Jedyny Rozdział.

225 44 51
                                    

Burr drżał z nerwów, patrząc jak Hamilton poprawia swoje okulary. Wyciera je chusteczką, zakłada. Jeszcze raz koryguje ich umieszczenie na nosie, odległość od oczu. Aaron przyglądał się swojemu przeciwnikowi jak ten sprawdza swój rewolwer. Dokładnie dba by wszystko zadziałało idealnie w ich ostatnim starciu.

Za Burr'em stali jego przyjaciele a z Alexandrem był lekarz i człowiek, którego znał. Czuł chód i rozprzestrzeniającą się po ciele adrenalinę. Pewna myśl pojawiła się w jego umyśle. Bardzo gorzka myśl. Lubił kiedyś sądzić, że łączyło ich znacznie więcej. Że wiązało ich ze sobą coś znacznie głębszego. Coś więcej niż tylko przyjaźń. Liczył za na to. Ale czego mógł się spodziewać po człowieku pokroju Hamiltona? Alexander jedynie zatruwał jego polityczną pogoń.

Zwykle podczas takich pojedynków negocjatorzy dogadywali się i kończyło się bez oddania strzału po żadnej ze stron. Czy tym razem miało być inaczej? Jeśli któryś z nich zginie świat już nie będzie taki sam. To starcie wywoła swego rodzaju reakcję łańcuchową.

Przed tą masakrą miał tylko jedną myśl w głowie. Ten człowiek nie ważne, kim był dla niego wcześniej, nie ważne, kim jest teraz nie zrobi z jego córki sieroty!

Zajęli swe pozycje. Patrzył w oczy Hamiltonowi. Wyglądał jak człowiek z misją. Burr dusił się przez ciężką atmosferę. Chciałby wiedzieć, co się dzieje w jego głowie.

Alexander przełknął ślinę. Co zrobić? Może mogliby wyjaśnić to inaczej? Nie, jest już za późno. Teraz przecież nie można już tego przerwać... Ale on nie chciał strzelać! Jeśli sam zginie razem z nim umrze kariera polityczna Aarona. Będzie musiał uciekać ścigany za zabójstwo... Zapadała decyzja. „Albo ja, albo on".

Pada strzał, słyszał huk a czas na chwilę zatrzymuje się dla Alexandra. Co zrobić, co zrobić? Strzelić, uciec, przepuścić swoją szansę? Co wtedy? Jak zostanie zapamiętany?

Burr... Jego pierwszy przyjaciel i powiernik sekretów szeptanych w ciepłe letnie noce. A przecież teraz stoją naprzeciwko siebie, jako wrogowie.

Czół na sobie spojrzenia. Wszyscy patrzyli na niego. Z drugiej strony. Laurens, jego syn Philip i jego matka. Nawet Washington patrzył w tej chwili na niego. Jak gdyby każde z nich chciało poznać jego decyzję. Czół jak gdyby trwało to całą wieczność.

„Wznieśmy toast za wolność" przemknęło mu jedynie przez głowę. Wszystko trwało ułamek sekundy. Strzelił w niebo nim, ktokolwiek mógł go powstrzymać. Kula posłana przez Burr'a ugodziła Alexandra między żebra zagłębiając się w ciało. Zachwiał się by po chwili opaść na ziemię.

- Czekaj!

Aaron trząsł się zalany łza mi. Pistolet wypadł mu z dłoni ginąc w trawie. Widział lekarza i sekundanta klękających przy rannym. Też chciał do niego podejść, ale mu nie pozwolono. Po paru chwilach został sam by obserwować puste miejsce i ciemną plamę na trawie. Krwawy ślad tak drogiego mu człowieka, którego najprawdopodobniej zabił. A podzieliła ich polityka. Dlaczego uświadomił sobie głupotę swego działania dopiero teraz? Jedyne co teraz mu pozostało to chyba tylko pójść się upić.

Udał się więc do karczmy.

XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

Ktoś go tam znalazł, gdy rzeczywistość zaczęła się już przed nim rozmazywać.

Młody chłopiec na posyłki potrząsnął jego ramieniem. Burr tylko patrzył na niego bez żadnego zrozumienia. Był za ciepłą mglistą zasłoną alkoholowego upojenia.

- Proszę pana! On chce się z panem zobaczyć! Słyszy pan? To ważne!

Skorupka zaczęła pękać dopuszczając do niego coraz więcej zimnych szczegółów. Jak gdyby wynurzył się spod głębokiej wody.

- Kto chce mnie widzieć?

- Pan Hamilton, przecież powtarzam to panu.

Wszystko nabierało ostrości w straszliwie szybkim tempie.

- Alexander Hamilton?

- Tak byle szybko. Nie mamy czasu!

XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

Lekarz uchylił drzwi łapiąc jeszcze Aarona za ramię.

- Pytał pan o to jak on się czuję. Powiem wprost. On umiera i też o tym wie. Więc zażyczył sobie ostatniej rozmowy z tobą. Wiem, co zamierza panu powiedzieć. Może pan liczyć na naszą pomoc w przyszłości.- lekarz uśmiechnął się pokrzepiająco, popychając go delikatnie do środka. Burr rzucił mu ostatnie spojrzenie wchodząc do pokoju. Pomieszczenie skąpane było w ciepłym i lepkim półmroku. Był przytulny i gdyby nie grube zasłony był by pięknie oświetlony. Po środku przy ścianie stało łóżko, na którym mógł dostrzec zarysy ukrytej pod kołdrą postaci. Drzwi zamknęły się z cichym szczękiem. Stał przy drzwiach nie mogąc ruszyć się z miejsca. Po chwili zmusił się jednak by ruszyć z miejsca. Cały alkohol wyparował już podczas drogi pozostawiając jedynie czystą pustkę obleczoną w smutek. Podszedł do łóżka i przyklęknął przy nim na drżących kolanach.

- Alexandrze..?

Ranny poruszył się i westchnął głośno. Odszukał dość chaotycznym ruchem dłoń Burra.

- Aaron?

- Tak?

Westchnienie rozdarło powietrze.

- Dobrze, że jesteś. Czekałem na ciebie, wiesz?

Zapadła chwila ciszy.

- Aaronie?

- T-tak?

-Nie płacz. - Alexander spojrzał na niego ze słabym uśmiechem.

Ale Burr nie mógł powstrzymać już łez spływających po jego policzkach

- W-wybacz...J-Jestem takim g-głupcem.- łkał ukrywając twarz w skrawku kołdry. Hamilton pogładził go po głowie.

- Nie ty jeden i nie ty ostatni będziesz uważał, że popełniłeś błąd. Też zaliczam się do tych ludzi. Chciałem zrobić coś paskudnego. I uświadomiłem sobie, że to cholerna pomyłka, gdy było już za późno. Nie ty powinieneś prosić. To ja powinienem błagać cię o wybaczenie...

Przepraszam Aaronie za to, że zniszczyłem twoje życie.

Burr patrzył na niego dalej zalany łzami. Trzymał dłoń Hamiltona w opiekuńczym uścisku.

- Wybaczam ci. I tak bym to zrobił.- szepnął. Aaron nachylił się trochę i złożył na jego ustach miękki, czuły pocałunek. Pierwszy od tak wielu lat. I ostatni.

Trwali chwilę w bezruchu.

Burr osunął się nieznacznie dalej będąc bardzo blisko. Prawie dotykali się nosami.

Alexander uśmiechnął się szeroko.

-Un-deux-trois-quatre-cinq-six-sept-huit-neuf...- zanucił, I rozkaszlał się głośno.

-Un-deux-trois-quatre-cinq-six-sept-huit-neuf- powtóżył Burr.

-Sept-huit-neuf . Sept-huit-neuf.

Alexander westchnął poraz ostatni.

- Żegnaj.

- Do widzenia Alexandrze. Do zobaczenia po drugiej stronie.


XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX


No i jest. Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni. Jeśli macie ochotę na więcej miniaturek w tematyce musicalu "Hamilton" (i nie nie jestem takim ignorantem żeby nie znać się na wydarzeniach historycznych. Po prostu łatwiej jest mi ich w ten sposób shipować) dajcie znać w komentarzach.

Do zobaczenia dzieciaczki!

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 02, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

See you again /// Hamburr Miniaturka ///Where stories live. Discover now