Rozdział 26

4.7K 321 118
                                    

Draco zszokowany złapał się za piekący policzek. Nie zdążył zareagować, patrzył na rozwścieczoną Hermionę, która zaciskała dłonie w pięści i obserwowała go, a jej ciemne oczy ciskały gromy.

— Jak mogłeś mi to zrobić? — odezwała się, a jej głos drżał, nie zdołała ukryć szalejących w niej emocji. — Zabrałeś mi różdżkę... Zostawiłeś mnie bezbronną! Co by było, gdyby Śmierciożercy, albo kimkolwiek są ci napastnicy, zaatakowali twój dom, czyli mnie i Scorpiusa?! Pozbawiłeś mnie jedynej możliwości walki! Nie potrafię używać magii bezróżdżkowej!

Malfoy patrzył na nią, a każdym jej słowem docierało do niego, że miała dużo racji. Cóż, jednak z drugiej strony był pewny jednego, gdyby zostawił jej różdżkę, ona natychmiast by go odszukała i tym samym wpakowała się w samym środek walki.

— Wiem, że możesz tak to odbierać, ale musisz zrozumieć...

— Muszę?! Nic nie muszę! — krzyknęła i zrobiła kolejny krok do przodu.

Harry i pozostali Aurorzy obserwowali tę scenę zszokowani. Wkurzona Hermiona i spokojny jak głaz Malfoy, to nie był codzienny widok. Dodatkowo Draco ani śmiał sobie z niej kpić, czy ją drażnić, co jeszcze bardziej wprawiło Pottera w osłupienie. Kiwnął głową w stronę swoich ludzi i niezauważenie wyszli z gabinetu. Nic tu było po nich, a wchodzenie pomiędzy rozjuszoną Gryfonkę, a jej ofiarę, nie było mądrym pomysłem.

Nie miał pojęcia, o co chodziło tej dwójce i co ich łączyło, ale ufał Malfoyowi, bo wiele razy pokazywał swoją lojalność i to, że nie był zepsuty do szpiku kości, na jakiego kiedyś się reklamował. Nie lubił go, to prawda. Ale mu ufał. I wierzył, że nie zrobiłby krzywdy jego najlepszej przyjaciółce. Poza tym w głębi duszy ucieszyłby się, gdyby Hermiona rzuciła na Malfoya jakąś ciekawą klątwę. Aurorzy opuścili gabinet, a zaraz za nimi wyszedł Potter, zamknął za sobą cicho drzwi. Hermiona nawet tego nie zauważyła, ale Draco tak.

— W przeszłości wystarczająco dużo razy mi rozkazywano! I pozbawiano możliwości obrony! Nienawidzę tego i nigdy więcej nie waż się zabierać mi różdżki!

— Uspokój się, już ci ją oddaję — powiedział spokojnie Draco i wyjął różdżkę z kieszeni, a Hermiona od razu wyrwała mu ją z dłoni.

Mając ją w ręku, od razu poczuła się lepiej, pewniej. Chłodny dotyk drewna i magia wyczuwalna z wnętrza przedmiotu działały na nią uspokajająco, ale nie wystarczająco, żeby całkowicie ochłonęła.

— Nigdy więcej mi tego nie rób! — spojrzała na niego i zacisnęła usta. — I jakim prawem poszedłeś sam na misję? Czyś ty oszalał? Co by było, gdyby coś ci się stało?! Zostawiłbyś Scorpiusa bez ani jednego rodzica! Nadal nie może się pozbierać po stracie matki, a jeśli miałby również mierzyć się ze stratą ojca?! Myślałeś w ogóle o nim?!

— Tak, oczywiście, że tak, na Salazara! — warknął Malfoy, bo aż za dobrze zdawał sobie z tego sprawę i jego mur opanowania zaczął pękać. — Zrobiłem to dla niego, żeby był bezpieczny. Wszystko, co kurwa robię, jest dla niego. Chcę, żeby nie miał tak zniszczonego dzieciństwa, jak ja.

Hermiona zacisnęła palce na różdżce. Liczyła, że może coś wspomni o niej, ale to był Malfoy... On bardzo rzadko mówił o jakichkolwiek uczuciach. Niedawno mieli chwilę, ale ona minęła i jak widać, nieprędko miała powrócić.

— Dla niego zaryzykowałeś życiem? Dałbyś się zabić? Czy ty sam siebie słyszysz? — pokręciła głową. — Harry jest od walki z czarnoksiężnikami, nie zwykli czarodzieje. Nie jesteś nawet Aurorem.

— Ale byłem Śmierciożercą. Byłem szpiegiem i nawet sam Voldemort tego nie wykrył, to chyba coś oznacza, nie sądzisz?

— To oznacza, że jesteś przebiegły, jak na Ślizgona przystało. Ale to nie jest powód, żebyś ryzykował swoje życie! Nigdy nie byłeś mój, ale... — urwała i otworzyła szeroko oczy spanikowana, jakby bała się swoich słów, powiedziała za dużo.

Malfoy uniósł brew, co tylko wprawiło ją w jeszcze większy popłoch. Ta jego pokerowa twarz zupełnie jej nie pomagała. Nie miała pojęcia, czy był zaintrygowany, czy może miał zamiar z niej kpić. Z wściekłości przeszła do niepewności, jej serce zaczęło jej walić szybko w piersi, zbladła i mocniej zacisnęła dłoń na różdżce.

— Nigdy nie byłem twój, ale co? — zapytał i podszedł do niej, a wtedy ona uniosła instynktownie różdżkę, żeby nie podchodził bliżej.

Malfoy westchnął, a potem spojrzał na różdżkę i za pomocą prostego zaklęcia magii bezróżdżkowej odrzucił przedmiot z jej dłoni, na drugą stronę gabinetu. Rozbroił ją. Hermiona spojrzała zszokowana na swoją pustą dłoń. Nigdy nie miała okazji zobaczyć, jak dorosły czarodziej używał tego typu magii. Dzieci, tak, ale one robiły to nieświadomie, nie kontrolowały tego. Zanim zdążyła wziąć głębszy oddech, poczuła na swoich policzkach chłodne dłonie Draco, uniósł jej głowę i zmusił ją, żeby na niego spojrzała. Jego stalowe spojrzenie było łagodne, nie było w nich żadnego rozbawienia, kpiny ani pogardy. Poczuła, jak jej oddech mimowolnie przyspiesza. Był tak blisko niej... Cała jej wściekłość wyparowała, jak ręką uciął.

— Hermiono, ale co? — powtórzył cierpliwie, a potem przesunął palcami po jej skroni.

Przygryzła dolną wargę, zastanawiała się, co mu powiedzieć. W końcu uznała, że prawdę. Nie planowała robić tego nigdy, nie spodziewała się też, że kiedykolwiek znajdzie się w takiej sytuacji... Ale wszystko się zmieniło, o czym zresztą Draco sam jej powiedział, całkiem niedawno.

— Ale wiedziałam, że gdzieś tam jesteś, cały i zdrowy. Gdybyś zginął, już nigdy bym cię nie zobaczyła... Nie wiem, jak bym to przeżyła — wyznała, patrząc na niego. — Zależy mi na tobie. Szalałam z niepokoju, kiedy ciebie nie było i zostawiłeś mnie samą. Bałam się, że coś ci się stanie.

Uśmiechnął się łagodnie, unosząc jeden kącik ust ku górze. Pochylił się ku niej i oparł swoje czoło o jej.

— Mnie też na tobie zależy. Dlatego zabrałem ci różdżkę. Nie chciałem, żeby mnie znalazła i pakowała się w wir walki. Nie mógłbym się skupić, wiedząc, że jesteś obok i możesz zostać ranna. To nie skończyłoby się dla nas dobrze, bo zamiast na Śmierciożercach, skupiałbym się na chronieniu ciebie.

Rozchyliła usta, patrząc na niego jak zaczarowana. Nie był tak blisko niej od lat, czuła jego palce na swoich policzkach, jego oddech na swojej twarzy, tak bardzo tęskniła za tym wszystkim przez ostatnie lata, za nim. Przed laty to on zainicjował pocałunek, potem ich pierwszy seks. Zaproponował romans i to on ostatniecznie go zakończył, żeby móc ożenić się z Astrorią. Tym razem to ona chciała być tą, która to wszystko zacznie na nowo. Miała nadzieję, że tym razem ich historia potoczy się lepiej. Przysunęła się bliżej i zanim zastanowiła się nad tym dwa razy, złożyła na jego ustach drobny pocałunek. Westchnęła, ocierając się wargami o jego i zadrżała, gdy przeszył ją dreszcz. Draco odwzajemnił niespiesznie pocałunek, a ona poczuła, jak szczęście uderzyło jej do głowy, niczym butelka Ognistej Whisky. Przesunął dłonie z jej twarzy, na jej talię i objął ją, a potem przysunął bliżej siebie. Przyległa do niego ciasno, chowając się w jego ramionach. Tym razem jednak mogła to zrobić bez poczucia winy, że Draco zdradza z nią partnerkę ani bez obawy, że tylko się nią bawi.

— Tęskniłam za tobą — szepnęła drżącym głosem pomiędzy pocałunkami.

To niesamowite, jak łatwo można przejść z wściekłości, do wzruszenia i euforii.

— Ja za tobą też tęskniłem... — wziął głębszy wdech, a potem musnął kilka razy jej usta, w przelotnych, słodkich pocałunkach. — Zrobiłem to wszystko też dla ciebie. Chciałem, żebyś była bezpieczna... Bo cię kocham.


Sekret  (zakończone) ✓Where stories live. Discover now