dead by sunrise

771 80 80
                                    

- Tyler, idziesz z nami do kościoła? - usłyszałem jej cichy, trochę przestraszony głos, a chwilę później poczułem jak jej małe, ciepłe rączki dotykają mojej ręki, którą zakrywałem sobie twarz. Westchnąłem cicho i powoli, żeby przez przypadek nie uderzyć stojącej obok dziewczynki, zdjąłem rękę z twarzy i zmusiłem się do najbardziej autentycznego uśmiechu, na jaki było mnie stać w tamtym momencie, a było to conajmniej trudnym zadaniem. 

- Nie tym razem. - powiedziałem spokojnie, delikatnie gładząc ją po blond włosach. Nawet nie zauważyłem kiedy zdarzyły odrosnąć jej na tyle, że obecnie swobodnie opadały na ramiona. A jeszcze niedawno tak strasznie płakała kiedy mama ścinała jej włosy nieco powyżej uszu, kiedy to podczas zabawy w ogródku jakimś dziwnym cudem kilka gum do żucia się w nie wplątało. 

- Dlaczego nigdy z nami nie chodzisz? - zapytała, wyraźnie smutniejąc z powodu mojej odmowy. Ale jak mam jej to wytłumaczyć? Jak powiedzieć takiemu dziecku, że Bóg, który jest tak dobry i którego tak bezgranicznie kocha nie akceptuje tego, że kocham drugiego człowieka. Drugiego człowieka, który po prostu jest tej samej płci co ja. 

- Moly... - westchnąłem cicho, wyplątując dłoń spomiędzy jej włosów i powolnym ruchem przecierając oczy. - Kiedyś ci to wytłumaczę, obiecuję. 

Wiedziałem, że przez wieczność nie mogę uciekać od tego tematu. Wiedziałem również, że będę musiał z nią porozmawiać zanim dowie się o tym sama i będzie miała do mnie żal, że jej tego nie wytłumaczyłem. 

 - Jesteś chory? Cały czas ostatnio spędzasz w pokoju. - ton jej głosu, a także zmartwienie, które tak wyraźnie malowało się na jej twarzy niemal doprowadziło mnie do łez. Niemal. Z pokoju nie wychodziłem nie dlatego, że jestem chory. Po prostu każde przebywanie poza moimi bezpiecznymy czteroma ścianami kończyło się kłótnią z rodzicami. A ich w ostatnim czasie i tak miałem zbyt dużo. Oni po prostu byli zbyt bardzo zapatrzeni w to co mówi kościół. Nie rozumieli mnie i mojej miłości do Josha, uważali, że to tylko przejściowy wybryk, że zaraz mi przejdzie, bo to tylko pewna forma eksperymentu, buntu. Jednak to nie była tylko chwila i doskonale to wiedziałem.

- Chyba musisz iść, spóźnisz się do kościółka. - powiedziałem, delikatnie mierzwiąc jej blond włosy i przyciągając, by móc pocałować ją w policzek, na co mała roześmiała się szczerze. Od kiedy powiedziałem rodzicom, że chodzę z Joshem starają się, by mała miała ze mną jak najmniej kontaktu. Nie jestem pewien, czy ma to być pewnego rodzaju kara, czy też boją się, że 'ten cały homoseksualizm' może być zaraźliwy. 

- Kocham cię. - powiedziała Moly, po czym odsunęła się ode mnie i bez oglądania za siebie wybiegła z pokoju zostawiając delikatnie uchylone drzwi, przez co będąc w takiej pozycji jak obecnie widziałem skrawek korytarza. Westchnąłem cicho i niechętnie wstałem, powoli podchodząc do drzwi, by móc dokładniej je zamknąć. Gdy już miałem je domknąć do mych uszu doleciał kawałek rozmowy moich rodziców, którzy najprawdopodobniej znajdowali się w ich pokoju po drugiej stronie niewielkiego korytarza. 

- Może zabierzemy go z nami? Przecież Bóg był ważną częścią jego życia, na pewno nadal jest. - powiedziała moja rodzicielka. 

Uśmiechnąłem się słysząc jej słowa. To jak bardzo daleko Bóg znajduje się obecnie w mojej hierchii wartości napewno by ją oburzyło. Bo jak nadal mogę wierzyć i rozmawiać z osobą, która twierdzi, że mojha miłość jest czymś złym?

 - Nie. - uciął twardo ojciec. 

- Co z tego, że woli chłopców. Przecież to miłość, od kiedy miłość to coś złego, od kiedy to grzech? - po tonie matki bez problemu mogłem wywnioskować, że to nie pierwsza tego typu ich rozmowa. Czyli... ona mnie broniła. Z niedowierzaniem przysunąłem się bliżej, żeby móc słyszeć wyraźniej.

dead by sunrise |joshler|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz