Przyjaciel czy kat?

611 69 19
                                    

Wróciłem z towarem i co? Oczywiście zrobiliśmy imprezę. Wzięliśmy kwas i OCZYWIŚCIE kokainę. To zaczyna zakrawać na uzależnienie. Będę musiał jakoś się ogarnąć.
- Pogo daj mi numer do Caseya. Niech więcej nie przysyła tego dupka z prochami.
- Ło ło ło. Stary ty myślisz, że Caseya szasta numerem na prawo i lewo? Ten gościu co tydzień ma inny numer. Jeżeli chce ci go dać to da. Wiesz ile mam nieprzydatnych numerów Caseya? Ze sto.
- Dobra wał się. Poprostu mu to powiedz.- Powiedziałem. Impreza trwała w najleprze a ja w końcu przyuważyłem, że to Pogo inicjuje zabawę w striptiz. No a jego ja się kurwa spodziewałem. To musiał być łysolek. Och jak miło. Tym razem ja wygrałem.
**************
Cholera. Mam złe przeczucia. Śnił mi się dzisiaj Berkowitz. Nic nie mówił, nic nie robił, tylko stał ze łzami w oczach i grymasem bólu na twarzy. Coś jest ze mną nie tak. Obudziłem się zlany potem z telefonem w ręce. Dostałem SMS'a. Od Daisy'ego. Co to ma kurwa znaczyć?!

Brian nie chciałeś na mnie patrzeć, dobrze wiem dlaczego. Zachowałem się jak ostatni śmieć, cholerna kurwa. Ja na prawdę nie chciałem was wydać. Nie miałem w tym żadnego interesu. Przecież byliście moimi przyjaciółmi. Ale zmusili mnie.
Po tym jak zginął Zim przyszli do mnie. Tom, Tracy i grupa osiłków. Byłem naćpany, nie wiedziałem co się dzieje. Wpadli do mieszkania i kazali mi mówić. Wtedy nie miałem pojęcia o co im chodzi więc połamali mi palce. Krzyczeli, że mam powiedzieć kto spalił krzyż. Nie wytrzymałem bólu. Jestem pizdą bez żadnej wartości. Nie zasługiwałem na waszą przyjaźń a tym bardziej na przyjaźń Zima. Ja na prawdę nie chciałem. Nie będę cię już prosił o wybaczenie. Zraniłem was wszystkich. Nie mam prawa żyć po tym jak zniszczyłem wszystko co miałem. Żegnaj Marilyn. Może kiedyś mi wybaczysz.

Czy to był list pożegnalny?! On nie mógł się kurwa zabić! Muszę zadzwonić! Może jeszcze nie jest za późno!
- Halo? Berkowitz?! Powiedz że to jakiś jebany żart! Gdzie jesteś? W tej chwili zapierdalaj pod mój internat inaczej sam po ciebie przyjdę.
- P-przykro mi ale Scotty nie może nigdzie przyjechać. P-powiesił się na jakimś dziwnym sznurku. Lata jak wróżka. O-on wygląda jakby nie żył...- To był głos jego młodszej pięcioletniej siostry. Rozłączyłem się. Berkowitz się powiesił. Zabił się bo mu nie wybaczyłem. Bo spierdoliłem jak największy tchórz. Czy gdybym wtedy został, wysłuchał go do końca to Daisy nadal by żył? Przezemnie zginął kolejny przyjaciel.
- Co się stało Marilyn?- Zapytał Twiggy - Berkowitz się powiesił.
- Żartujesz kurwa?!-Po moim policzku spłynęła łza.
- Ch-chciałbym, żeby to był jakiś pojebany żart.- Wyciągnąłem do niego rękę z telefonem. W momencie kiedy przekazywałem mu urządzenie, żeby przeczytał to co wysłał mi Scott, dostałem zdjęcie jego martwego ciała wiszącego 20 cm nad podłogą. On na prawdę się zabił.
- To moja wina. To przezemnie popełnił samobójstwo. Zabiłem kolejnego przyjaciela.
- Manny to nie prawda! D-dlaczego tak mówisz? Nic nie zrobiłeś!
- No kurwa właśnie. Nie pozwoliłem mu wyjaśnić dlaczego nas sprzedał. I dlatego to zrobił.
- Po jaką cholerę drzecie ryja tak rano?! Ruchać wam się zachciało? Powiedzcie to przynajmniej do łazienki wyjdę!
- Zamknij się ty chory pojebie! Tylko byś ruchał pomimo tego, że nie masz kogo.- Krzyknął Jeordie, który był już na skraju histerii.
- A jemu co się stało? Jaja mu zgniotłeś jak go macałeś w nocy?
- Choć raz mógłbyś odpuścić głupie komentaże łysolku. Berkowitz się powiesił.
- Co?! Skąd wiesz?!
- Twiggs daj mu telefon.- Twiggy drżącymi rękami podał łysemu telefon. Madonna zaczął czytać a z każdą sekundą upodabniał się do swojego prześcieradła. Spojrzał na nas niewidzącym wzrokiem.
- Halina mam zawał.- jęknął i padł bez przytomności na materac. Kurwa! Zaraz będę miał trupa kolejnego kumpla.
- Twiggs dzwoń po karetkę! Ja go zacznę reanimować.
- Ochujochujochuj. Mamy trupa!- Zaczął wybijać numer. Pochyliłem się nad nieruchomym Stephen'em. Nie ma pulsu. Ani oddechu. Jak to kurwa szło? 30 uciśnięć 2 wdechy? Zwaliłem go na podłogę i zacząłem uciskać jego bezużyteczne w tej chwili serce. Po 30 powtórzeniach zabrałem się za wdechy. Do czego to kurwa doszło, żebym całował Pogo?
- Niezły mi kurwa fitness załatwiłeś panie zwłoku. - Kiepskim żartem maskowałem rosnącą rozpacz. Co jeżeli go nie uratuję? Jeżeli jego też zabiję? Na zmianę z Twiggy'm i Ginger'em który przybiegł jak usłyszał hałas kontynuowaliśmy reanimację przez jakieś 15 minut. Potem przejęła go karetka. A ja sobie zemdlałem.
**************
Obudziłem się w szpitalu. Widocznie mnie też zabrali. Obok mnie leżał już całkiem przytomny Pogo.
- Słyszałem że mnie całowałeś Manson. I co, jak smakuję?
- Ty chory konowale! Ja cię rozpierdolę! Próbowałem ratować twoje żałosne życie a ty mi kurwa wyjeżdżasz z taki tekstem?! Tak kurwa na dzień dobry?
- Raczej na dobranoc. Jest po 20 skarbie.
- Mogłem pozwolić ci zdechnąć.
- Żałowałbyś.
- Wcale kurwa nie! Jeżeli zaraz się nie zamkniesz to pomogę ci dokończyć zabawę w umieranie.
- Już milczę jak grób.
- Ja pierdolę. Serio. Nie miałeś lepszego porównania.
- Mam swoje ograniczenia. Poza tym jestem chory.
- Chyba na głowę.
- To też. Okazało się że wiadomość o Berkowitz'u spowodowała u mnie zawał. Zajebałbym go gdyby mnie nie wyręczył.- Ocho. Włączył nam się tryb żartuję-bo-cierpię.
- Kiedy nas wypuszczą?
- Mnie za kilka dni. Ale ciebie to na psychiatrię powinni przewieźć.- Odpowiedział Poguś.
Westchnąłem. No nie wiem. Powinni?

______________________________________
Więc... Oto rozdział. Powiedziałam, że będzie trochę dramatu.

PS: Kto też tak ma?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

PS: Kto też tak ma?

Zaufaj mi, jestem AntychrystemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz