Rozdział 9

1.9K 215 39
                                    

Odsunąłeś się ode mnie powoli, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy, który nawet przez chwilę nie przerywałeś.

W tej chwili - w twojej obecności - czułem się, tak jakbym walczył z wrogiem co najmniej dzień bez odpoczynku. Poliki piekły mnie niemiłosiernie, a szok zawładnął całym moim obolałym ciałem, zaś w uszach słyszałem, pulsującą z przyspieszenia krew, płynącą w mych żyłach.

Nieznane mi dotąd uczucie stało się bardzo przyjemnie, tak bardzo, że nie chciałem, aby odpłynęło w siną w dal.

Pocałuj mnie jeszcze raz Victorze - pomyślałem, nerwowo przygryzając dolną wargę, nie wierząc co dzieje się z moim ciałem... ze mną.

W twoich oczach pojawiły się dziwne iskierki, sprawiając, że lazur z każdą chwilą stawał się coraz piękniejszy, niestety nie mogłem zidentyfikować uczucia, przez które one powstały. Na twojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, po czym ponownie nabrałem wody do ust i mnie pocałowałeś.

Tym razem nie odsunąłeś się ode mnie, jak ostatnio od razu po "przekazaniu" mi wody - ku mojej uciesze i smutku, powstałego przez myśl, że możesz tym sposobem się tylko mną bawić.

Twoje wargi były takie miękkie. Działały na mnie kojąco, sprawiając, że w moim podbrzuszu pojawiło się dziwne uczucie - takie nieznośne, a zarazem przyjemne.

Zwykle dotknięcie warg sprawiło mi tyle szczęścia i ciepła, chciałem więcej. Dużo więcej.

Najwyraźniej ty też zapragnąłeś tego, co ja, gdyż pogłębiłeś pocałunek, wsuwając język do moich ust, od razu zapraszając mój do tańca.

Nie byłeś nachalny, tylko delikatny, przez co całowaliśmy się powolnym tempie.

Czułość, jaką mnie teraz obdarzyłeś była mi tak obca, a zarazem znajoma, ukryta za niewidzialną taflą moich uczuć, zapieczętowanych wiele lat temu.

Oderwaliśmy się od siebie, kiedy zabrakło nam powietrza. Braliśmy łapczywie wdechy, poczułem niemal natychmiastowo mocny, ostry ból w przeponie, przez co syknąłem.

- Yuri, wszystko w porządku? - spytałeś zatroskany, stykając nasze czoła, tak, że twoje platynowe kosmyki przyjemnie miziały moją skórę.

- Tak - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, zamykając oczy, słysząc, że mój głos o dziwo nie był już tak bardzo ochrypły.

- Na pewno? - dopytywał.

- Na pewno - zapewniłem, a on odsunął się ode mnie na chwilę. Czując jego wzrok, otworzyłem oczy, od razu napotykając piękna lazurową barwę. - Nie martw się Victor. - próbowałem się podnieść do siadu, widząc moją nieudaną próbę, sam pomogłeś mi usiąść. - Na serio nie musisz się martwić, nic mi nie jest, tylko nadal chce mi się trochę pić - niechętnie oderwałem wzrok od ciebie, spoglądając na szklankę stojącą na szafce nocnej. Była ona tylko do połowy zapełniona, ale powinna zaspokoić moje - już w tej chwili - minimalne pragnienie.

Pochwyciłem ją, po czym wypiłem z naczynia całą wodę za jednym razem.

- Przynieść ci jeszcze wody? - odebrałeś ode mnie pustą szklankę, a ja pokręciłem głową na "nie". Victor westchnął z rezygnacją. - Miałeś dużą gorączkę, powinieneś więcej pić. - wstał z łóżka, po czym wyszedł szybko z pokoju, uniemożliwiając mi swoim wymyciem, powiedzenie czegokolwiek.

A ja po prostu chciałem, abyś został przy mnie jak najdłużej, gdyż wiem, że już niedługo mnie opuścisz. Każda chwila spędzona z tobą jest dla mnie niczym powietrze. Kiedy cię przy mnie zabraknie, stracę je i umrę. Dosłownie i metaforycznie. Gdy dowiesz się, że ja to Death, pewnie mnie zabijesz, za to, co wyrządził jeden z moich ludzi - za którego jestem w stu procentach odpowiedzialny - a nawet jeżeli mnie oszczędzisz, ale tylko znienawidzisz, to odbiorę sobie je własnoręcznie.

Mortem et Glacies (Victuri)Where stories live. Discover now