1

165 17 8
                                    

Napis na pomiętym plakacie promującym jakąś szkołę dla przygłupów, który przyklejony był do pozdzieranej, zielonej ściany głosił „rozwiń swoje życie na lepsze". Tamira znowu na niego spojrzała. Czuła się ironicznie głupio. Wgapiała się w niego za każdym razem, kiedy lądowała w męskiej toalecie i śmiała się, bo jedynym co mogła w każdym z tamtych momentów rozwinąć, była lekko pożółkła bletka, nie do końca wypełniona tytoniem.

Miała swój niedobry zwyczaj palenia po seksie, nawet jeśli ograniczał się do zrobienia loda jednemu, czy dwóm facetom w publicznym kiblu. Zawsze wolała stawiać tarota niż laski, ale ostatnio jeśli chodziło o pieniądze, nie miała większego wyboru. Nie śpieszyła się z wyjściem na zewnątrz, a robiła wszystko wręcz powoli. Pochylała się chwilę nad w połowie zbitym lustrem i wycierała wargi szarym, tanim papierem, od którego skóra na brodzie zaczynała jej schodzić. Potem nabierała na ręce trochę lodowatej wody i brała jeden, duży łyk. Nie była spragniona. Po prostu potrzebowała czegoś, co przepłucze jej usta. W międzyczasie wykonywała pięć albo sześć wdechów, ale tylko cztery razy wydmuchiwała dym i kończyła, wrzucając peta między płytki i kratkę od ścieków. Osobisty rytuał.


— Dzisiaj jakby Francis patrzył na ciebie inaczej — zauważył Goofy, który właśnie wszedł do łazienki. Odkąd go poznała, wyglądał jak debil, głównie przez nienaturalnie wystające dwójki, więc wszyscy, którzy go kojarzyli, zwykli nazywać go Goofym. Był jak wyciągnięty z kreskówki. Miał za dużą głowę, za duże ramiona i za dużo tłuszczu, a jedynym czego mu brakowało była inteligencja. Do tego ten odrażający śmiech, od którego zbierało się na wymioty. Nic dziwnego, że był sam.

— Może ma dosyć patrzenia na jedną i tę samą twarz nienaturalnie blisko jego penisa obok ciągle tego samego, obsranego kibla — odpowiedziała, opierając się o umywalkę. Ktoś znowu otworzył drzwi, za którymi jarzyło się jaskrawe, fioletowe światło dochodzące z baru. Padło na jej twarz i dopiero teraz zobaczyła w lustrze, jak bardzo rozmazała sobie oczy. Wyglądała naprawdę źle, ale nadal trochę lepiej od całego tego miejsca, którego miała kurewsko dosyć. — Mam tego kurewsko dosyć — zauważyła na głos i podała zużyty papier Goofiemu.

— Nie powinnaś narzekać — powiedział i wyrzucił prezent do zarzyganego kosza. — Naprawdę nie powinnaś.

— Gdyby nie to, że poważnie nie mam nic innego do roboty, już dawno by mnie tu nie było — stwierdziła i weszła na salę, przecierając spoconymi dłońmi podkrążone i zaczerwienione oczy. Zdjęła z szerokich bioder splamiony kawą i facetami fartuch, podeszła do lady i rzuciła go obok. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami na niewygodnym, bordowym stołku i oparła brodę na sinych od wysiłku dłoniach. Chłopak, który od dawna polewał tu drinki, miał na imię Jakub i paradoksalnie, mimo że jego praca ciągle kręciła się wokół alkoholu, myślał tutaj najtrzeźwiej. W gruncie rzeczy nie miał tu dużej konkurencji, bo oprócz niego, Goofy'iego i niej samej, pracował tu typ od zaopatrzenia, podstarzały kucharz i jeszcze jedna kelnerka, której nazwiska nikt nigdy nie mógł zapamiętać. Żadne z nich nie było nad wyraz inteligentne i z żadnym nigdy nie zamieniła więcej niż kilka słów. Tamira nigdy nie miała pojęcia, jak to się działo, że kiedy siadała obok i piła zrobioną przez niego kawę z odrobiną domieszanej rosyjskiej wódki, jakimś cudem całe obrzydzenie do mężczyzn zawsze mijało i była w stanie nawet się do niego uśmiechnąć. Może sekret wiele razy tkwił w opowiadanych przez niego historiach, zabawnych żartach i tym, że jemu jedynemu rzeczywiście zależało na jakiejkolwiek interakcji i nie postrzegał jej tylko jako maszynki do trzepania pieniędzy od walących wódą i brudem samotnych staruchów.

Kiedy siadała w tym miejscu z podarowanym Marlboro w ustach i zyskiwała swoje piętnaście minut pomiędzy kolejnym kelnerskim zamówieniem a napalonym, obrzydliwym knurem, czuła się jakoś wyjątkowo spokojnie, jakby przez chwilę przestało się jej wydawać, że napis na paczce „palenie zabija" brzmi optymistycznie i obiecująco.

Jakub co jakiś czas spoglądał na nią i pytał, czy chce dolewkę, a ona przyzwalająco machała papierosem.

— Ciężki dzień, co? — zapytał, polerując zakurzone kieliszki. Z różową ścierką w ręku i z ciemnym irokezem na głowie wyglądał dosłownie jak kura domowa i nie był nawet przystojny, ale zawsze pytał co u niej, a ona miała niskie standardy i odrobina zainteresowania była w stanie zachęcić ją do wszystkiego. Nawet do rozmowy po tak ciężkim dniu.

— Ciężka dekada — odpowiedziała, nie unosząc nawet głowy.

— Jak dla nas wszystkich, Tamira.

— Być może.

Tamira podniosła szklankę do oczu i przyjrzała się mu przez falowane szkło, pokryte ciemnym osadem z fusów. Zamyśliła się chwilę i sięgnęła do swojego dekoltu. Zza koronki stanika wyjęła talię kart i zaczęła ją tasować w zastanowieniu. Relaksowało ją to.
— Mogłabyś mi powróżyć, ale boję się, że następne dziesięć lat wypadnie mi tak samo beznadziejnie jak ostatnie — powiedział. — A mi wystarczy pewna świadomość, że mam ciężkie tylko poniedziałki. Reszta może się zmieni.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 19, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

23 ukryte miejscaWhere stories live. Discover now