Rozdział 35

6.7K 352 15
                                    

Angelica

Stanęłam tyłem do okna. Zdałam sobie sprawę jak ogromnie go skrzywdziłam. Wiedziałam że nie zasłużył sobie na to bym tak się zachowała, gdy on wyznał mi miłość i się oświadczył. Nie zasłużył tym bardziej na moją ucieczkę. Jednak po mimo iż go krzywdzę, zdania nie zmienię. W progu pojawiła się Marija.

- Luno wszystko przygotowane za jakąś godzinę będziesz mogła stąd wyjechać i ruszyć na lotnisko. Gdy tylko samolot wystartuje Alfa już nigdy cię nie zobaczy.- westchnęłam.

- Dobrze.- popatrzyłam się na Mariję i dopadły mnie wyrzuty sumienie.- A tobie na pewno nic nie grozi? Alfa nie dowie się ze to ty pomogłaś mi w ucieczce, prawda?- spytałam z niepokojem.

- Nie możesz się teraz przejmować mną. Musisz się skupić na planie. Wiesz jak zatrzeć ślady, bo już to omówiłyśmy. Pamiętaj żeby się nie zamartwiać i niczego sobie nie wyrzucać, jasne?- pokiwałam głową i mocno ją przytuliłam.

- Dziękuję ci za wszystko. Będę za tobą bardzo tęskniła.- powiedziałam przez ściśnięte gardło. 

- Nie ma co się tak rozklejać. Wiem że teraz będziesz szczęśliwa. Tyko to się liczy.- pokiwałam głową.- To co może zjesz coś za nim wyjedziesz?

- Tak chętnie.- usiadłam przy stole i wzięłam do rąk kubek cieplutkiej herbaty. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Znałam już wszystkie zakamarki tego domu. Gdy zjadłam dwie kanapki ruszyłam przebrać się w:

Wzięłam torebkę i poszłam do samochodu który był zaparkowany przed domem

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Wzięłam torebkę i poszłam do samochodu który był zaparkowany przed domem. Spojrzałam się jeszcze ostatni raz na dom, plac zabaw i las. Po chwili się ocknęłam nie mam czasu do stracenia. Wsiadłam do auta i zaczęłam jechać wyznaczoną trasą. Można by pomyśleć że to już koniec tej historii, lecz ja w to nie uwierzę póki nie będę siedziała już w samolocie. Im dalej się oddalałam tym serce mocniej mnie bolało. Marija powiedziała że będzie tak przez pewien czas, ale na ludzi nie działa to długo jeśli nie dokonało się sparowanie. Po chwili pomyślałam znów o Robercie. Jak on da sobie radę? Jak powiedziała moja przyjaciółka, by ratować watahę złączy się  z jakąś wilczycą. Co mnie to obchodzi?! Niech robi co mu się żywnie podoba. Jak dla mnie może mieć cały harem. Zacisnęłam mocniej palce na kierownicy i przyspieszyłam. Pewnie niedługo się pogodzi  z tym że go opuściłam i założy własną rodzinę. Mówił mi kiedyś że o takiej marzy bo sam nie miał najlepszego dzieciństwa. Mówił że bardzo pragnie mieć dzieci...nasze dzieci. Nie wytrzymałam zaczęłam płakać. Dlaczego tak się tym przejmuje,przecież nie powinnam. Jednak to robię. Zobaczyłam jego twarz przed oczami. Uśmiechał się do mnie. Zawsze tak robił, ale ten wyraz oczu był skierowany tylko do mnie. Pełnych oddania i miłości. Oddałby za mnie życie. Mówiły tak wiele, tak wiele obiecywały...mi jednak to nie wystarczyło. Rzuciłam to na szali. Potrząsnęłam głową. Czy to możliwe? Czy ja....Właśnie zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. Lecz za nim zdążyłam nad tym pomyśleć zza zakrętu wyjechał niespodziewanie samochód. Jego światła mnie oślepiły i nie mogłam zapanować nad samochodem. Skrzyżowałam ręce na wysokości oczu, a krzyk uwiązł mi w gardle.

Tylko MojaWhere stories live. Discover now