do autokaru. Okazało się, że będą musieli przebyć ostatnie trzy kilometry na pieszo z walizkami.

Kiedy weszła do pokoju, rzuciła się na łóżko. Była wykończona. Nie chodziło, że nie miała kondycji tylko jej walizka ciągle się przewracała na wybojach. Doprowadziło to do kolejnej kłótni z Andrzejem, który się z niej wyśmiewał. Na samą myśl o nim znowu się zdenerwowała. Usiadła. Dopiero teraz zwróciła uwagę na wystrój wnętrza. Miała jednoosobowy pokój w skrzydle zamku. Pomieszczenie miało kształt ośmioboku, a na wschodniej ścianie było duże, drewniane okno z okiennicami z widokiem na ponury las. Łóżko nie było duże, ale miało baldachim z miękkiego materiału. Z boku stała bogato zdobiona szafa i złota toaletka. Mimo wszystko pokój sprawiał wrażenie strasznego i odosobnionego przez ciemne ściany i ciężkie zasłony. Sara rozpakowała się szybko i poszła zwiedzić zamek. Teraz dopiero zwróciła uwagę na ilość gargulców oraz batalistyczne obrazy w korytarzach. Zgubiła się, ale nie zwracała uwagi na biegnący czas. Chodziła i podziwiała wszystko. Tylko jak na złość nie mogła znaleźć najważniejszego pomieszczenia – jadalni. Skręciła w lewo i stanęła. Miała dwie opcje drogi. Mogła zejść na niższe piętro i wrócić do pokoju albo wejść po wąskich i krętych schodach jeszcze wyżej. Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła wchodzić do góry. Schody były śliskie. Nie było poręczy, więc trzymała się drugiej ściany. Światło, które miała nad sobą ciągle mrugało. Pomyślała, że przydałaby jej się latarka, bo jeśli żarówka się przepali to na pewno poślizgnie się i spadnie. W tym samym momencie zgasło światło. Sara stanęła. Oparła się o ścianę. Kątem oka zobaczyła, że jest już prawie przy wejściu do następnego pomieszczenia. Powoli, krok za krokiem weszła do góry. Stanęła jak wryta.

Czerwona damaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora