Prolog

421 25 37
                                    


        W starej, opuszczonej fabryce zdawało się słyszeć przerażające krzyki, które dochodziły z jednego z pomieszczeń. W powietrzu unosił się zapach olejów silnikowych. Nic dziwnego...Kiedyś produkowani tu smary i oleje do aut. Od paru lat fabryka była przeznaczona do rozbiórki, ale nikomu nie spieszyło się z jej wyburzeniem. Ruiny stały się miejscem przerażających zbrodni.

        Do ciemnego pomieszczenia, co jakiś czas wpadało światło jakie dawały błyskawice. Za oknami padał deszcz. Na krześle, które znajdowało się pod ścianą, siedział mężczyzna. Był ciasno do niego przywiązany tak, by nie mógł się ruszyć .

- Puść mnie- Szepnął mężczyzna. Był ledwo przytomny. Na jego twarzy i ciele znajdowały się ślady pobicia. - Proszę Cie! Wypuść mnie na Boga!- Tym razem krzyknął.

Z ciemnego rogu zdawało się słyszeć szyderczy śmiech.

- Na Boga?- Mężczyzna podpalił papierosa. Przez chwilę płomień zapałki oświetlał mu twarz. - Ha! Boga tu nie ma...- Wysoki brunet podszedł do związanego mężczyzny.

- Obiecuję....oddam ci te pieniądze, tylko mnie wypuść. - Błagał nieszczęśnik.

- Oj Johny, Johny... Czegoś tu chyba nie rozumiesz. Mieliśmy układ. Coś mi obiecałeś...Miałeś czas do wczoraj...A dzisiaj....- uśmiechnął się- A dzisiaj jest za późno...Prawda chłopcy? - Odwrócił się w stronę drugiego rogu pomieszczenia.

- Jasne szefie...- Przytaknął jeden z nich.

Sadysta znów odwrócił się do swojej ofiary. - Wiesz co robimy z kłamcami, którzy nie dotrzymują obietnic?

- N..N..Nieee błagam, nie!

- Nie? Z chęcią ci pokaże...- Mężczyzna wyjął z kieszeni długi, tępy gwóźdź i zanim tamten zdążył cokolwiek powiedzieć, wbił mu go z całej siły w udo. Krzyk mężczyzny przeplótł się z odgłosem pękających kości. Krew poleciała ciurkiem po nodze nieszczęśnika. Zwyrodnialec spojrzał mu w oczy...

- Dlaczego to robisz? - Spytał związany mężczyzna.

- Uwielbiam czuć ludzki strach...- Szepnął brunet, po czym szarpnął za gwóźdź i jednym ruchem wyjął go z uda mężczyzny. Rozdarł mu koszulę i tym samym gwoździem wyciął na torsie torturowanego liczbę "38". Krzyki nic nie dawały. Nikt go nie słyszał. Łzy ciekły mu po policzku...w końcu okrutne tortury zostały przerwane jednym ciosem w serce.


Never let goWhere stories live. Discover now