39

331 23 5
                                    

***Perspektywa Jeff'a***

Czekałem na Mel pod szkołą rozglądając się czy nikt mnie nie obserwuje. Po kilkunastu minutach zobaczyłem jak szarpie się z jakimś chłopakiem. Podszedłem bliżej jednak nic nie zrobiłem. Grupka innych uczniów otoczyła ich i nagle mnie olśniło. Oni. Zaczęli się ze sobą szarpać, przekrzykiwując siebie. Nie długo zaczęła się bójka. Czarnowłosy może i był silniejszy jednak kolorowooka wykazywała się jeszcze sprytem. Nie nawalała ciągle serią uderzeń by tylko skrzywdzić przeciwnika. Ona bardziej odpierała ciosy zadawane przez lidera. Dopiero na koniec powaliła go uderzeniem w brzuch oraz podcięciem nóg. Zauważyłem, że grupa szykuje się by ją zaatakować, więc podeszłem do niej.
- Widzę, że moje treningi nie poszły na marne.
Położyłem dłoń na jej ramieniu, zerkając na pozostałych którzy powoli się wycofali.
- Co tu robisz?
Lekko zdyszana oparła się o mnie na chwilkę i zaczęła iść a ja wraz z nią.
- Przyszedłem cie odprowadzić, ostatnio cudem jest zobaczenie cie w domu za dnia.
Zerknąłem po okolicy delikatnie pokrytej białym puchem.
- Wracaj tu szmato!
Odwrocilem się do idacego w naszą stronę lidera.
- Jak ją nazwałeś?
Podszedłem bliżej do chłopaka który zatrzymał się przede mną.
- Słyszałeś dziwaku a teraz zejdź mi z drogi.
Gdy mnie omijał złapałem go za rękę i przełożyłem go przez ramię. Chłopak wylądował plecami na ziemi od razu próbując wstać. Kopnąłem go w szyje na chwilę uniemożliwiając wzięcia wdechu. Złapałem go za bluzkę stawiając na nogi. Po chwili wymierzyłem prawego sierpowego co go powaliło. Zamierzałem kontynuować jednak poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
- Jeff już wystarczy.
- Nie sądzę.
Zacisnąłem szczękę podchodząc do chłopaka. Gdy byłem przed nim, Mel stanęła między nami.
- Dość. Wracamy do domu.
Złapała mnie za dłoń ciągnąć mnie w stronę wyjścia. Zatrzymałem się spoglądając na wstającego czarnowłosego.
- Masz szczęście, że ona tu jest inaczej nie przeżyłbyś do jutra.
Wychodząc z terenu szkoły zauważyłem Alex'a, który patrzył się na nas z bólem w oczach. Jego koledzy spojrzeli na jego i na nas po czym próbowali zwrócić na siebie jego uwagę. Zerknąłem na Melody jednak ta była zajęta opowiadaniem z czego wynikła ta bójka.
- Możesz powtórzyć?
Dziewczyna dała mi kuktaśca w bok.
- Czy ty mnie wogóle słuchasz?
- Zamyśliłem się.
Pokręciła głową wyrażając zirytowanie.
- To czemu go zaatakowałaś?
- Ja?
Zaśmialiśmy się oboje zwracając na siebie uwagę przechodniów.
- No a kto inny?
- To jego wina, mógł nie zaczepiać Mari.
- Yhm, jaaasne. Przyznaj się, że poprostu chciałaś się go pozbyć.
- Masz mnie.
Mel z uśmieszkiem puściła mi oczko. Przez resztę drogi zachowywaliśmy się normalnie jednak gdy weszliśmy do lasu zaczęliśmy się wygłupiać. Ziemia zaczęła latać we wszystkie strony brudząc nas. Schowałem się za drzewem chwytając w dłoń glebę. Dyskretnie podszedłem do Mel i złapałem ją jedną ręką w biodrach zaś drugą przejechałem po jej twarzy brudząc ją.
- Ty patafianie.
Dziewczyna wyrwała się i skoczyła mi na plecy próbując mnie wywalić.
- Chyba musisz trochę przypakować chuderlaku.
Szybko pożałowałem tych słów leżąc gębą przy ziemi z wykręconymi do tyłu rękami.
- Mówiłeś coś?
Czerwona żarówka zaświeciła mi w głowie gdy usłyszałem głos Mel. Spojrzałem na nią i dostrzegłem jej krwisto czerwone oczy oraz parę kłów lekko wystających z jej ust.
- Oczywiście że nie. Możesz ze mnie zejść?
Po chwili stałem otrzepując się z liści, ziemi i śniegu. Melody'a patrzyła na mnie a dokładnie na moją szyje. Prawie nie dostrzegalnie przejechała językiem po swoich wargach. Ruszyliśmy w stronę domu nie odzywając się do siebie. W połowie drogi zerknołem na nią. Cholera nadal ma czerwone.
- Kiedy ostatnio piłaś krew?
Odpowiedziała mi cisza która wcale nie złagodziła moich nerwów.
- Kiedy?
Spojrzała na mnie i po chwili w bok unikając mojego wzroku.
- Trzy tygodnie temu.
Zatrzymałem się chwytając ja za ramię.
- Zgłupiałaś?! Mogłaś kogoś zabić.
- Wiesz, że umiem panować nad sobą.
- Twoje panowanie czasem zawodzi. Pamiętasz tego dzieciaka? Pomyśl, że to samo mogłaś zrobić Marice.
- Ale nie zrobiłam.
Puściłem ją wznawiając chód.
- Gdy dotrzemy to odrazu zapieprzasz do siebie po krew.
- Nie, dam radę do końca tego tygodnia.
- No kurwa nie wytrzymam z tobą. Czy ty siebie słyszysz? Wystarczy, że ktoś cię zirytuje i już rzucisz mu się do gardła!
- Sam teraz ryzykujesz krzycząc na mnie.
Spojrzałem w jej oczy, źrenice były pionowe, co nie oznaczało niczego dobrego.
- Wiem o tym. Wepchnę ci tą krew do gęby chociażby siłą.
- Nie wnikam jak bardzo masz pojebane w głowie, że zadzierasz z wygłodniałym wampirem, Jeff.
Założyłem rękę na jej ramię przyciągając ją do siebie.
- Cóż ten wygłodniały wampir to moja przyjaciółka, którą trzeba pilnować jak małe dziecko.
- Jesteś głupi. Dajesz mi do siebie dostęp.
- Mimo wszystko ci ufam, Mel.
- Więc dlaczego nie pozwalasz mi nie pić krwi do końca tygodnia. To tylko trzy dni.
- W te trzy dni może się wiele wydarzyć. Nie chce żebyś się później obwiniała jak kiedyś.
Źrenice wróciły do normalnego kształtu na co westchnołem z ulgą. Niespodziewanie Mel przytuliła mnie kładąc swą głowe na moim ramieniu.
- Dzięki Jeff'i. Obiecuje, że ją wypije jak wrócimy.
Uśmiechnołem się również ją przytulając.
- Nie ma za co, Mel.


Nie bijcie! Wiem, że długo mnie nie było. Wiem, że czekanie nie jest fajnie. Wraz z rozpoczęciem wakacji opuściła mnie wena, jednak postaram się coś jeszcze wrzucić. Dobra lecę pisać ,,Ofiarę".

Do nastepnego! 😘

Ps: A i jeszcze serdecznie zapraszam do opowiadania lipka2002 pt; ,,Dasz radę Potter?" Zaczepiste 👌

,,Zabójczyni" // ZawieszoneWhere stories live. Discover now