Rozdział 12

5.8K 424 18
                                    



O matko, gorszej sytuacji chyba być nie może. Moja kobieta ma poważne huśtawki nastroju przez durny okres, plus mamy za chwilę jechać do moich teściów a jej rodziców, lecz prawie nic nie jest spakowane. Dalia trochę świruje, a ja nie mam pojęcia, co mam zrobić w takiej sytuacji. Ratunku...

~ Uspokój się, Kilian. Kobiety są jak wilki, wyczuwają strach, a jak już go wyczują, to wtedy atakują.

~ Wiesz, że to mnie zbytnio pociesza?

~ Podejrzewam, ale już wiesz na przyszłość.

Usłyszałem szuranie, rozlegające się po pokoju. Otworzyłem drzwi i zajrzałem do środka. Dalia jak gdyby nigdy nic, spokojnie pakowała ubrania do walizki.

- To co, jedziemy? - spytała, patrząc na mnie. - Jeszcze trochę i będziemy spóźnieni.

Zaskoczenie odebrało mi zdolność poruszania się i powiedzenia czegokolwiek. Czy tak się dzieje co miesiąc? Jak ja to przeżyję?!

~ Gościu, tyle mężczyzn to przeżyło i ty także się przyzwyczaisz. Chodź do samochodu.

~ Nie wiem, co jest lepsze. Stać tu i czekać na następną gównoburzę w wykonaniu swojej dziewczyny, czy jechać potulnie do teściów, którzy mnie nie za bardzo trawią, przez to, że prawie ukatrupiłem ojca Dalii.

~ Nie dowiesz się, jeśli nie podejdziesz do czegokolwiek, ale osobiście sądzę, że bezpieczniejsza będzie opcja druga. Tam zawsze się możesz obronić. Tu natomiast jesteś bezbronny. - rzucił wilk.

- Idziesz? - usłyszałem głos z korytarza.

- Tak, już.

Szybko się ogarnąłem i zszedłem na dół. Powrzucałem bagaże do samochodu i ruszyliśmy w trasę.

Przez całą drogę serce waliło mi jak oszalałe. Dalia siedziała obok, pisząc coś zawzięcie na telefonie.

- Piszesz z Chelsey? - spytałem, stojąc na czerwonym świetle, by jakoś nawiązać temat. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.

- Nie, z Samem. - spiąłem się na te słowa. Nie żebym coś miał do niego, poza tym, iż jest samcem. Dalia spostrzegła moją reakcję i wywróciła oczami tak mocno, że przez moment było widać jej same białka. - Weź się opanuj, zamierzasz atakować każdego chłopaka, z którym mam cokolwiek do czynienia?

- Tak. - odparłem z pewnością.

- A gdyby tu chodziło o naszego syna? - powiedziała to cicho, jednak mój słuch to wyłapał. W momencie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Spojrzałem na moją małą księżniczkę z czułością. Jej oczy błyszczały.

Światło zmieniło się najpierw na żółty, a następnie na zielony. Ruszyłem.

- Kochanie, wiesz, że żeby dzieci powstały to trzeba się dużo napracować wcześniej? - powiedziałem sugestywnie, kładąc dziewczynie dłoń na kolanie. Nawet przez materiał spodni, które miała na sobie, mogłem wyczuć jej miękką, delikatną skórę. Chwilę później przeniosłem wzrok z drogi przede mną, na jej pełną emocji twarz.

Miłość.

Zawstydzenie.

Pożądanie.

Byłem zszokowany, powracając umysłem pragnień, które chwilę wcześniej zostały uwolnione z jej cudownie miękkich ust. Relacje bardziej intymniejsze zawsze kończyły się tylko na namiętnych pocałunkach, a dopóki jej to odpowiadało, dopóty mi było z tym dobrze.

Wnet zrobiło mi się tak ciepło, że musiałem odrzucić kurtkę, którą miałem zarzuconą na ramiona.

Wyprostowałem się w fotelu, by się choć trochę uspokoić. Mam jeszcze długą trasę przed sobą. Nie mogę się tak rozpraszać. Mógłbym spowodować jakiś wypadek... Zabrałem więc swoją rękę z ciała dziewczyny, dając sobie i jej możliwość opanowania emocji, jednak jak tylko poczuła, że moje dłonie nie spoczywają już na jej skórę, przeniosła swoją rękę na moje udo, przesuwając w górę i w dół, aż do wysokości samego paska w spodniach.

Tylko dla Ciebie, księżniczkoWhere stories live. Discover now