Rozdział 1

52 0 0
                                    

Stukanie w drzwi roznosi się po całym domu. Jestem sama, mama jest w szpitalu, ojczym wyparował, a moja siostra i brat pojechali do dziadków. Przyglądam się chwilę sobie w odbiciu szyby - paskudnie jak zwykle. Prycham pod nosem i opuszczam pokój, biegnąc do drzwi, potykam się o swoje nogi, unikając jednak upadku, gdy uderzam dłońmi w drzwi. Prostuję się nagle, wywracając oczami, karcąc się w duchu - przecież mogłam wystraszyć osobę po drugiej stronie drzwi. Prycham pod nosem i otwieram, gdy pukanie znowu się ponawia. Spoglądam na osobę przed drzwiami i unoszę brwi. Chłopak. Patrzy na mnie chwilę, lustrując uważnie moją sylwetkę. Przewracam oczami - przecież to takie typowe.

- W czym mogę pomóc? - pytam uprzejmie i patrzę w jego oczy. Mam nawyk utrzymywania kontaktu wzrokowego z osobami, z którymi rozmawiam, ale często bywa to krępujące. Tak samo jest i w tym przypadku, chłopak odwraca wzrok, ale po chwili znowu na mnie patrzy.

- Jan... znaczy twój ojczym, kazał mi przyjechać. Mam naprawić zlew. - Porusza głową do przodu, wskazując wnętrze domu. - Jest w domu? - pyta a ja kręcę przecząco głową, ale wpuszczam go do środka.

Chłopak wchodzi niepewnie, mijając mnie i zdejmuje buty w korytarzu. Potem prostuje się i patrzy na mnie wyczekująco aż zamknę drzwi. Spoglądam na niego i nie wiem co mam powiedzieć. Speszona wskazuję dłonią w kierunku kuchni.

- Tam jest kuchnia, znaczy zlew, znaczy to, co pan miał naprawić. - mówię, plątając się we własnych słowach. Nie jestem przyzwyczajona do rozmów z obcymi.

- Dobrze. - Uśmiecha się i idzie w tamtym kierunku, zostawiając mnie samą.

Przyglądam się chwilę idącemu w kierunku kuchni mężczyźnie, a potem sama ruszam w kierunku mojego pokoju. Mogli mi chociaż powiedzieć, że ktoś przyjedzie. Po powrocie z poprawin rzuciłam się od razu na łóżko, zdejmując tylko wcześniej sukienkę, która potem wylądowała gdzieś na biurku, zrzucając coś z niego. Dopiero teraz podchodzę do niego i podnoszę z podłogi zdjęcie moje i taty z komunii. Nie ma na nim mamy, bo zajęta pracą ledwo zdążyła na mszę, ale na zdjęcia już nie. Pomimo tego, że jest tak zapracowana i rzadko znajduje dla nas czas, nadal ją kocham. Odstawiam zdjęcie z hukiem na biurko nagle zła. Wplątuję palce we włosy, przypominając sobie ten dzień. Oboje wtedy nie mieli czasu dla mnie zajęci rodziną, która wtedy przybyła, więc ja bawiłam się z kuzynem kamerą, którą dostałam od ciotki. Robiliśmy sobie pełno głupich zdjęć, biegając po terenie restauracji. Wróciliśmy dopiero przed końcem całego przyjęcia, gdy skończyło nam się miejsce na nowe zdjęcia. Z zamyślenia wyrywa mnie ciche pukanie do drzwi. Otwieram je i znowu zauważam chłopaka, otwieram szerszej oczy ze zdziwienia, ale on tylko uśmiecha się ponownie dzisiaj na widok mojej miny.

- Możesz mi pomóc? - pyta, a ja wzruszając ramionami, wychodzę z pokoju i ruszam za nim do kuchni. - Mogłabyś tu potrzymać? Tylko uważaj, zakończenia są ostre.

- Pewnie, zrobię sobie krzywdę zlewem. - Prycham i przytrzymuję zlew w miejscu, żeby chłopak mógł go dokręcić do szafki.

Przesuwałam dłoń dalej, odsłaniając kolejne dziurki na śrubki, ale nagle zaczęło mnie coś piec i puściłam zlew z cichym piskiem. Spojrzałam na palec, który się zaczerwienił, a z rany dalej sączyła się krew.

- Mówiłem. - Spoglądam na chłopaka, który uśmiecha się głupkowato denerwujące mnie jeszcze bardziej. Warczę pod nosem i urywam listek papieru do rąk, a potem przykładam go do niewielkiej rany. - Nic ci nie jest? - pyta, a ja spoglądam na niego jak na debila. Przecież to małe rozcięcie.

Kręcę głową na boki, pokazując mu tym, że jeszcze nie umrę, a potem znowu wracam do trzymania tego głupiego zlewu. Po chwili wszystko jest już dokręcone, a ja mogę już sobie iść, ale zamiast uciec z kuchni, unikając kontaktu z mężczyzną, siadam na krześle przy stole. Przyglądają się jego pracy, zastanawiam się, dlaczego wymienić tego zlewu nie mógł ojczym, ale pewnie on znów jest zajęty swoim warsztatem.

- Może chce pan kawy? - Wyrywa mi się nagle, a głowa mężczyzny odwraca się w moją stronę. Przytakuje i wraca do swojej pracy.

- Parzoną z dwóch łyżeczek, jeśli jest. - Odpowiada, a jego głos brzmi dziwnie, delikatnie zagłuszony przez szafkę.

Kiwam głową po usłyszeniu jego słów pomimo tego, że mnie nie widzi i zabieram się do pracy. Nalewam wody do czajnika i włączam go w międzyczasie, biorąc czarny kubek i wsypując do niego kawy. Stawiam cukier bliżej jednego krzesła przy stole, a potem kładę obok łyżeczkę. Następnie słysząc charakterystyczny dźwięk oznajmiający, że woda jest już gotowa, biorę czajnik i zalewam kawę, stawiając ją potem przy łyżeczce.

- Proszę - mówię prawie szeptem przez powstałą nagle gulę w gardle. Rzadko kiedy używam tych słów, jakoś ciężko przechodzą mi one przez gardło. - Kawa jest na stole. - Ciągnę za końce koszulki, próbując odwrócić uwagę od swojej gafy i swojego dziwnego głosu.

Chłopak podnosi się z kolan i mija mnie, siadając przy stole. Obserwuję go jak, dosypuje do kawy cztery łyżeczki cukru, co jest dla mnie dziwne. Sama sypię tylko jedną, unikając jak najbardziej białej śmierci, a on wsypał go tak dużo. Potem miesza to wszystko delikatnie i czeka aż fusy z kawy, opadną na dno.

- Może chcę pan jakieś ciasto? - Ponownie wyrywa mi się kolejne pytanie, a ja karcę się za swoją głupotę.

Pewnie teraz będę musiała wyłożyć mu to ciasto. Jednak chłopak, upijając łyk kawy, patrzy na mnie i po przełknięciu małego łyku kawy dziękuję, mówiąc, że nie lubi słodkości. Patrzę na niego ponownie, otwierając szeroko oczy, bo przecież dosypał tyle cukru do kawy i nie lubi słodkości? Pozostawiam jednak tę uwagę dla siebie i opuszczam kuchnię żegnając się z chłopakiem krótkim „dowidzenia". Wracam do swojego pokoju i siedzę tam aż do wieczora, pisząc na gadu-gadu lub czytając co jakiś czas książkę. Jednak mój brzuch daje o sobie znać, gdy głośno burczy, uświadamiając mnie o jednym malutkim fakcie. Nic nie jadłam od rana, tylko piłam jedynie sok pomarańczowy, który zastępował moje posiłki. Zwlekam się z łóżka i ruszam do kuchni, wchodząc niepewnie, gdy słyszę śmiechy w kuchni. Ku mojemu zdziwieniu zauważam chłopaka i mojego ojczyma siedzących i śmiejących się w najlepsze. Spoglądają na mnie obaj jednocześnie, gdy wydaję z siebie zdziwiony jęk. On jeszcze tu jest? Nie zwracając na nich uwagi, robię sobie kanapki i szybko uciekam do pokoju zdziwiona dalszą obecnością chłopaka w domu. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że dzwoni mi telefon, a na wyświetlaczu pojawia się napis „mamusia". Odbieram i wysłuchuję jej, gdy narzeka na personel szpitala, a potem na swoje zatrucie ciążą, przez które jest jeszcze grubsza niż była. Przewracam oczami po raz kolejny dzisiejszego dnia. Czemu każdy rozmawia ze mną tylko, gdy ma jakiś problem? Nigdy jeszcze nie rozmawiałam z nią o swoich problemach, to ona zawsze mi się żaliła i to ja udzielałam jej rad. Czuję się przez nią często jak jej matka, a nie córka, której to ona powinna pomagać. Niestety tak nie jest i to ja robię za jej psychologa, dodatkowo teraz przyjęłam jej obowiązki domowe. Obecnie to ja sprzątam i gotuję dla siebie i ojczyma, bo moje rodzeństwo w idealnym momencie wyjechało, odejmując mi obowiązków.

Nieodpowiedni dla niej Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz