Refleksja I - Moja dusza nadal jest harcerska

35 3 0
                                    


Spojrzałam w lustro. Czerwona chusta z czarną obwódką i dwu i pól centymetrową brodą dumie spoczywała pod szarym kołnierzem idealnie wyprasowanej koszuli mundurowej. Była równiutko zawiązana. Prawa na lewą, lewa na prawą. Jeden z jej końców notorycznie zasłaniał lekko połyskujący krzyż. Pamiątkę wietrznego siedemnastego kwietnia dwa tysiące piętnastego roku. Troszeczkę niżej wpięty w klapę lewej kieszeni był znaczek Zucha, który już dawno stracił blask z dwa tysiące ósmego. Bluzę idealnie w pasie zasłaniała spódnica do kolana, a może lekko poza nie. Klamra parcianego pasa przypomniała mi jak kiedyś jako niepozorna jedenastolatka męczyłam się by chociaż trochę zwęzić pas, bo zawsze mi zwisał. Na prawej kieszeni naszywka z dwudziestopięciolecia Związku, a na klapie dwa guziczki jeden z kursu przybocznych zuchowych, drugi zaś z pierwszej koloni oraz mała "kotwica" - znak Polski Walczącej. Istotny znaczek w moim pełnym umundurowaniu. Spojrzałam w dół. Obie kieszenie rozpięte. Jedna wypchana kilkoma małymi taśmami klejącymi, druga zaś małymi tubkami z brokatem. Mrugnęłam. A jednak obie kieszenie były zapięte, całkiem puste, bez taśmy, brokatu, kawałka brzozowej kory, zapałek czy przybornika do szycia, który od kąt tylko nauczyłam się przyszywać guzik nosiłam ze sobą. Czarne rajstopy zlewały się z czarnymi getrami, a jedyne co się odznaczało to białe wywijki idealnie wywinięte na ciemnobrązowe buty sięgające mi lekko powyżej kostki. Wzrok znowu mimowolnie powędrował w górę na srebrny krzyż. W uszach zabrzmiała "piosenka od krzyża". "Mury" Kaczmarskiego, które przykuły moją uwagę gdy byłam jeszcze dzieckiem. Poprawiłam chustę mimo jej idealnego spoczynku pod kołnierzem. Musnęłam opuszkami palców Krzyż. Siedemnasty kwietnia na nowo stanął przed moimi oczami. Chociaż nic wtedy nie widziałam. Droga ulicą Puławską, błądzenie mojej drużynowej i szum miasta stały się surrealistycznym wspomnieniem. Szybko mrugnęłam odganiając wspomnienie na bok, a mój wzrok powędrował do mojego czubka głowy. Czarny, nowy kapelusz zdobiła lilijka - mój mały drogowskaz, który czasem mnie zawodził. W końcu w lustrze natrafiłam na swoje spojrzenie. Moje szaroniebieskie oczy spowijała mgła i napływające łzy. Zamknęłam je pozwalając by chociaż jedna spłynęła po zaróżowionym policzku. I wtedy przed oczami widzę jak dostaję swoją pierwszą chustę, na razie tylko czerwoną. Jak znaczek zucha trafia na moją pierś, po wcześniejszym wypowiedzeniu całego Prawa Zucha na trzęsącym się głosie i zapaleniu świeczek bez podpalenia przy tym moich druhen ;). Przekazanie do harcerek. Pierwsza zbiórka zastępu. Pierwsza drużyny. Zostanie kluczykową naszego zastępowego zamku. Pierwszy obóz. Pierwsza samodzielnie wypleciona prycz. Pierwsze imię obrzędowe - Jasnowłosa, bo moje włosy były jeszcze wtedy jaśniutkie jak zboże. Pierwsze warty, ledwo utrzymując się, żeby nie zasnąć chociaż na pięć minut. Druga, a zarazem pierwsza chusta. Ta właściwa, czerwona z czarną obwódką. Pierwsze ogniska, które nie chciały się zapalić od trzech zapałek. Pierwsze wciąganie flagi na maszt. Pierwszy i jedyny raz gdy skradziono mi chustę :). Pierwsze chatki i wędrówki, śpiewanki i zgubienie się w lesie. I pierwsze rozczarowanie, że młodziaków nie wysłali na bieg na ochotniczkę. Potem rodzinne wakacje. I stłuczenie mięśnia w prawej ręce. Drugi rok harcerskiej przygody. Już nic nie było pierwsze. Drugi obóz. I dumne bycie proporcową. Pierwszy (niezaliczony) bieg na ochotniczkę. I pierwsza miłość do harcerza. Trzeci rok. Pierwsze problemy. Czwarty rok. Strata śmierć. Piąty rok. Pierwszy kurs. Szósty rok. Pomoc w gromadzie. Pierwsze uśmiechy. Pierwsze "drusiu". Pierwsza kolonia. Ale i kolejne problemy. Siódmy rok. STOP. Nie ma nic. Prócz rozpisanej wędrowniczki w roku szóstym i planów, wielkich planów. Ósmy rok. ??? To ta wielka niewiadoma. Nadal snuje harcerskie plany. Bo w moim sercu, harcerstwo ma pierwsze miejsce. Często żałuje że zauważyłam to tak późno. Ale zrobię wszystko by nadal być harcerką i kiedyś mieć godne wspomnienia. Bo tego oderać nikt mi nie może. Patrzę jeszcze raz w swoje odbicie. I cicho myślę "To trudne, ale idziemy dalej. Nie zamykamy drzwi. Robimy to co kochamy. I nie pozwalamy by nasz ogień zgasł. Rozpaliliśmy go w końcu jedną zapałką". Uśmiecham się. Otwieram drzwi pokoju i idę w świat. Ja, harcerskie serce i dusza moja.

RefleksjeWhere stories live. Discover now