18. Rozchorował się

3.1K 184 21
                                    

Dean - Z początku kichanie Deana nie przyciągnęło jakoś szczególnie twojej uwagi. Po ostatnim polowaniu cała wasza trójka wróciła do Bunkra szczękając zębami przez to, że polowanie rozciągnęło się niemal na całą noc, a że było wyjątkowo zimno, to ledwie byliście w stanie poruszyć skostniałymi palcami. Szybko jednak ty i Sam wróciliście do siebie, a Dean machał ręką na swoje kichanie.

Pewnego dnia jednak gdy się obudziłaś, znalazłaś go w kuchni z kocem naciągniętym na ramiona i drżącymi dłońmi obejmującymi kubek z kawą. Podeszłaś do niego podejrzliwie, gdy tylko z jego gardło wydobyło się ochrypłe "dzień dobry". Gdy tylko wyczułaś jego rozpaloną skórę natychmiast zaciągnęłaś go do łóżka, pomimo jego słabych protestów. Okryłaś go kołdrą i przyniosłaś mu kilka dodatkowych koców, gdy zaczął marudzić:

- T/I, daj spokój. Nic mi nie jest.

- Czyżby? - spytałaś z ironią. - Dean jesteś rozpalony jak piec, masz od kilku dni taki katar, że niemal zużyłeś wszystkie chusteczki jakie mamy, a gardło masz tak zdarte, że ledwie mówisz.

- Nie mogę chorować! Mam robotę, akurat znalazłem artykuł, gdzie jest mowa o dżinie w Misissippi...

- Sam i Castiel mogą się tym zająć. - Dean otworzył usta, żeby znowu się wykłócać, ale przerwałaś mu. - Dean. Jeśli będziesz grzeczny i zostaniesz w łóżku, to obiecuję ci, że upiekę ci twoją ulubioną szarlotkę.

Deanowi od razu zalśniły się oczy.

- Jestem chory.

Sam - Sam był mężczyzną, który sporo ćwiczył i zdrowo się odżywiał, więc nie miał problemów ze zdrowiem, dlatego gdy pewnego dnia przy śniadaniu, usłyszałaś jak kaszle, to od razu zwróciło twoją uwagę. Ponad to w ogóle nie miał apetytu, swoją sałatkę ledwie dotknął, a później zaczął się masować po skroniach, które pulsowały bólem.

- Sam, to przestaje mi się podobać - powiedziałaś w pewnym momencie, siadając obok niego na kanapie i dotykając jego policzka. - Jesteś gorący. Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?

- To nic takiego - wzruszył ramionami. - Do jutra mi przejdzie.

- Oczywiście. Chodź, położysz się do łóżka, a ja ci zrobię gorącej zupy, wyśpisz się i poczujesz się lepiej.

- T/I, to naprawdę...

- Sam - w twój głos wkradła się stanowczość. - Nie zmuszaj mnie do tego, żebym zawołała Deana, żeby mi pomógł.

Odpowiedziało ci przewrócenie oczami, ale Sam nie kłócił się więcej i pozwolił ci się zaopiekować sobą.

Castiel - Gdy Castiel stał się człowiekiem zaczął doświadczać wszystkiego z czym muszą się zmagać ludzie, a na co patrzył do tej pory ze zdziwieniem lub przymrużeniem oka. Teraz jednak przyszła pora na kolejny etap poznawania człowieczeństwa przez byłego anioła. Dzisiejszego ranka Castiel obudził się z kiepskim samopoczuciem, miał gorączkę, katar i dreszcze. Siedział na kanapie owinięty szczelnie grubym kocem, usiłując przestać się trząść.

- T/I, czy ja umieram? - spytał pełen niepokoju.

Uśmiechnęłaś się pobłażliwie, stawiając na stole gorącą herbatę i leki na przeziębienie.

- Nie, Cass. To zwykłe przeziębienie. Ludzie czasem je łapią. To minie za kilka dni.

- Jesteś pewna?

- Tak, jestem pewna - odparłaś, siadając obok niego na kanapie i nalewając na łyżeczkę trochę syropu. - Ale najpierw musisz wziąć lekarstwo, to ci pomoże.

Castiel otworzył posłusznie usta, a gdy tylko syrop spłynął do jego gardła, skrzywił się niemiłosiernie.

- Co to jest? - spytał z obrzydzeniem, gdy podałaś mu herbatę do popicia.

- Kolejny uroczy element człowieczeństwa.

Crowley - Crowley jako demon nigdy nie chorował, a gdy zapytałaś go o to czy kiedyś chorował jak jeszcze był człowiekiem, odparł, że wie tylko tyle, że ma szczęście, że już więcej nie musi przez to przechodzić.

John - Misissippi było dość wilgotnym stanem, ale nad samą rzeką było naprawdę przytulnie. Po raz pierwszy od dawna byłaś tak zadowolona z tego, że John zaproponował ci, żebyście pojechali tylko we dwójkę na polowanie. Zamiast normalnego zatęchłego pokoju motelowego John wynajął mały domek w pobliżu rzeki i obiecał, że będziecie mogli tam spędzić cały tydzień, gdy tylko pozbędziecie się ducha, grasującego w starej opuszczonej willi kilka mil dalej. W tę noc, gdy postanowiliście tam pojechać, strasznie lało, a na dodatek jak zwykle musieliście spalić kości na pobliskim cmentarzu. John uparł się, żeby pomimo pogody wykończyć tego ducha i spędził kilka godzin na deszczu, pracując zawzięcie, żeby dostać się do trumny. Po powrocie przygotowałaś mu herbatę i gorącą kąpiel z nadzieją, że się nie przeziębi, ale już następnego ranka obudziłaś się, czując jak jest rozpalony i jak ciężki jest jego oddech.

- I tak się kończy przekopywanie cmentarzy w deszczu - skwitowałaś, przynosząc mu jakiś czas później miskę gorącej zupy.

John burknął coś pod nosem.

- Myślałem, że wreszcie spędzimy sami kilka dni i przy okazji załatwimy to polowanie, ale jak zwykle coś nam staje na przeszkodzie.

- Zawsze możemy zostać kilka dni dłużej - wzruszyłaś ramieniem i uśmiechnęłaś się. - Co najwyżej Bobby dostanie zawału i będzie nam grozić, że prędzej go szlag trafi niż znowu zajmie się chłopakami.

- Mhm, znowu włączy im jakiś horror, da im colę, frytki i każe zostawić go w spokoju. A później Sam będzie się budził z krzykiem w nocy.

- Nie po ostatniej awanturze, jaką mu za to zrobiłam.

John zaśmiał się, ale szybko przerwało mu głośne kichnięcie.

- Jakoś w to jestem w stanie uwierzyć.

Supernatural. Over and Over Again.Where stories live. Discover now