Rozdział 1

46 1 0
                                    

Powolnym krokiem schodzę po schodach do bogato urządzonej kuchni, gdzie zauważam moją mamę krzątającą się po pomieszczeniu. Prawdopodobnie zaspała i dlatego tak biega gorączkowo szykując tacie śniadanie do pracy. Ma ona lekką obsesję na punkcie trzymania się swojego ustalonego harmonogramu więc każda przeciwność losu powoduje u niej nerwowość. Przyzwyczaiłam się już do tego, że zawsze czepia się porządku lub tego jak się ubieram.

Jest on a kobietą, która wygląda bardzo młodo jak na swój wiek. Swoje ciemno brązowe włosy zazwyczaj upina w luźny kucyk. Jej oczy są intensywnie niebieskie. Natomiast, jeśli chodzi o wzrost moja mama jest dosyć niska w przeciwieństwie do mnie i do taty. Zazwyczaj rodzina i znajomi mówią mi, że i tak jestem podobna do mojej matki, bo mamy bardzo podobna sylwetkę i rysy twarzy. Dlatego też, zawsze się dziwią kiedy mówię im, że jestem adoptowana.

Szczerze mówiąc nie pamiętam prawie żadnego życia przed trafieniem do rodziny Nelsonów. Przyjęli mnie do siebie kiedy miałam zaledwie cztery lata. Zawsze byli dla mnie dobrzy chociaż wymagający. Jestem dosyć charakterna i mam z tego wyrzuty sumienia ale staram się im to wynagrodzić dobrymi wynikami w szkole i pomocą przy obowiązkach domowych. Z resztą po siedemnastu latach życia razem nauczyliśmy się współgrać ze sobą. Jakoś. Od paru lat jest nam trochę trudniej się nie kłócić się ale zwalam to na to, że jestem teraz w buntowniczym wieku.

- Śniadanie zaraz będzie gotowe - mówi Katherine, bo tak ma na imię moja mama, smażąc jajka na patelni.

Nie zwracając uwagi na słowa matki sięgam do szafki i wyciągam z niej miskę chcąc zrobić sobie płatki.

- Wiesz, że nie lubię jajek prawda? Nie nauczysz mnie ich jeść - mówię marszcząc nos z niezadowolenia pod wpływem roznoszącego się w kuchni zapachu. Moja mama wzdycha ciężko.

- Strasznie wymyślasz, Holly. Przynajmniej więcej będzie dla mnie - dodaje uśmiechając się do mnie lekko. Odpowiadam jej tym samym i siadam na wysokim stołku przy wyspie kuchennej. 

Podczas kiedy pobieżnie sprawdzam media społecznościowe wsypując cynamonowe płatki do miski, do pomieszczenia wchodzi mój ojciec ubrany w garnitur z aktówką w dłoni. Jest biznesmenem i zajmuję się nieruchomościami dzięki czemu dużo zarabia i stać nas na wszystkie potrzebne rzeczy plus przyjemności. Niestety rzadko bywa w domu, ponieważ praca pochłania jego cały czas.

- Cześć, dziewczyny - mówi po czym całuje moją mamę w policzek.

- Hej skarbie, tutaj masz śniadanie do pracy. - odpowiada kobieta pokazując na blat za ojcem.

Rodzice zaczynają rozmowę o jakiejś tam sytuacji w pracy taty, a ja ruszam w stronę schodów do mojego pokoju z gotowym śniadaniem. Mama widząc to patrzy na mnie smutnym wzrokiem. Myślałam, że jest przyzwyczajona już do tego, że nigdy nie jadam z nimi śniadania. Ani obiadu. W sumie kolacje też jem w swoim pokoju... Nie wiem dlaczego tak mam ale to chyba po prostu jakieś moje dziwactwo, że wolę jeść sama.

Wchodzę do sypialni pogrążonej w odcieniach szarości, jedynym przytulnym miejscem w tym pomieszczeniu jest moje ukochane siedlisko pod oknem. Jest to po prostu szeroki parapet z rozłożonymi na nim poduszkami, obok którego do ściany są przywieszone lampki dodające trochę ciepła tej szarej dziurze.  Przynajmniej tak o moim pokoju mówi moja kochana siostrzyczka. Tak, mam siostrę "przyrodnią". Jest wredną jędzą, której szczerze nienawidzę. Nie mogłybyśmy się bardziej różnić, a na dodatek jej dwulicowość doprowadza mnie do szału. Wielce przy rodzicach zgrywa taką potulną i milusią, a tak na prawdę wobec mnie jest nieznośna. Od najmłodszych lat przy każdej możliwej okazji mnie poniża i obraża śmiejąc się z moich ubrań, mojego wyglądu a nawet z faktu, że jestem adoptowana. Powiedzcie mi i jak tu jej nie kochać? Uch... mogę ją obsypywać obelgami godzinami ale postanawiam rzucić myśli o niej w kąt próbując zająć się czymś przyjemniejszym.

never let me goWhere stories live. Discover now