#23 Kamil

108 16 9
                                    


Coś mnie ciągnęło z powrotem. Może wcale nie chciałem wracać, ale wróciłem. Chociaż w tym miejscu było tak spokojnie i przytulnie, wiedziałem, że muszę wrócić.

-Tak się nie robi, Myl. Wracaj tu do mnie, ale już - Po głosie i zapachu poznałem, że to Pero. On zawsze pachniał tak pięknie. Jego oddech łaskotał moją skórę tuż przy uchu. Chciałem otworzyć oczy, zobaczyć, czy ktoś jeszcze tutaj jest, ale nie mogłem. Spróbowałem poruszyć ręką, powiedzieć coś. Na próżno.

Eeeeeejeeejej! Ja tu jestem! Zróbcie coś!

Kurczę no, chciałem to powiedzieć, może wykrzyknąć na całe gardło, ale wygląda na to, że tylko to pomyślałem. Co jest? Jak długo mam być pustym workiem kości? Chcę się ruszyć, wyjść stąd. No błagam was, zróbcie coś! Zaraz mamy zawody. Nie zrobiłem treningu. I Horngacher pewnie się wkurzy, że musi mnie szukać. No dajcie spokój.

Długo leżałem, mogąc jedynie oddychać i myśleć. Słyszałem szepty wokół siebie, ale ci ludzie mówili w obcym dla mnie języku.

No do cholery! Gdzie ja jestem? Co się stało?
Stopniowo jednak wracał ból. Ha! Skoro go czuję, to znaczy, że żyję. Najpierw poczułem go poniżej prawego żebra. Po jakimś czasie pojawiło się nieprzyjemne swędzenie po wewnętrznej stronie przedramion.

Ej no, co jest? Co się stało? Dlaczego tutaj jestem? Chcę zrozumieć!

Na próżno wysilałem pamięć. Ostatnie, co widziałem, to przerażona twarz Petera, gdy Jasiek mnie postrzelił. Poza tym wspomnieniem nie było nic więcej, co by mogło mnie jakoś nakierować na powód mojego pobytu tutaj. Miałem jednak wrażenie, że coś mi umyka, że czegoś mi brakuje.

-Panie doktorze! On się chyba budzi! - Znów ten cudowny głos należący do szczególnej dla mnie osoby, Petera, mojego rywala ze Słowenii, zadziornego i wyjątkowo utalentowanego i przystojnego skoczka.

Do mojej sali, bo to musi być jakaś szpitalna sala wnioskując z odgłosów wokół i słów Petera. Skoro jest doktor, to musi to być szpital. Jestem w szpitalu. Dobra, ale co się stało?

-Zauważył Pan coś, panie Peterze?
-Tak. Poruszył ręką. Może się wreszcie obudzi? - W jego głosie nadzieja walczyła z niepokojem.
-Najwyższy czas. To już czwarta doba. Powinien się wybudzić po trzech.

Czwarta doba? Poruszyłem ręką? No super. Jak próbowałem, to mi nic nie wychodziło, a jak na chwilę zacząłem myśleć o czymś innym, to wreszcie mi się udało. Ironia losu.
-Panie Kamilu -Zwrócił się do mnie ktoś po angielsku, chyba doktor, którego przywołał Pero. Glos miał dość przyjemny. Ciekawe, jak wygląda? - Słyszy nas pan? Proszę poruszyć dwa razy ręką w górę i w dół.

Stop, stop, stop! Słyszę. Proszę mówić trochę ciszej, łeb mi pęka.

-Udało się!
-To dobry znak. Za jakiś czas powinien wybudzić się w pełni.
-To ja z nim zostanę.
-Dobrze. W razie czego proszę zawołać pielęgniarkę.

Poczułem, że ktoś bierze mnie za rękę i splata swoje palce z moimi. To przyjemne uczucie przypominało mi, jak tamtego dnia szliśmy razem i wtedy padł strzał. Ścisnąłem jego dłoń, by pokazać mu, że go słyszę i czuję. Zrozumiał. Mój kochany, mądry Peruś - Pomyślałem z rozczuleniem.

-Budzisz się. To dobrze. Tylko pamiętaj, że i tak skopię Ci tyłek - O proszę, jaki kochany! Jaśnie pan chce mnie bić - To cię nie ominie, nie myśl sobie. To, co zrobiłeś, było bardzo samolubne. Chciałeś mnie zostawić tak bez słowa? Ale wiesz? Było coś, co mnie zastanowiło. Nie zostawiłeś żadnego listu, nic, nawet jednego słowa nie napisałeś, a przecież samobójcy zwykle zostawiają listy. Czasem po to, żeby wyjaśnić swoje zachowanie, czasem żeby kogoś przeprosić. A Ty nie zostawiłeś. Więc chyba nie chciałeś umrzeć, prawda? I jeszcze ta metoda! Fakt, straciłeś trochę krwi, ale gdybyś się nie uderzył głową o umywalkę, to pewnie sam rano byś przyszedł do pokoju, znalazł jakąś bluzę z długimi rękawami i przez długi czas nie pozwoliłbyś mi się dotknąć w obawie, że coś zauważę. Masz mnie za potwora? Myślałeś, że Twoja śmierć by mnie nie zabolała?

Zamilkł. Domyśliłem się, że sięgnął po butelkę z wodą, napił się i przez pewien czas siedział w milczeniu. Może patrzył na mnie, a może wyglądał za okno. Chyba na dworze jest ciepły, słoneczny dzień. Ach, wyszedłbym teraz na dwór, poszedł w góry, odetchnął świeżym powietrzem! Na pewno dzisiaj jest pięknie.

Zmusiłem się do wysiłku i powoli otworzyłem oczy.
-Pero? - Z tym jednym słowem poczułem, jak bardzo sucho mam w ustach -Pić.
-Kamil. Nareszcie. Coś ty sobie myślał? Durniu ty jeden! Tak nie wolno, słyszysz? -Zapytał, ale posłusznie odkręcił korek i podał mi butelkę. Gdy poczułem pierwsze krople wody na swoich spieczonych wargach, mimowolnie jęknąłem.
-Miałeś dzisiaj rano wysoką gorączkę - Poinformował mnie, jakby czytał mi w myślach. Rano? To już jest południe? A może wczesny wieczór? Straciłem poczucie czasu.
-Dzięki.

Czułem się słaby, ale chciałem przez chwilę z nim porozmawiać.

-Co ty chciałeś zrobić? Wiesz, jak bardzo nas przestraszyłeś? Tata odchodzi od zmysłów. Mama... Cóż, mama zdążyła już nazwać cię popaprańcem, któremu sława wyprała mózg. Później oczywiście przyszła tu i cię przepraszała, ale tego chyba nie słyszałeś, co?
-Nie. W ogóle niewiele pamiętam. Co się stało?
-Co się stało?! Dobry Boże, Myl, o mało się nie zabiłeś.
-Ja? Naprawdę?
-No nie, ty, kuźwa, na niby! - Wyczułem, że jest poirytowany i zapewne wściekły na mnie, ale to dobrze. To znaczy, że naprawdę mu na mnie zależy. Podenerwuje się trochę, a potem mu przejdzie. Przecież to Pero. Mój kochany, dobry, cudowny Peruś. On nie potrafi się na mnie długo złościć. W marcu w Planicy też powiedział, że więcej się do mnie nie odezwie i co? I proszę, siedzi tutaj obok mnie i się na mnie denerwuje, bo myśli, że chciałem go zostawić. Zostawić? Jego? O czym ja wtedy myślałem? Przecież nie mógłbym pozbawić siebie samego przyjemności patrzenia na niego, gdy śpi, słuchania jego głosu, śmiania się, gdy próbuje rozmawiać ze mną po polsku i przekręca wyrazy, smaku jego ust, dotyku jego ciała. Za nic nie chcę tego tracić. Chyba musiałem się czegoś naćpać wtedy. Idiota, totalny idiota ze mnie.

Milczeliśmy. Co mogłem powiedzieć? Nagle coś mi się przypomniało.
-Kamil...
-Hmmm?
-Czy ty mnie chociaż przez chwilę traktowałeś poważnie? Kochałeś mnie? Bo dobrze wiesz, że ja ciebie tak.
-Skąd to pytanie?
-Miałem dużo czasu na przemyślenia. Gdybyś mnie kochał, to nie zostawiłbyś mnie samego. Nawet przez myśl by ci nie przeszło,żeby się zabić.
-Pero, popatrz na mnie - Spojrzałem w te jego śliczne oczy, w których kryła się niepewność i niepokój- Kocham cię, słyszysz? Teraz to wiem. Nie możesz w to wątpić. Nie pamiętam dokładnego momentu, kiedy to zrozumiałem, ale jestem tego pewien, a pociąłem się... Przez głosy w mojej głowie.

~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~

I jak, Miśki? Może tak być? Jak widzicie błędy, to mi napiszcie, poprawię je. Komentujcie, piszcie, czy Wam się podoba i czy powinnam coś zmienić. Będę dodawała nowe rozdziały w wolnych chwilach, więc to może trochę potrwać.

Dziękuję ❤ Każdy komentarz, gwiazdka i wyświetlenie to dobra motywacja.

~Ania, Annie,

Może kiedyś mi wybaczysz (Proch)Where stories live. Discover now