1. Pacanie, nie znasz jej nawet.

256 11 5
                                    

 Wiecie jak to jest, jak coś rozprasza cię podczas meczu? Poza trąbkami Irańczyków? Nie? To ja wam powiem jak. Chujowo. No najgorsze co może spotkać siatkarza.

W życiu bym nie pomyślał, że można mnie tak wybić z rytmu i pozbawić umiejętności czystego odbicia piłki. Tak miałem namieszane w głowie, że nawet nie mogłem się porządnie pokłócić z sędzią. Koszmar.

A wiecie co w tym wszystkim najgorsze? Że to wszystko przez dziewczynę. Rozumiecie to? Ja. Rozproszony. Przez DZIEWCZYNĘ. Myślałem, że takie akcje mam już dawno za sobą, że zostały jeszcze w liceum. Ale nie, przyszła taka blond siksa z włosami w kucyku, raz spojrzała i po mnie. Serce mało mi dziury w klatce nie wywaliło, ręce zaczęły drżeć, a tak zerwane ataki spod mojej ręki jeszcze nie wyszły. Bo popisać się trzeba było, pewnie.

Toś dał popis.

Zabrzmiał gwizdek, więc trzeba było opanować to drżenie rąk i zacząć grać. Udałem, że wcale jakiś pierdolony motyl nie próbuje mi wyjść przez pępek i jakoś poszło.

Wygraliśmy, tak gwoli ścisłości.

Ale przysięgam, nigdy więcej takich akcji.

***

Gdy wchodziliśmy na halę, połowa krzesełek była już zapełniona polskimi kibicami. Ale my wcale nie wchodziliśmy do łódzkiej Atlas Areny, żeby rozpoczynać rozgrzewkę. Znaczy po to weszliśmy, tylko nam się trochę plany pokrzyżowały, kiedy okazało się, że Rosjanie jeszcze się tłuką ze Stanami. Bieniek natychmiast zrobił szybki zwrot w tył.

- Szukajcie mnie w szatni.

Już stawiał pierwszy krok, kiedy mijający go Oskar, zgrabnie złapał rękaw jego koszulki i równie zgrabnie pociągnął za sobą. W końcu jutro to my stajemy naprzeciw Amerykanów, trzeba się przypatrzeć.

Oskar usadził nas na jakichś krzesełkach i kazał oglądać resztę meczu. Skupiając się na kowbojach oczywiście. Kazali mi zwrócić na nich uwagę, to zwróciłem i skakałem tylko wzrokiem między Clarkiem, a Christensonem, czy innym Shoji. Myślami byłem gdzieś w pierwszym turnieju Ligi Światowej i właśnie rozgrywałem piękny mecz z Włochami. To był czas, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy jak chujowa będzie ta tegoroczna Liga. No dostać tak w dupsko od Iranu? Szanujmy się. Dlatego dzisiaj byliśmy tak nakręceni na wygraną. Chcieliśmy zatkać naszym szczęściem irańskie trąbki i uruchomić nasz stary, dobry, polski doping.

Inny niż ten rosyjski.

Miałem wrażenie, że reszta drużyny też widzi tylko ruszające się po boisku ludziki, a myślami wędrowała w zupełnie innym kierunku. Leman już nawet nie udawał, że ogląda, tylko zaczął układać pasjansa w komórce.

Bieniek za to, który pierwszy się rwał do ucieczki i nawet obmyślał z Buszkiem plan jak niepostrzeżenie przemknąć obok Oskara, teraz siedział wpatrzony w boisko z takim skupieniem, jakie jeszcze nigdy nie malowało się na jego twarzy. Wyglądał trochę jak licealista, dumający nad zajebiście trudnym zadaniem. A mimo tego skupienia miał w spojrzeniu taką iskierkę radości, jakby zadowolenia.

O chuj chodziło, nie mam pojęcia, ale no przysięgam, w takim stanie nikt z nas go jeszcze nie widział. Zauważyłem, że Artur też spostrzegł, że Bieniu coś dzisiaj jak nie Bieniu.

- Pytamy? - Szalpuk uniósł brwi. Wzruszyłem ramionami.

- Zostaw, może mu to w grze pomoże?

Artur zaśmiał się cicho i przyznał mi rację. Mateusz dalej się na coś gapił, coś co chwila sprawdzał na ekranie komórki, ale nie zawadzał nikomu, grzecznie siedział to i nikt na niego uwagi nie zwracał.

The very first sightWhere stories live. Discover now