Rozdział 4 - Jestem gejem

645 61 36
                                    

Josh przyszedł rano na czas. Zack od razu zaczął go zaczepiać, żeby się z nim pobawił. Czerwono włosy oczywiście nie miał nic przeciwko, bo w końcu to jego praca. Z tego co wiem, to zaczęli układać tor dla autek, co nie za bardzo odpowiadało Maddy, która dziś została również pod opieką Josha, gdyż była sobota, a przedszkole było zamknięte. Praca w tym dniu zleciała mi wyjątkowo szybko i przyjemnie. Nie musiałem martwić się o Maddy ani Zacka, bo czułem że Josh da sobie radę. Kiedy wracałem z pracy, wstąpiłem do marketu po jakieś produkty, gdyż dziś chciałem zaprosić Josha na obiad, ale u nas w domu. Postanowiłem kupić produkty na spaghetti i dodatkowo jakieś artykuły spożywcze, których zabrakło już w domu. Włożyłem jeszcze jakieś słodycze do koszyka i poszedłem do kasy. Zapłaciłem za wszystko, wsadziłem do samochodu i pojechałem do domu. W środku zastałem wszystkich siedzących na kanapie i oglądających jakąś bajkę. Powiedziałem o planach na dzisiaj i o obiedzie z Joshem, na co on ucieszył się, ale powiedział, że jeżeli mi nie pomoże w kuchni to nie bedzie jadł obiadu. Zaśmiałem się na to, ale w końcu zgodziłem. Po umyciu rąk, zaczęliśmy przygotowywanie obiadu. Josh zajął się makaronem, a ja mięsem. Między czasie rozmawialiśmy na luźne tematy, a także o naszych dzisiejszych dniach w pracy. Josh mówił o tym jak Maddy chciała zostać fryzjerką i obciąć mu włosy, i o tym, że Zack cały czas chodził za nim jak cień.
- Widocznie bardzo Cię polubił - zaśmiałem się, mieszając mięso.
- A ty mnie lubisz? - zapytał, robiąc minkę szczeniaczka. Zacząłem się cicho śmiać z niego, na co on też długo nie wytrzymał i zaśmiał się.
- Tak, lubię Cię, Josh. - odpowiedziałem - Nawet jeśli znam Cię dopiero drugi dzień.
- Cieszę się - powiedział i zaczął odcedzać ugotowany makaron
- A ty mnie lubisz? - spytałem, po chwili
- Pewnie - odpowiedział od razu - Jesteś bardzo ciekawą osobą. Fajnie by było mieć takiego przyjaciela jak ty.

W tym momencie, po moim sercu rozlało się przyjemne ciepło, a motyle w brzuchu jakby zerwały się do lotu. Naprawdę rzadko kiedy dostawałem komplementy. Zarumieniłem się lekko, a żeby to ukryć, starałem sie nie patrzeć w stronę Josha, tylko zająć się czymś innym. Chwilę potem nalałem sobie do szklanki wodę i zacząłem ją pić.
- Tyler, czy ty masz dziewczynę? - Josh spytał w chwili kiedy piłem. Zakrztusiłem się i zacząłem kaszleć, po krótkiej chwili jednak mi przeszło i wreszcie udało mi się odpowiedzieć, nieco niepewnie.
- Nie, nie mam. A ty?
- Nie - odpowiedział szybko - Jestem gejem i nie kryje się z tym. Jeśli nie chcesz, żeby twoim rodzeństwem opiekował się pedał, to powiedz od razu, a jutro mnie już nie zobaczysz.
- Nie! Nic do homoseksualistów nie mam - ''sam nim jestem'', dodałem w myślach - Jesteś jedyną nianią... znaczy się opiekunem, którego polubiły dzieci od razu. Nie chcę nikogo innego.
- To miło. Dzięki, że mnie nieskreślasz ze względu na orientację. - uśmiechnął się lekko
- Nie ma za co. Każdy jest dla mnie równy i każdy zasługuje na miłość, nie ważne którą płeć woli.

Zawołałem dzieci na obiad i każdemu nałożyłem jego porcję. Wszyscy zaczęli jeść, a miedzy czasie, dzieci zadawały różne pytania. Miały też kilka pytań do Josha, przez co dowiedziałem się o nim nowych rzeczy. Wiem, że chłopak uwielbia kosmos, piję dużo kawy i jeździ na desce. Bardzo kocha swoje młodsze rodzeństwo i w ogóle uwielbia dzieci.
Po obiedzie Josh pomógł mi pozmywać, a później wszyscy usiedliśmy w salonie i oglądaliśmy Smerfy. Jakieś pół godziny później zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu ukazał się numer Brendona, więc odebrałem.
- Co tam, Beebo?
- Siemka, mam do ciebie pytanie. - odezwał się - Mam nadzieje, że nie przeszkadzam
- Spoko, oglądałem z Joshem i dziećmi Smerfy.
- Uuu, to chyba jednak przeszkadzałem - zaśmiał się, a ja przewróciłem oczami, chodź on nie mógł tego zobaczyć - Dzwonie żeby Cię zapytać, czy chciałbyś z nami jutro jechać do wesołego miasteczka. Weź dzieci... - zrobił nieco dłuższą przerwę, i wiedziałem że teraz na bank porusza sugestywnie brwiami - i Josha, jeśli chcesz. Z chęcią poznamy bliżej twojego przyszłego męża.
- Boże, Brendon. - mruknąłem
- A powiedz mi, jest wolny?
- Przecież ty masz Dallona
- A ty nie masz nikogo. - prychnął - Właśnie dlatego pytam
- Nie ma - ściszyłem nieco głos - I jest gejem.
- Yeey! - ucieszył się - To teraz już nie ma innej opcji. Będziecie razem, inaczej sobie tego nie wyobrażam.
- Dobra, Brendon. Ja już będę kończył.
- Yhym, leć do swojego Romeo.
- Cholera, Bren. Weź przestań. - powiedziałem zirytowany
- Oj tam, możesz już iść. Jutro o 12 bedziemy.
- Aham, pa - rozłączyłem się. Wróciłem do salonu i powiedziałem dzieciom o tym, że jutro jedziemy do wesołego miasteczka. Powiedziałem też Joshowi, że jeśli ma ochotę to może jechać z nami. Zgodził się, ale pytał czy może wziąć też swoje rodzeństwo. Odpowiedziałem, że nie widzę zastrzeżeń i jak najbardziej może ich zabrać.
Dzieci były bardzo podekscytowane, i już wiedziałem, że to nie będzie tani wyjazd...

____________________________________________________________________________

Hejka! Przepraszam jeśli zdążą się błędy lub powtórzenia w tym rozdziale, ale pisałam go koło 3 w nocy, so...

Mam nadzieję, że nie był taki zły. Jeśli ktoś to czyta, niech zostawi gwiazdkę albo komentarz, bo to mnie bardzo motywuje. Do następnego! :)

Josh's nanny || JoshlerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz