IV

139 22 1
                                    


***

  — Wiesz, właściwie to mam do ciebie jedno pytanie.
  — Słucham.
  — Jak się tu znalazłam?
  — To bardzo proste, zostałaś przyniesiona.
  — Przyniesiona?
  — Przynajmniej tak słyszałam.
  — Ale przez kogo?
  — Przez Wielkiego Złego Wilka.
  — Niemożliwe, strzelił do mnie. Chciał mnie zabić!
  — To bzdura. Chciał, by jego żołnierze nacieszyli swe serca widząc twoją śmierć, aby nigdy nie wpadli w szpony zemsty, wszak w 13 Batalionie Zwiadowczym byli ich przyjaciele.
  — Gdzie on teraz jest?

    Rudowłosa kobieta spojrzała na swoje szklane kule, stojące na kominku. Każda z nich była unikalna, opowiadała inną historię, przywodziła na myśl innego człowieka. Zbierała je bardzo długo, nie były przypadkowe. W jednej hulała zamieć śnieżna, zaś w innej świeciło słońce. Zastanawiała się, co powinna powiedzieć.

  — Został zesłany na wygnanie.
  — Na wygnanie?! Dlaczego? Czy to przez mnie?
  — Tak i nie, moja droga. Choć powodem byłaś ty, odpowiedzialność spoczywa na Wielkim Kacie, przed którego oblicze przyprowadzono Wilka. W jego rękach leżał los Dowódcy Watahy. A ten, mimo że był jego przyjacielem, zachował się jak najgorszy śmieć.
  — To się nie dzieje... Wilk zginął, bo uratował mnie?
  — Niezupełnie. On żyje, jednak w warunkach okropnych. Znajduje się na Wyspie Wygnańców.
  — Gdzie to jest?
  — Na północy. To najbardziej zniszczona ziemia. Tamtędy przebiegał front i najdłużej trwały walki. Mimo, że wschód także został spustoszony, to północ określa się mianem Samotni.

  — Postanowiłam. Pomogę mu.

  — Nie wiesz, o czym mówisz. Nie problem się tam dostać, natomiast problemem jest wydostanie się stamtąd. – Kobieta zaniepokoiła się. Pokochała Kapturka, traktowała ją jak własną córkę. Nie chciała, aby stało jej się coś złego.

    Kapturek mogła być od niej starsza, jednak nie było tego po niej widać. Za to Wendy była człowiekiem. Jej skóra cechowała się zmarszczkami, a pośród rudych włosów, zaczęły pojawiać się białe.

  — Co z tego? Jeżeli to przeze mnie, to zrobię wszystko, aby mu pomóc. To w końcu mój wybawca. A potem odzyskam część jego duszy i pozbędę się tego, kto mu ją odebrał. Wielkiego Kata zostawię na koniec. Własnymi rękami zabiorę mu człowieczeństwo i ześlę na tę przeklętą wyspę.

    Wendy uśmiechnęła się. Przytuliła do siebie dziewczynę, po czym cicho szepnęła:
  — W nim już nie zostało nic z człowieka.

***

    Łódź Pięknej naprawdę dobrze się sprawdzała. Dzięki mapie, którą Kapturek miała przy sobie, bez trudu odnaleźli drogę na Zielony Ląd.
Wilk był naprawdę silny. Przez długie godziny wiosłował i nawigował. Magia sprawiła, że łodzie zachowywały się jakby pływały po wodzie, choć tak naprawdę unosiły się nad przepaścią.

  — Wiesz, dopiero teraz spostrzegłem, że gdyby nie twój płaszcz, byłbym całkiem nagi – powiedział zakłopotany Wilk.
  —Wolałam oszczędzić sobie tych widoków. – Kapturek uśmiechnęła się.

  — Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał po chwili.
  — A dlaczego mnie uratowałeś?
  — Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie – żachnął się Wilk. 
Kapturek się zaśmiała. Pierwszy raz rozmawiała z tym człowiekiem, a mimo to miała wrażenie, jakby znali się od zawsze.
  — Oj nie denerwuj się. Po prostu chciałam wybawić mojego wybawcę.
  —Nie spodziewałem się tego.
  — A ja nie spodziewałam się, że mnie nie zabijesz, wszak jesteś Wielkim Złym Wilkiem! – Kapturek starała się być poważna, choć z trudem powstrzymywała się od śmiechu.
  — Wiedziałem, że twoja jednostka przeszła na stronę Tergara. Chciałem powiedzieć o tym Dowództwu i prosić o zgodę na ich unicestwienie, jednak ubiegłaś mnie. Niestety, nikt prócz nas o tym nie wiedział. Właśnie dlatego chciałem sprawić, by uwierzyli, że nie żyjesz i nie próbowali na siłę się mścić. Mogłoby się to odbić negatywnie na wszystkich stworzeniach magicznych zasilających nasze szeregi. A tego chciałem uniknąć. Wypełniłaś swój żołnierski obowiązek i jestem z ciebie naprawdę dumny. Kto wie, możliwe, że dzięki twojemu poświęceniu wygraliśmy tę wojnę.
  — O czym ty mówisz? Poświęciłeś o wiele więcej niż ja. Oddałeś swoje człowieczeństwo.

Wilk zaśmiał się. Popatrzył na nią i ze spokojem powiedział:
  — Zupełnie jak ty. Tamtego dnia twoje życie wywróciło się do góry nogami. Jestem pewien, że nie mogłaś na siebie patrzeć. Zabicie tylu przyjaciół, z którymi byłaś od początku, na pewno było dla ciebie trudne. Ale wiesz, w przeciwieństwie do zwykłych ludzi, my mamy naprawdę dużo czasu.

    Kapturek rozpłakała się. Zupełnie jak dziecko. A Wilk tylko się uśmiechał. Rozumiał, że była silna zbyt długo. Już wtedy, w Zamku, widział, że z trudem powstrzymuje łzy.
Udało jej się.

***

      Rudowłosa dziewczynka leżała pod drzewem, które znajdowało się na szczycie wzniesienia. Jej dom wybudowany został w górach. Rozciągał się stamtąd widok na morze, a wokół znajdowały się łąki. 

      Była całkowicie zaabsorbowana lekturą. Od zawsze marzyła, by choć raz przeżyć przygodę podobną do tych, które opisane zostały w jej ulubionych książkach.
W okolicy nie było innych dzieci, ale nie miało to dla niej większego znaczenia. Swój czas spędzała zupełnie inaczej. Kochała się kształcić, a kiedy czytała, zwiedzała najróżniejsze krainy. Mimo to, w głębi duszy pragnęła towarzysza, z którym mogłaby udać się w świat.

  — Cześć!


    Dziewczynka zerwała się. Przerażona rozejrzała się, a jej oczom ukazał się młody chłopak, prawdopodobnie niewiele starszy.
  — Nie bój się, nic ci nie zrobię. Jak masz na imię?
  —Kultura nakazuje, by samemu najpierw się przedstawić. – Dziewczynka nadal pozostawała nieufna.

 Chłopiec podrapał się po brązowej czuprynie.
  — Jestem Piotruś. Piotruś Pan! – Całe jego zakłopotanie zniknęło. – Czy teraz możesz powiedzieć jak się nazywasz?
  —Wendy. – Nie wiedziała jak rozmawiać z ludźmi, wszak jej jedynym przyjacielem była samotność.
  — Miło mi cię poznać, Wendy!

    Zapadło milczenie. Nie potrafiła zacząć rozmowy, jednak na szczęście chłopiec nie należał do wstydliwych.

  — Co czytasz?
  — Książkę o bohaterce, która wybawia wyspy z rąk piratów.
  — A więc nie lubisz piratów?
  — Nie cierpię! Napadli na moją poprzednią wioskę, wraz z mamą uciekłyśmy. Powiedziała, że tutaj nas nie znajdą.
  —Wiesz, sam muszę jednego pokonać.
  — Naprawdę?
  — Tak. Poczytaj mi, może dzięki temu dowiem się, jak to zrobić.


    Dni mijały, a ich więzi stawały się coraz silniejsze. Piotruś codziennie ją odwiedzał. Razem czytali książki, rozmawiali i bawili. Stali się najlepszymi przyjaciółmi. Pomagali sobie i wspierali się w trudnych chwilach. Chłopak lubił opowiadać o miejscu, z którego przybył. I choć Wendy nie miała pojęcia, gdzie mogła znajdować się Nibylandia, zapragnęła kiedyś ją odwiedzić.

    Po kilku latach do Wendy dotarło, że uważa Piotrusia za kogoś więcej niż przyjaciela.
W dzień jego osiemnastych urodzin chciała wyznać mu prawdę. Opowiedzieć o swoich uczuciach. Decyzję podejmowała bardzo długo, ponieważ bała się odrzucenia. Nie była do końca pewna, czy wieloletni przyjaciel myśli o niej tak, jak ona o nim.


    Tego dnia ubrała się inaczej niż zwykle. Wzięła ze sobą prezent dla Piotrusia i poszła pod to samo drzewo, pod którym zawsze się spotykali. Ale nie było go. Cały dzień czekała i nic.
Tak samo minął jej kolejny dzień. Nie wiedziała, co mogło się stać.
Wtedy przypomniała sobie słowa, które powiedział jej, gdy ostatnio się żegnali.

„Wielu rzeczy nauczyłem się z twoich książek. Myślę, że teraz na pewno pokonam piratów!"


    A kiedy znów go spotkała, był Kapitanem na ich okręcie.


Odnaleźć siebie | Czerwony KapturekWhere stories live. Discover now