Rozdział 8

499 52 41
                                    

Perspektywa Clay'a

Nie mogę uwierzyć w to co dzisiaj się stało. Poznałem kogoś z innego świata. Niesamowite. I też dziwne. Sam nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Ale chciałbym, żeby już było jutro, żeby pokazać Kai'owi Knighton.
Właśnie dojechałem do Fortrexu. Zaraz drużyna zasypie mnie pytaniami gdzie byłem, co robiłem itd. Jak ja ich za to kocham...
Zostawiłem pojazd przed naszym ruchomym domem. W końcu i tak jutro będę go używać. Westchnąłem i wszedłem do Fortrexu. Gdy tylko pojawiłem się w miejscu gdzie stacjonuje Merlok (a wszyscy tam byli) od razu zaczęły się pytania. Jakimś cudem udało mi się wymigać od odpowiedzi i szybko poszedłem do swojego pokoju. Zdjąłem hełm, odłożyłem claymoore i tarczę na swoje miejsce i usiadłem na łóżku. Chwyciłem Kodeks Rycerski leżący na stoliku. Zacząłem go kartkować. Nie, nie chce mi się go czytać już po raz setny. Za dużo myśli chodzi mi po głowie.
Czemu Kai przybył akurat tu? Nie przeszkadza mi to aż tak bardzo, ale obawiam się, że gdybym powiedział o nim drużynie nie przedstawiając go, to uznaliby, że oszalałem. Ufamy sobie i w ogóle, ale mam niejasne wrażenie, że tak by się stało. W każdym bądź razie wiem, że dzisiaj chyba nie zasnę. Pomijając oczywiście to, że prawie w ogóle nie sypiam.
Zacząłem chodzić po pokoju. I myśleć. Muszę się jakoś trochę uspokoić, czy coś... (i teraz takie - uwalniam swoją magię aby się uspokoić i rozpier*alam wszystko wokół :D)
Właśnie wybiła godzina 23:30. Trochę dużo czasu nic nie robiłem, wiem, ale naprawdę nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. I wiem też, że się powtarzam, ale naprawdę, to co się dzisiaj stało jest dla mnie czymś nietypowym i niesamowitym.
W końcu wziąłem swoją tarczę, miecz i hełm, i po cichu wymknąłem się z pokoju wprost do holosali. Wszyscy spali, przez co mogłem w spokoju trenować. Na szczęście. Szybko uruchomiłem pomieszczenie i po chwili walczyłem z tymi głupiutkimi magmowymi potworami. Globliny i biegacze biegały sobie bez celu i tylko wzbudzały strach u tych sztucznych ludzi. Bez problemu je rozgromiłem i wygrałem walkę. Stopniowo zwiększałem trudność walki, aż do takiej gdzie zostałem pokonany, przez przygwożdżenie na ziemi. Nagle wszystko zniknęło, a sala wróciła do swojego normalnego stanu. Merlok. Czarodziej - trochę zaspany - pojawił się na jednej ze ścian.

-Clay, przyjacielu, co robisz tutaj o tak później porze? - wyświetlił mi zegar. 00:30. Faktycznie już trochę późno...

-Ja tu tylko trenuję... - trochę się zmieszałem.

-Clay wszystko dobrze? Odkąd dzisiaj - a właściwie wczoraj - wróciłeś jesteś jakiś inny... Coś cię trapi? - spytaj Merlok.

-Nie, nic mi nie jest przyjacielu... - zapewniłem.

-No dobrze... - ziewnął. - Nie będę dopytywać. Ale jeśli coś by się działo, to wiesz przecież, że możesz nam powiedzieć.

-Wiem, wiem czarodzieju - odparłem. - Zaraz idę spać, nie martw się. Wszystko ze mną dobrze - uśmiechnąłem się.

-Dobrze, wierzę ci. Dobranoc - czarodziej zniknął, a ja westchnąłem. Wiem, że nie do końca mi uwierzył. Słyszałem to w jego głosie. Trochę mnie to niepokoi. Mam nadzieję, że jak dzisiaj pójdę na spotkanie z Kai'em, to nie wyśle kogoś za mną. W końcu mi ufa. W każdym razie - wyszedłem z holosali i udałem się do swojego pokoju. Odłożyłem wszystko na swoje miejsce, zrobiłem co potrzeba i położyłem się spać.
Obudziłem się o 6:15. Dosyć późno jak na mnie, chociaż mogę to przeboleć. Założyłem na siebie zbroję i wyszedłem z pokoju. Aaron latał już na swojej deskolotce chyba po całym Fortrexie. Gdy tylko zamknąłem drzwi, skierowałem się do wyjścia. Chciałem jak najszybciej wsiąść do mojego pojazdu i pojechać po Kai'a. Na szczęście nikt mnie nie zatrzymał i mogłem w spokoju to zrobić. Po 15 minutach byłem już na granicy Ciasteczkowa. Wyskoczyłem z samochodu i podszedłem do Kai'a. Spał pod drzewem, pod którym ostatnio rozmawialiśmy. Szturchnąłem go w ramię.

Zamiana ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz