Rozdział 2: Spotkanie

30 0 0
                                    

Po zakończonych lekcjach i obijaniu się na fizyce Erik postanowił wybrać się do sklepu po prezenty. Z kupieniem obrazu nie było problemu. Nikogo nie obchodziło, po co takiemu dzieciakowi dzieło sztuki.

- Dzięki wielkie. Na serio nie chciałem tego kupować sam – powiedział do Stevena.

- Nie ma sprawy. Słuchaj ja muszę się już zbierać – odrzekł rudy, a jego spojrzenie powędrowało na przystanek autobusowy.

Erik tylko machnął ręką i pożegnał się z przyjacielem. Blondyn nie chciał, żeby wracał do domu. Raczej do swych braci. Sytuacje z pobiciami zdarzały się coraz częściej, a jemu nie chciało się już patrzeć na okaleczoną twarz Stevena. Jednak wycieczkę do kwiaciarni musiał odbyć sam. Przez całą drogę przygotowywał się i skupiał na nie wydaniu swoich mocy. Nie sądził jednak, żeby to podziałało. ,,Wdech i wydech. Spokojnie '' – pomyślał, stojąc przed drzwiami z napisem ,,otwarte''. Pchnął je i omal się nie popłakał. Ze śmiechu oczywiście. Stał tam wryty i tylko zerkał na chłopaka przy kasie, którym okazał się być ten sam Kendall o wilczym spojrzeniu. Ubrany w żółty fartuch z wyszytym kwiatkiem wyglądał bardziej jak niedźwiadek niż wilk. Erik tylko poprzebierał oczami i powoli podszedł do niego.

Kendall rozpoznał jasnowłosego natychmiastowo. Pogrążył się w ciszy i zawstydzeniu. Zamiast obserwować chłopaka, spojrzał tylko na swoje ręce, które zaczynały się pocić. Chciało mu się krzyczeć, wrzeszczeć i rozwalić wszystko wokół siebie.

- H-hej – powiedział cicho Erik, próbując nie denerwować wilka – Po ile są róże?

Kruczowłosy miał jeszcze małą nadzieję, że nie zostanie rozpoznany, lecz teraz została całkowicie starta w proch. Sposób w jaki blondyn się z nim przywitał potwierdził wszystko.

- Trzydzieści pięć za sztukę – odrzekł, próbując brzmieć obojętnie.

- To wezmę jedną.

Wręczył pieniądze i patrzył, jak Kendall opakowuje kwiat w ozdobny papier. Zanim jednak wyszedł, co bardzo chciał zrobić, chłopak odezwał się:

- Nawet nie próbuj nikomu o tym mówić. Zrozumiałeś?

Erik mógł tylko przełknąć ślinę i przytaknąć. Spojrzenie wilka było ciężkie, lecz je wytrzymał. Wydawało mu się, jak oczy groźnego pobłyskują na żółto, a głos zmienia się w warknięcie. Teraz zrozumiał dlaczego dali mu ten przydomek i o dziwo nie dali mu tego przez nazwisko Wolfman. Jego twarz jednak po chwili złagodniała, a ręka wysunęła się, podając różę. Gdy tylko wylądowała w dłoni Erika zaczęły się dziać rzeczy dziwne. Kolce gwałtownie wydłużyły się, przebijając papier, a płatki bardziej rozsunięte nabrały więcej ubarwienia. Wokół kwiatu razem z wiatrem powędrowała złota poświata, a Kendall tylko patrzył i otworzył szeroko usta.

- Aha. No to ja się zbieram – powiedział blondyn i wybiegł z lokalu, a po nim nie pozostało tam nic oprócz pieniędzy.

Biegł tak, aż do przystanku. Dyszał, dyszał i żałował swojej decyzji o kupieniu róży. Kwiat delikatnie włożył do torby z obrazem i już więcej go nie dotykał, a on jakby wzdychał do niego, prosząc o dotyk.

                                                                                       ***

- Och! Jaka piękna! Dziękuję ci – powiedziała wzruszona ciocia Annie.

Przetarła oczy z łez i obdarowała Erika ciepłym pocałunkiem w policzek.

- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – rzekł dumny, lecz zawstydzony chłopak.

Annie była przyzwyczajona do obchodzenia jej urodzin w inny sposób. Sama i z telefonem wyczekując sms-ów z życzeniami od rodziny. Teraz mogła je spędzać z kimś komu naprawdę na niej zależało. Miała już swoje lata, więc zrezygnowała z dziecka. A mężczyźni? Podobno nie mogła znaleźć sobie odpowiedniego. Erik tylko stał ze złożonymi rękami i patrzył na ciotkę wieszającą obraz nad pianinem.

- To jak? Noc filmów? – spytała ciocia z rękami na biodrach.

- Czemu nie – odparł uśmiechając się do niej.

***

Jak on nie chciał iść do szkoły. Tak bardzo nie chciał. Ale wychodziło na to, że musiał. Już nie mógł się doczekać, aż Kendall go dorwie na korytarzu i wybije mu te zdarzenie z pamięci. Tak pięknie, że aż wszędzie rozleje się krew, a biednego blondyna trzeba będzie wieźć do szpitala. Piękna pamiątka. Na pewno chętnie, by o tym opowiadał dzieciom i wnukom. O ile będzie je miał zanim jego rodzina spali go na stosie.

- Hej.... Wszystko dobrze? – spytał zaniepokojony Steven – Wow. Wyglądasz potwornie.

- Haha! Dzięki – powiedział Erik – Nie spałem całą noc. Z ciocią zrobiliśmy sobie noc filmową.

- No to ma sens – poklepał go po ramieniu i spojrzał na tył autobusu.

Miejsce Kendalla Wolfmana było zajęte przez jakąś dziewczynę. Chyba pierwszoklasistkę, nie znającą zasad. ,,Będzie bójka'' – pomyśleli oboje.

Chłopak jednak nie pojawił się w autobusie, a blondyn miał nadzieję, że życie oszczędzi mu spotkania z wilkiem. Och w jakim błędzie był. Po wyjściu na korytarz z szafkami zauważył dwie osóbki sterczące przy jego szafce numer sto pięć. A osóbki te były nad wyraz duże.

Steven stanął wryty przy Eriku i tylko zerkał na niego, orientując się czy chłopak żyje. Już wiadomo kto stał przy tej biednej szafce numer sto pięć. Rick Adams i Kendall Wolfman. Śmiech rozpaczy odezwał się w głowie blondyna, gdy ujrzał ten widok. Po chwili wysoki Rick podszedł do dwójki i złapał Stevena za ramię.

- Hej. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale Kendzio ma do ciebie sprawę – wybrzmiał głos – Tak więc ty – wskazał na rudego – idziesz ze mną.

- C-co? – rudzielec zdążył się tylko się zajęknąć, ciągnięty przez kapitana drużyny.

Kiedy Kendall podchodził do trzęsącego się Erika, on odzyskał świadomość i wycedził:

- Stary ja nikomu nie mówiłem! Nawet Stevenowi! Serio!

Kruczowłosy podniósł rękę, jakby uciszając blondyna. Zerknął na niego, a na twarzy pojawił się grymas i trochę rumieńca. Nadal był zawstydzony wczorajszym zdarzeniem, lecz teraz bardziej go zastanawiało, co się stało róży.

- Słuchaj, ja wiem, że nikomu nie powiesz – odparł drapiąc się po głowie – Sorki też za Ricka... Zawsze wtyka nos w nie swoje sprawy. Ale to... to coś z różą to... musisz mi wytłumaczyć – powiedział cięższym do zniesienia głosem.

- A co do tego to nie będę ci tego tłumaczyć – wypalił – To nie jest coś, co od tak można wytłumaczyć – nerwowo gestykulował rękami - W ogóle po co miałbym ci to tłumaczyć? – zapytał panikując.

Ma twarzy Kendalla widać było podenerwowanie, a jego cierpliwość do blondyna powoli zanikała. Odetchnął głęboko, próbując się uspokoić i tylko mruknął:

- Możemy mieć więcej wspólnego niż myślisz – obdarzył Erika swoim wilczym spojrzeniem, a chłopak słabo to zniósł. Zrobił się blady na twarzy po czym wyminął kruczowłosego i odszedł od szafki, urywając rozmowę (istne f*CK this sh*t I'm out).

- Czekaj! – zdążył krzyknąć wilk nie rozumiejąc sytuacji – Ja jeszcze nie sko-! – ale blondyn już był w innej części korytarza.

*Cześć! Dzięki za czytanie :D Mam nadzieję, że się spodobało ^^*

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 19, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Syn WiedźmyWhere stories live. Discover now