5. Doceniony

921 99 37
                                    

Tak jak podejrzewała moja historyczka, pierwszy etap konkursu poszedł mi wprost świetnie. Na dziesięć osób przeszły się tylko dwie, ja i Neuro Brain z wyższej klasy. Jednak najlepszy wynik otrzymała właśnie moja osoba. Równe 95%.

Po raz pierwszy w życiu, klasa biła mi tak głośne i donośne brawa. Skulony siedziałem nieśmiało z tyłu, zakrywając się książkami i zerkając na Kai'a, który czochrał mi włosy. Wszyscy byli ze mnie dumni, z tego zamkniętego w sobie nieudacznika.

Zostałem doceniony. Zawsze o tym marzyłem. Odniosłem sukces na tle szkoły, ale też prywatny, malutki sukcesik w mojej głowie. Postanowiłem więc przyznać się rodzicom, do czego się zgłosiłem.

Zadziwili mnie. Bardzo mnie zadziwili. Ojciec nie był zły. Sprawiał raczej wrażenie, jakby był dumny ze swojego syna, choć i tak kręcił nosem. Mama także mi gratulowała, ale oboje zastrzegli, że jeśli odbije się to na innych moim ocenach - gorzko pożałuję.

Wszystko to miało miejsce pod koniec listopada. Zbliżał się nieuchronnie grudzień i nowy rok. Nie czekałem na ten miesiąc jakoś szczególnie. Ot, święta i Sylwester. A potem kolejne trzysta sześćdziesiąt pięć dni męczarni.

Wiele razy zastanawiałem się, jakby to było umrzeć, nie żyć. Zdarzało mi się rozważać próby samobójcze, ale mimo wszystko nigdy do rzadnej nie doszło. Jestem słabeuszem, nie umiałbym nawet przyłożyć sobie noża do szyi.

Ale teraz czułem jakiś sens, potrzebę istnienia. Pokazanie rodzicom i innym, że mam w sobie ukryty talent humanistyczny, nie jestem do niczego. Za cel obrałem sobie napisanie drugiego etapu najlepiej jak potrafię. Miał być w marcu, zaraz po feriach.

Zabrałem się więc do przygotowań, bardzo gorliwych. Na równi z tym starałem się też uczyć z chemii i fizyki. Ale i tak nigdy nie przynosiłem wyższej oceny niż trójka. A nawet z matematyki się pogorszyłem.

Za to coś zmieniło się w moich rodzicach. Zaczęli spędzać ze mną więcej czasu. Ojciec skończył pracę nad poważnym projektem jakiegoś thrillera, a matka sama z siebie częściej brała wolne. Wreszcie zauważyli swojego syna.

Najbardziej zadziwili mnie w mikołajki. Nie spodziewałem się dostać czegoś na szóstego grudnia. Byłem już dużym chłopcem, jak to mawiali. A jednak. W nocy z piątego na szóstego zostawili w moim pokoju niespodziankę.

Ślicznego, dużego misia do przytulania. Zawsze o takim marzyłem, a raz nawet palnąłem o nim przy nich. Stąd wiedzieli, że to dla mnie najlepszy prezent.

- Niech cię chroni przed złymi myślami - to były słowa ojca, gdy pobiegłem im podziękować.

Pluszak był cudowny. Miał mięciutkie futetko i taki sympatyczny pyszczek, który aż chciało się całować. Ważył też dość sporo, prawie się pod nim ugiąłem, a nawet przewróciłem. Ale nie przeszkadzało mi to w darzeniu go uczuciem. Uściślając - pokochałem go od pierwszego wejrzenia.

Nie rozumiałem jednak słów mojego taty. Przed jakimi myślami? Czyżby podejrzewał, że czuję się samotny i miewam nieprzyjemne myśli? Zernkąłem na lewą dłoń, na której majaczyły ledwo widoczne blizny.

No tak. Jemu chodziło o cięcie się.

Sam nie wiem, dlaczego to robiłem, ale często szpeciłem swoją skórę. Drażniłem ją ostrymi przedmiotami, tak, by zostały różowe ślady. Nigdy jednak nie czyniłem głębokich ran. Byłem tchórzem, nie miałem na to odwagi. Ale lubiłem patrzeć na te zaczerwienienia. Kreseczki kalające moją skórę, ale znikające po jakimś czasie.

Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy moja rodzicielka odkryła przypadkiem te 'blizny'. Nie pilnowałem się, sam jestem przez to na siebie wściekły. Zrobiła mi awanturę, ale to było nieważne. Nic tak nie boli jak matczyne łzy, wylane z powodu dziecka. A płakała przeze mnie.

Nie rozumiała, dlaczego to robię. Ja też tego nie wiedziałem, po prostu dawało mi to dziką przyjemność. Trzymała moją dłoń i potrząsała nią załamana. Zaczęła wykład, że w jej domu też się nie przelewało, a nigdy się nie cięła. Musiałem tego słuchać, też zapłakany. Ryczeliśmy nade mną oboje.

I przestałem. Przez wzgląd na matkę przestałem. Kochałem ją bardzo, najmocniej na świecie. Oczywiście powiedziała o tym ojcu, ale ten był wyrozumiały. Nie wrócił do tego tematu, tylko czasem patrzył mi dokładnie na ręce. Musiałem się tłumaczyć z każdej przypadkowej ranki, jednak i to w końcu zanikło

Zapewne dlatego dostałem misia, a tajemnicze słowa ojca odnosiły się do moich nieudolnych aktów masochizmu. Wszystko na to wskazywało. No cóż, pokochałem tego pluszaka i zaprzestałem 'cięcia'. Co nie zmienia faktu, że myśli w mojej głowie buntowały się przeciw mnie. Czasem podpowiadały, żebym chwycił za prawdziwą żyletkę i to nią się pobawił.

Ale wystarczyło jedno spojrzenie na słodką mordkę pluszaka i obudzenie w sobie obrazu zapłakanej rodzicielki, by przestać choć na chwilę o tym myśleć. Ale nie miałem silnej woli, sam o tym wiedziałem. Choć czasem próbowałem utworzyć sobie wizerunek mocarza, tak naprawdę w środku byłem zwykłą ofiarą.

Słaby, bezbronny, dziwny.

Ale już następnego dnia, zwłaszcza po wielkich dołkach otoczonych nieprzyjemnymi myślami, tryskałem radością, szczerym uśmiechem. Zupełnie zapominałem o moich słabościach i korzystałem z życia. Dziwny jestem. Wiele razy o tym myślałem.

Ale to część mnie. Mój urok, charakter. Nie zmienię tego, choćbym chciał. Mimo wszystko i tak jestem słaby.

Bardzo słaby.

Nie tnij się || Bruiseshipping || PORZUCONEWhere stories live. Discover now