2. No tak, zajebiście śmieszne

90 12 6
                                    


Daj mi Boże siłę, bo mi jej z każdą sekundą ubywa.

Gdy tylko dojechaliśmy na halę następnego dnia po meczu z kozami Iranem w wyśmienitych humorach, wszystko zaczęło sypać się cegiełka po cegiełce. I już nam wcale nie było do śmiechu.

Do meczu zostało parę dobrych godzin, kiedy siedzieliśmy już w szatni katowickiego Spodka. Dawno nie mieliśmy tak dobrych przeczuć przed meczem, zatkanie tych irańskich trąbek dało nam tyle pewności siebie, że nie było mowy o przegranej. Przecież nie postrzeli nas byle jaki kowboj.

Karol podłączał swój telefon do śmiesznego, średniowiecznego radyjka Kurczaka, które strach było dotknąć, żeby nie rozpadło się na części. Bartek był tak dumny, że jego sprzęt jednak zadziałał, że aż zaczął sam sobie bić brawo. Kłos odłożył telefon na ławce obok radia i zaczął podrygiwać po środku szatni, w jednej ręce trzymając torbę, z której próbował wydobyć swoją meczową koszulkę. Śliwka błądził z kąta w kąt, nie mogąc znaleźć nakolannika. Kątem oka zauważyłem, jak Zator ostatkiem sił powstrzymuje śmiech i macha za plecami nakolannikiem Olka. Fabian jak zwykle odciął się od rzeczywistości i siedział w rogu ze słuchawkami na uszach, kompletnie nas ignorując.

Chwalmy niebiosa, że Fefe chciał dziś postawić na Gregora.

No właśnie, Gregor.

Łomacz z początku gadał jak najęty; już nawet miałem mu mówić, żeby się zamknął, bo mu śliny nie starczy i język odfrunie, ale w pewnym momencie sam jakoś umilkł. Siedzi cicho to niech siedzi, Fabian też się ani słowem nie odezwał i nikt z tego afery nie robił, a tym bardziej nie miał zamiaru się tym przejmować. Jednak coś mi w pewnym momencie podpowiedziało, że może lepiej oderwać się na chwilę od rozmowy z Arturem i zerknąć w bok, żeby zobaczyć co go tak zajęło, że nagle się przestał odzywać. No i okazało się, że wcale nie postanowił nagle zebrać myśli przed meczem.

Łomacz kucał przy ścianie na przeciwko z twarzą ukrytą w dłoniach i widać było, że ledwie utrzymuje się na własnych nogach.

- Gregor, wszystko gra? - zapytałem, powoli podnosząc się z ławki.

- Tak, trochę mi słabo, ale to zaraz przejdzie - odparł. Nie brzmiało to zachęcająco. Gdybym nie miał sylwetki rozgrywającego przed oczami, to stwierdziłbym, że zostało mu jakieś pięć minut życia. Nagle wszyscy zaprzestali swoich czynności - nawet Paweł oddał Olkowi ten nieszczęsny nakolannik, bo by się jeszcze popłakał.

Olek, nie nakolannik.

Wszyscy wpatrywali się pobladłego Łomacza, którego twarz zlewała się w tej chwili z białym kolorem ściany. Parę włosów przykleiło się mu do wilgotnego od potu czoła.

- Woda - odezwał się cicho.

- Co? - Szalpuk podszedł krok bliżej.

- Dajcie wody! - jęknął Grzegorz, ale nikt nie zdążył nawet sięgnąć po butelkę, bo rozgrywający zerwał się z miejsca i dwoma szybkimi krokami przemieścił się do łazienki, skąd dochodziły nas już tylko... Nie do końca smaczne i przyjemne odgłosy.

- Idę po Sokala - westchnął Konarski i zniknął za drzwiami.

Wrócił jakieś dziesięć minut później, gdy Gregor zdążył już zwrócić wszystko co zjadł w ciągu ostatnich dwunastu godzin. Sokal wszedł do środka, pogadał chwilę z ledwie żywym Grzegorzem, po czym wyszedł prowadząc go pod ramię. Łomacz słaniał się na nogach, które wyglądały i trzęsły się jak wypchane watą.

- Fabian, wygląda na to, że ty dzisiaj zaczniesz - mruknął doktor, powoli kierując się ku wyjściu. Jednak Fabian nawet nie zorientował się, że jego kolega z drużyny w ciągu łącznie może piętnastu minut zrzucił dobre parę kilo balastu i zmienił kolor skóry na zielony. Stał tyłem do wszystkich, wciąż zakorkowany słuchawkami i wiązał buty. Sokal machnął tylko ręką, bo już nawet on nie wiedział jak to skomentować. Odwrócił się, dalej prowadząc Łomacza do wyjścia. Zatrzymał się jednak tuż przy drzwiach i wcisnąwszy mi w ręce pozieleniałego rozgrywającego, wrócił do łazienki.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 28, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

The very first sightWhere stories live. Discover now