sześć

297 55 32
                                    

Nasza drużynowa jest chyba jedyną osobą, która potrafi zrobić ciekawą gawędę z historii harcerstwa. Wszyscy siedzą w ciszy, zasłuchani, przeniesieni głosem dziewczyny w przeszłość, która zaprowadziła nas tutaj, w to miejsce i do tych ludzi. Ognisko trzaska w niebo iskrami, strażnicy ze skłonieniem głowy dokładają drew, nie wiadomo kiedy zrobiło się ciemno. Takiego nastroju nie wyczaruje żaden internet, żaden telefon. Zasłuchani w las i w głos drużynowej, jesteśmy jednością. 

Opowieść Naczelnej przerywają obce głosy i śmiechy. Okazuje się, że nasi goście przyszli spóźnieni o jakieś dwie godzinki. Podobnie jak drużyna Gargulca, są to praktycznie prawie sami faceci. Nasze młodsze dziewczyny zaczynają się ślinić, jak zwykle, kiedy pojawiają się chłopcy. Potter z daleka śledzi pilnie wszystkie ruchy Majki, chyba boi się, że mu ją ktoś sprzed nosa zabierze. Majka ma zaczerwienioną skórę – albo od ogniska, albo się rumieni. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy. W poruszającym się świetle płomieni wygląda jak Merrida z bajki dla dzieci.

Kiedy kończymy, jest prawie północ i mam pierwszą wartę. Damian, nazywany Damką, jeden z drużyny Gargulca, stoi dziś ze mną. Praktycznie dogadujemy się natychmiast, jest w moim wieku i też po maturze, więc pewnie to nasze pożegnanie z obecnymi drużynami. Okazuje się, że idzie do Krakowa na AWF, tak jak ja, tylko na inny kierunek. 

Pod koniec warty jesteśmy umówieni na wspólne wyjście po obozie, jakieś kino czy kręgle przy piwie. YOLO, jak mówił Arek.  Co mi tam, Damka jest przystojny, oboje mamy po dziewiętnaście lat. Majka powiedziałaby, że jest ciachem. Gdyby nie Potterek, oczywiście, który raczej już jej nie odpuści.

Kiedy zmieniają nas Parówa i Mała (zemsta losu chyba, że dostali wspólną wartę, hahaha), Damian odprowadza mnie do namiotu, jakby te parę kroków było kilometrowym spacerem. Nie może zdecydować się, żeby w końcu iść spać, więc ja decyduję za nas oboje, mówię grzecznie dobranoc i znikam. Myślę, że jest rozczarowany, ale nie mam zamiaru się przejmować byle czym.

Ściągam po ciemku mundur, ale nie chcę budzić innych, szczególnie tego jednego innego, więc wskakuję do śpiwora w majtkach i staniku. Oby nie było żadnej nagłej pobudki, bo nie wiem, co zrobię w takim wypadku.

Zasypiam natychmiast. We śnie Arek mówi swoim cudownym głosem, że pobierzemy się zaraz po maturze, zamieszkamy wspólnie i będziemy zawsze razem. Nie wiem, co mu odpowiedzieć, milczę i słucham, w tym śnie kocham go z całego serca i nie jestem okrutną jędzą. Próbuję powiedzieć, że tak, zostanę jego żoną, że wszyscy mogą się wypchać, ale nagłe szarpanie za ramię i gwizdek wyrywają mnie ze snu. No i co? Mamy alarm. Alarm nocny! Ktoś podchodzi nam obóz a ja jestem w gaciach i staniku, mundur położyłam gdzieś na stercie ciuchów, a plecak.... szkoda gadać.

– Wstawaj, wariatko. – Słyszę nad sobą głos Gargulca, lekko rozbawiony. Spojrzałabym na niego z godnością, ale mam nieodpowiedni strój do zachowania tejże godności, zresztą i tak ciemnica. Rada nierada, wyłażę prędko ze śpiwora, utyskując, niechcący staję bosą stopą na jakiś kawałek patyka i syczę z bólu. Natychmiast omiata mnie światłem telefonu i nieruchomieje. Dokładnie w tym momencie zdaję sobie sprawę, że zostaliśmy w namiocie sami, a ja jestem prawie goła.

Słyszę, jak wciąga gwałtownie powietrze. Nic nie mówi, ale wygasza ekran. Nasza drużyna nie zabiera telefonów na wyjazdy, przemyka mi przez myśl, kiedy niezdarnie próbuję przedostać się do swego plecaka. Czuję, jak Gargulec obserwuje mnie w ciemności, mam nadzieję, że nie widzi więcej niż ja. Boże, trzymaj mnie, jestem idiotką do kwadratu.

– Masz ubranie? – Pytanie dobiega mnie z innego miejsca namiotu, chyba odsunął się trochę w stronę wejścia, ale nie jestem pewna. Trochę wyprowadziła mnie z równowagi ta... iluminacja.

– Tak, mam. – Wydaje mi się, że trzymam w garści swoją jedyną sukienkę, brudną zresztą, kiedy czuję dotknięcie chłodnej ręki na obojczyku. Podskakuję ze strachu i walę głową w stelaż od namiotu. Czy to nie za dużo jak na jeden dzień?

– Mówiłaś, że masz ubranie.  – Jego głos jest lekko zachrypnięty, cholera, następny, plaga jakaś czy co. Jak ćmy do ognia. Naprawdę, czy oni pod tym wszystkim nie widzą prawdziwej mnie? Nie widzą podłej dziewczyny, przez którą ktoś zginął?

Przesuwa dłoń po moich plecach, nieświadomy burzy w mojej głowie, jego dotyk jest naprawdę porażający, ale ja wymykam mu się i zanim biedny chłopina zdaje sobie sprawę, co się dzieje, wskakuję w czarną, długą sukienkę i jestem już za namiotem.

Na zewnątrz chyba sytuacja została opanowana. Znowu Naczelna wystawiła podwójne warty. Mogłam w zasadzie zostać w śpiworze i udawać, że mnie nie ma. Nie chcę wracać do spania teraz, kiedy już na całkiem się wybudziłam, bo muszę poukładać sobie pewne rzeczy w głowie. Na przykład, jak to się stało, że dotyk Gargulca coś znaczył, chociaż właściwie nic nie zaszło między nami. Widzę, jak chłopak wychodzi z namiotu, podchodzi wolno do ogniska, więc wymykam się szybko za obóz, żeby się z nim nie spotkać.

Dosłownie parę metrów niżej leci ścieżka ukryta w krzakach. Zaraz za nią jest mały pomost i drzewo leżące nad wodą, które tworzy cudowne miejsce do rozmyślań. Często tam przesiaduję sama, zwłaszcza kiedy wszyscy śpią. W tej chwili bardzo potrzebuję azylu, nogi same zanoszą mnie nad wodę.

Obozowa opowieśćWhere stories live. Discover now