3

1K 63 12
                                    

Steve wchodzi do mojego salonu, rozglądając się dookoła. Zauważam jak patrzy na półki i ściany, szukając czegoś co jest moje, ale nie udaje mu się to. Rzeczy Clinta i Laury są poukładane na moich szafkach, a moje głęboko pochowane.

- Może usiądziesz?- proponuje cicho przyjacielowi. Ten przystaje na moją propozycje. Obserwuje go przez chwilę. Przynoszę po chwili wino i dwa kieliszki. Siadam na przeciw Steve'a. Siedzimy tak dość długo. Z niewiadomych przyczyn nie odzywamy się do siebie.

Po dwóch butelkach wina moja twarz na pewno robi się czerwona. Jego oczy wydają się skupione.

- Tasha...- Steve urywa zdanie i wstaje z krzesła. Obserwuje jego ruch do momentu gdy staje on przede mną. Wyciąga mi kieliszek z dłoni.

- Co robisz?- pytam, patrząc na niego. Steve kuca przede mną.

- Myślę, że troszkę za dużo wypiłaś Nat- zaczynam się nagle unosić. Wtulam się w jego ramiona. Po chwili alkohol dociera do mojego organizmu. Nastaje ciemność.

Ranek przychodzi bardzo szybko. Tuż obok wyczuwam dziwną pustkę. Wiem, że Steve'a nie ma w mieszkaniu. Siadam powoli mimo pękającej głowy i wstaje szybko. Dopiero w tym momencie zauważam, że nie mam na sobie ubrań. Dociera do mnie, że mogło do czegoś dojść. Steve mógł mnie skrzywdzić. Brak bielizny w pokoju dobija mnie jeszcze bardziej. Ona musi gdzieś być przecież. Steve jej nie mógł zabrać. Steve to ten dobry. 

Po pewnym czasie znajduje ją w koszu na pranie. To dość dziwne dla mnie, ale lżej mi. Jakoś tak bezpieczniej się czuję, wiedząc, że wszystko jest na swoim miejscu. Ubieram się w strój do ćwiczeń i szybko wychodzę na zewnątrz. Szybkim krokiem zmierzam w stronę Stark Tower.  Gdy wchodzę do środka, uderza we mnie typowo męski zapach lub raczej smród męskiego braku chęci. Zerkam do salonu, a tam znajduję to czego się spodziewałam. Niania Steve pilnuje całą resztę pijanych kompanów. Nasze oczy spotykają się na chwile, po czym opuszczam głowę.

- Chłopaki pobudka!- mój krzyk odbija się od ścian i szybko budzi pozostałych. Patrząc na minę Tony'ego, mam przechlapane. Mocno przechlapane.

- Prosze, prosze. Panna Romanoff myśli, że może nas obudzić skoro jest trzeźwa- podchodzę do Tony'ego i uderzam go w twarz. Jego mina jest cudowna. Jest zdziwiony moim czynem, ale oddaje mi po chwili.

- Debilu co robisz?!- ciągne go za sobą, by stanął na nogach. Gdy to robi, patrze mu prosto w oczy. Zaczynamy się bić, co przerywa Steve. Trzyma mnie mocno w pasie z ustami tuż przy moim uchu.

- Uspokój się Romanoff- ten szept dociera głęboko w moją dusze. Odwracam głowę i próbuje skupić się na nim.

Już po chwili dzieje się coś czego mi nie odpuszczą. Czego nie zapomną. Moje usta stykają się z ustami Steve'a w krótkim pocałunku. W tej chwili liczą się dla mnie tylko usta Steve'a. Liczy się tylko Steve. Gdzieś jakby z oddali słyszę podniecone szepty chłopców, ale nie docierają do mnie słowa.

Do rzeczywistości przywraca mnie dopiero moment, w którym Steve mnie odpycha. Upadam na ziemie odtrącona i upokorzona, a to wszystko na oczach Tony'ego. Moje policzki szybko przybierają kolor moich włosów. Równie szybko wybiegam ze Stark Tower. Po co ja tam poszłam? Czemu nie zostałam w domu jak zawsze? To najłatwiejsze z pytań, które mnie dręczą. Łzy rozmazują cały obraz. Czuję w głębi siebie pękające serce i żal do samej siebie.

Wieczorem próbuję się skupić na codziennych sprawach, ale to nie takie proste, jakby się wydawało. W moich myślch jest tylko Steve. Ten pocałunek był taki inny. Tak wiele znaczący, ale niestety tylko dla mnie. Steve mnie odepchnął. Sięgam po telefon.

Kilka minut po moim telefonie drzwi od mojego domu się otwierają. W nich znajduje sie Clint. Rzucam się mu na szyje i przytulam mocno. Wiem, że tylko on jest w stanie mi jakoś pomóc.

- Co się dzieje, Nat?- pyta przyjaciel, sadzając mnie sobie na kolanie. Tylko Clintowi potrafię wybaczyć takie zachowanie.

- Pocałowałam Steve'a, a on mnie odepchnął- mówię z wielką gulą w gardle. Te słowa tak ciężko przechodzą mi przez usta. Teraz Clint może na mnie nakrzyczeć za moją głupote, ale on mnie tylko przytula mocniej prawie łamiąc moje żebra.

- Mówiłem, że jest jakiś dziwny. Nie martw się. Chłopaki zapomną- przyjaciel klepie mnie po ramieniu. Po chwili siadam obok niego. Clint szykuje popcorn i włącza jakiś film. Muszę przyznać, że nie jest on jakiś wyjątkowo ciekawy, ale bawi Clinta, więc siedzę cicho, patrząc tylko głupio w ekran.

Nie usypiam, bo wyglądałoby to na niegrzeczne, a on stara się tylko pomóc.

Popcorn kończy się w połowie filmu, więc mam wymówkę, by wyjść z pokoju. W kuchni powoli szykuję kolejną porcję przysmaku Clinta. Za oknem zauważam szalenie machającą postać. Jest wielka i na 100% to mężczyzna. Macha w stronę mojego domu, więc muszę go znać. Jedną postać jaką znam, a mogłaby mieć taką posture to Steve.

Odskakuje jak popażona od okna i szybko opuszczam kuchnie z miską popcornu. Podaję miskę Clintowi, ale nie potrafię się skupić na filmie. W mojej głowie jest nadal obraz machającej do mnie wielkiej porażki mojego życia. Wtulam się w ramiona mojego przyjaciela i skupiam się na nim. Na jego zapachu, na jego mięśniach. To sposób na uspokojenie.

Rozlega się dzwonek do drzwi. Bez otwierania ich wiem kto tam stoi. Boję się spojrzeć w oczy Steve'a, ale wstaję. Po otworzeniu drzwi moje oczy spotykają się z jego. Jedyne co jestem w stanie teraz zrobić to zepchnąć go z moich niskich schodków do domu. Szłyszę cichy dźwięk, jakby łamania kości. Moje oczy rozszerzają się gdy dociera do mnie prawda. Steve'owi coś się stało.

- Clint dzwoń po karetke!

Wybaczcie, że rozdział pojawia dzisiaj, a nie wczoraj, ale mam trochę pracy w domu i musze się skupić się na niej i po prostu przedłużyło się o jeden dzień. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

RomanogersWhere stories live. Discover now