Po zakończonych lekcjach i obijaniu się na fizyce Erik postanowił wybrać się do sklepu po prezenty. Z kupieniem obrazu nie było problemu. Nikogo nie obchodziło, po co takiemu dzieciakowi dzieło sztuki.
- Dzięki wielkie. Na serio nie chciałem tego kupować sam – powiedział do Stevena.
- Nie ma sprawy. Słuchaj ja muszę się już zbierać – odrzekł rudy, a jego spojrzenie powędrowało na przystanek autobusowy.
Erik tylko machnął ręką i pożegnał się z przyjacielem. Blondyn nie chciał, żeby wracał do domu. Raczej do swych braci. Sytuacje z pobiciami zdarzały się coraz częściej, a jemu nie chciało się już patrzeć na okaleczoną twarz Stevena. Jednak wycieczkę do kwiaciarni musiał odbyć sam. Przez całą drogę przygotowywał się i skupiał na nie wydaniu swoich mocy. Nie sądził jednak, żeby to podziałało. ,,Wdech i wydech. Spokojnie '' – pomyślał, stojąc przed drzwiami z napisem ,,otwarte''. Pchnął je i omal się nie popłakał. Ze śmiechu oczywiście. Stał tam wryty i tylko zerkał na chłopaka przy kasie, którym okazał się być ten sam Kendall o wilczym spojrzeniu. Ubrany w żółty fartuch z wyszytym kwiatkiem wyglądał bardziej jak niedźwiadek niż wilk. Erik tylko poprzebierał oczami i powoli podszedł do niego.
Kendall rozpoznał jasnowłosego natychmiastowo. Pogrążył się w ciszy i zawstydzeniu. Zamiast obserwować chłopaka, spojrzał tylko na swoje ręce, które zaczynały się pocić. Chciało mu się krzyczeć, wrzeszczeć i rozwalić wszystko wokół siebie.
- H-hej – powiedział cicho Erik, próbując nie denerwować wilka – Po ile są róże?
Kruczowłosy miał jeszcze małą nadzieję, że nie zostanie rozpoznany, lecz teraz została całkowicie starta w proch. Sposób w jaki blondyn się z nim przywitał potwierdził wszystko.
- Trzydzieści pięć za sztukę – odrzekł, próbując brzmieć obojętnie.
- To wezmę jedną.
Wręczył pieniądze i patrzył, jak Kendall opakowuje kwiat w ozdobny papier. Zanim jednak wyszedł, co bardzo chciał zrobić, chłopak odezwał się:
- Nawet nie próbuj nikomu o tym mówić. Zrozumiałeś?
Erik mógł tylko przełknąć ślinę i przytaknąć. Spojrzenie wilka było ciężkie, lecz je wytrzymał. Wydawało mu się, jak oczy groźnego pobłyskują na żółto, a głos zmienia się w warknięcie. Teraz zrozumiał dlaczego dali mu ten przydomek i o dziwo nie dali mu tego przez nazwisko Wolfman. Jego twarz jednak po chwili złagodniała, a ręka wysunęła się, podając różę. Gdy tylko wylądowała w dłoni Erika zaczęły się dziać rzeczy dziwne. Kolce gwałtownie wydłużyły się, przebijając papier, a płatki bardziej rozsunięte nabrały więcej ubarwienia. Wokół kwiatu razem z wiatrem powędrowała złota poświata, a Kendall tylko patrzył i otworzył szeroko usta.
- Aha. No to ja się zbieram – powiedział blondyn i wybiegł z lokalu, a po nim nie pozostało tam nic oprócz pieniędzy.
Biegł tak, aż do przystanku. Dyszał, dyszał i żałował swojej decyzji o kupieniu róży. Kwiat delikatnie włożył do torby z obrazem i już więcej go nie dotykał, a on jakby wzdychał do niego, prosząc o dotyk.
***
- Och! Jaka piękna! Dziękuję ci – powiedziała wzruszona ciocia Annie.
Przetarła oczy z łez i obdarowała Erika ciepłym pocałunkiem w policzek.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – rzekł dumny, lecz zawstydzony chłopak.
Annie była przyzwyczajona do obchodzenia jej urodzin w inny sposób. Sama i z telefonem wyczekując sms-ów z życzeniami od rodziny. Teraz mogła je spędzać z kimś komu naprawdę na niej zależało. Miała już swoje lata, więc zrezygnowała z dziecka. A mężczyźni? Podobno nie mogła znaleźć sobie odpowiedniego. Erik tylko stał ze złożonymi rękami i patrzył na ciotkę wieszającą obraz nad pianinem.
- To jak? Noc filmów? – spytała ciocia z rękami na biodrach.
- Czemu nie – odparł uśmiechając się do niej.
***
Jak on nie chciał iść do szkoły. Tak bardzo nie chciał. Ale wychodziło na to, że musiał. Już nie mógł się doczekać, aż Kendall go dorwie na korytarzu i wybije mu te zdarzenie z pamięci. Tak pięknie, że aż wszędzie rozleje się krew, a biednego blondyna trzeba będzie wieźć do szpitala. Piękna pamiątka. Na pewno chętnie, by o tym opowiadał dzieciom i wnukom. O ile będzie je miał zanim jego rodzina spali go na stosie.
- Hej.... Wszystko dobrze? – spytał zaniepokojony Steven – Wow. Wyglądasz potwornie.
- Haha! Dzięki – powiedział Erik – Nie spałem całą noc. Z ciocią zrobiliśmy sobie noc filmową.
- No to ma sens – poklepał go po ramieniu i spojrzał na tył autobusu.
Miejsce Kendalla Wolfmana było zajęte przez jakąś dziewczynę. Chyba pierwszoklasistkę, nie znającą zasad. ,,Będzie bójka'' – pomyśleli oboje.
Chłopak jednak nie pojawił się w autobusie, a blondyn miał nadzieję, że życie oszczędzi mu spotkania z wilkiem. Och w jakim błędzie był. Po wyjściu na korytarz z szafkami zauważył dwie osóbki sterczące przy jego szafce numer sto pięć. A osóbki te były nad wyraz duże.
Steven stanął wryty przy Eriku i tylko zerkał na niego, orientując się czy chłopak żyje. Już wiadomo kto stał przy tej biednej szafce numer sto pięć. Rick Adams i Kendall Wolfman. Śmiech rozpaczy odezwał się w głowie blondyna, gdy ujrzał ten widok. Po chwili wysoki Rick podszedł do dwójki i złapał Stevena za ramię.
- Hej. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale Kendzio ma do ciebie sprawę – wybrzmiał głos – Tak więc ty – wskazał na rudego – idziesz ze mną.
- C-co? – rudzielec zdążył się tylko się zajęknąć, ciągnięty przez kapitana drużyny.
Kiedy Kendall podchodził do trzęsącego się Erika, on odzyskał świadomość i wycedził:
- Stary ja nikomu nie mówiłem! Nawet Stevenowi! Serio!
Kruczowłosy podniósł rękę, jakby uciszając blondyna. Zerknął na niego, a na twarzy pojawił się grymas i trochę rumieńca. Nadal był zawstydzony wczorajszym zdarzeniem, lecz teraz bardziej go zastanawiało, co się stało róży.
- Słuchaj, ja wiem, że nikomu nie powiesz – odparł drapiąc się po głowie – Sorki też za Ricka... Zawsze wtyka nos w nie swoje sprawy. Ale to... to coś z różą to... musisz mi wytłumaczyć – powiedział cięższym do zniesienia głosem.
- A co do tego to nie będę ci tego tłumaczyć – wypalił – To nie jest coś, co od tak można wytłumaczyć – nerwowo gestykulował rękami - W ogóle po co miałbym ci to tłumaczyć? – zapytał panikując.
Ma twarzy Kendalla widać było podenerwowanie, a jego cierpliwość do blondyna powoli zanikała. Odetchnął głęboko, próbując się uspokoić i tylko mruknął:
- Możemy mieć więcej wspólnego niż myślisz – obdarzył Erika swoim wilczym spojrzeniem, a chłopak słabo to zniósł. Zrobił się blady na twarzy po czym wyminął kruczowłosego i odszedł od szafki, urywając rozmowę (istne f*CK this sh*t I'm out).
- Czekaj! – zdążył krzyknąć wilk nie rozumiejąc sytuacji – Ja jeszcze nie sko-! – ale blondyn już był w innej części korytarza.
*Cześć! Dzięki za czytanie :D Mam nadzieję, że się spodobało ^^*
YOU ARE READING
Syn Wiedźmy
Teen FictionTak sobie pomyślałam kiedyś, że napiszę książkę. Oto coś co postanowiłam nabazgrolić. Erik to niezwykły chłopak. Wokół niego dzieją się różne rzeczy itp. itd. Zapraszam was do opowieści o młodym czarodzieju i jego przygodach w nastoletnim życiu. *w...