3. Zaproszenie

767 74 7
                                    

Sherlock - Przesunęłaś wzrokiem pobieżnie po aktach, ale szybko się okazało, że nie zawierały w sobie nic ciekawego, a ty byłaś już zbyt zmęczona, żeby brać się za kolejną z teczek. Przetarłaś oczy i z westchnieniem spojrzałaś na Sherlocka, który siedział na krześle, wpatrując się intensywnie w okular mikroskopu, pod którym badał próbki ziemi spod paznokci ostatniej ofiary. Jak ten człowiek, który prawie w ogóle nie śpi i nie je może mieć aż tyle energii?

- Nie wiesz, że przyglądanie się ludziom jest niegrzeczne? - mruknął Sherlock, który nie dał po sobie najmniejszego znaku, że w ogóle zauważył twoje spojrzenie.

- Nie wiedziałam, że zwracasz uwagę na takie grzeczności - odparłaś, nie mając humoru na przepychanki i przeczesałaś palcami włosy. - Trzymasz mnie tu od czterech godzin. W przeciwieństwie do ciebie ja jestem człowiekiem.

Sherlock w końcu podniósł głowę i spojrzał w twoim kierunku.

- Mam to uznać za komplement?

- Raczej stwierdzenie. - Podniosłaś się z krzesła, czując nieznośną sztywność w mięśniach i z jękiem przeciągnęłaś się. - Nie wiem, jak ty, ale ja mam ochotę, żeby coś zjeść.

Detektyw odsunął krzesło, wstał i w kilka kroków znalazł się przy drzwiach, gdzie wisiały wasze płaszcze. Sherlock narzucił swój na ramiona i podał ci twój, który przyjęłaś ze zdziwieniem.

- Co ty...?

- Powiedziałaś, że jesteś głodna. Niedaleko jest niezła restauracja. Właściciel zawsze daje mi większe porcje. Chodźmy.

- Zapraszasz mnie na kolację?

Sherlock zatrzymał się z dłonią na klamce i rzucił ci wymowne spojrzenie.

- Czy nie jest to oczywiste?

John - Minęły trzy dni od feralnego wypadku Johna, po którym nieźle rozciął sobie skroń. W natłoku pracy ledwie pamiętałaś o tamtym wieczorze. Ostatnio zdarzył się poważny wypadek, po którym na oddział przyjechały trzy osoby w ciężkim stanie, a wczoraj przywieziono postrzelonego biznesmena, który zmarł na stole operacyjnym i przez długie godziny funkcjonariusze Scotland Yardu kręcili się po szpitalu w oczekiwaniu na sekcję zwłok.

Odsunęłaś od siebie kolejną kartę pacjenta, który został dopiero wypisany i napiłaś się gorzkiej mocnej kawy z rozkoszą myśląc o tym, że zaraz skończy się twój dyżur i rozsiądziesz się z jakimś zamówionym na telefon jedzeniem przed telewizorem. Uniosłaś głowę, gdy zobaczyłaś jak ktoś pochyla się nad blatem biurka i spojrzałaś prosto w oczy Johna, na którego skroni odcinała się biel opatrunku.

- Doktor Watson! - podniosłaś się z uśmiechem. - A ja byłam przekonana, że mnie pan nie posłucha.

- John - podkreślił. - I pewnie bym nie posłuchał, gdyby nie to, że Sherlock zaczął mnie wyjątkowo pilnować. Nawet nie chcę wiedzieć, co musiałaś mu powiedzieć, T/I.

Z niewinnym wzruszeniem ramion ominęłaś biurko i ruchem ręki wskazałaś mu drogę do gabinetu.

- Sherlock zna mnie dość długo, żeby wiedzieć, że nie lubię, gdy ktoś się sprzeciwia. Zwłaszcza, jeśli chodzi o moich pacjentów.

John zaśmiał się pod nosem, ale szybko przeszedł mu dobry humor, gdy usadziłaś go na kozetce jak przed kilkoma dniami i zaczęłaś wprawionymi ruchami usuwać szwy z jego skroni.

- Już wiem, dlaczego pacjenci tak bardzo się tego obawiają - mruknął pod nosem John, krzywiąc się lekko.

- Powinieneś się przyzwyczaić - odparłaś. - Sherlock prowadzi dość... mało bezpieczny tryb życia. Dziwię się, że jeszcze żyje. Ale zawsze w razie czego, dobrze mieć znajomą pielęgniarkę.

- To prawda...

Kilka chwil później usunęłaś szwy i przetarłaś środkiem dezynfekującym niewielką ranę.

- I... po krzyku - powiedziałaś, zdejmując rękawiczki. - Zostanie niewielka blizna, ale pod włosami nie będzie nic widać.

John jedynie wzruszył ramionami.

- Niektóre kobiety lubią blizny... - Uśmiechnęłaś się na jego stwierdzenie. - Więc, może w ramach podziękowania, dasz się zaprosić na kawę?

- Czemu nie? I tak skończyłam już dyżur.

Lestrade - Przesunęłaś kontrolnie wzrokiem po ekranie starego komputera, sprawdzając swój raport i gdy uznałaś, że jest już skończony, włączyłaś drukowanie. Gdy pan Holmes jednym rzutem oka rozwiązywał sprawy morderstw, ktoś musiał spisywać raporty dla góry. I tak odgrywanie roli drugiego Johna Watsona, spisującego ich kryminalne historie, to zdecydowanie była lepsza robota niż odbieranie zgłoszeń o drobnych kradzieżach czy tłumaczeniu bladym ze strachu rodzicom, że spóźnianie się dziecka o dwie godziny nie jest od razu powodem do zgłaszania zaginięcia. A pewnie właśnie to by ci przyszło robić, gdybyś nie weszła do Scotland Yardu z takim impetem.

Był już późny wieczór, większość policjantów już wyszła do domu, zostali tylko ci pechowcy, którym wypadł nocny dyżur. Schowałaś wszystkie akta do teczki i ruszyłaś przez opustoszałe biuro do gabinetu inspektora, w którym wciąż paliło się światło. Lestrade w ostatnim czasie przez dużą ilość przestępstw i problemy z byłą żoną zostawał w pracy do wyjątkowo późna. Zastukałaś do jego drzwi i otworzyłaś je. Lestrade podniósł wzrok znad ekranu swojego komputera i posłał ci nieco zmęczony uśmiech.

- T/I?

- Przyniosłam ci akta z tej ostatniej sprawy - położyłaś je na szczycie teczek leżących z boku na biurku. - I, jeśli pozwolisz, chciałabym już wyjść. Niedługo zamykają restaurację obok mojego domu, a moja lodówka świeci pustkami.

- Właściwie... - Greg spojrzał na swój lewy przegub, na którym błysnęła tarcza zegarka - moglibyśmy wyjść razem i coś zjeść. Lubisz włoską kuchnię?

Uśmiechnęłaś się pod nosem.

- Uwielbiam.

Mycroft - Przesunęłaś długopisem w kącie notesu, rysując jakiś bliżej nieokreślony kwiat, słuchając monotonnego głosu sekretarki z biura Parlamentu. Po kilku miesiącach zdążyłaś się przyzwyczaić do tej pracy i arystokratyczne tytuły czy najwyższe stanowiska w państwie nie robiły na tobie już większego wrażenia. Ale zdecydowanie najgorszym aspektem tej pracy było wiszenie na telefonie, słuchając setek nudnych albo nierozgarniętych sekretarek. Dzisiaj panna-której-imienia-za-nic-nie-mogłaś-zapamiętać usilnie nalegała w imieniu swojego nowo mianowanego przełożonego, który dopiero co wszedł do Izby Lordów, na spotkanie z Mycroftem. Wszyscy wiedzieli, że to on jest mózgiem polityki brytyjskiej i że jeśli się wchodziło do tego świata, lepiej było mieć w nim sprzymierzeńca.

- Pan Holmes ma umówione spotkania co do godziny na najbliższe dwa tygodnie - powtórzyłaś po raz wtóry. - Przykro mi, ale nie ma nawet najmniejszej możliwości, żeby coś zmienić w tym grafiku.

- Może powinna pani skonsultować się ze swoim przełożonym w tej sprawie? - spytała nieco opryskliwie sekretarka.

Przewróciłaś z irytacją oczami.

- Gdyby panu Holmesowi zależało na tym spotkaniu, to zapewne odbyłoby się już dawno temu. A teraz, proszę wybaczyć, ale muszę wrócić do swoich obowiązków.

Odłożyłaś słuchawkę, zanim zdążyłaś wysłuchać wielogodzinnych wyrzutów. To, że odbierasz telefony nie stawia cię w miejscu sekretarki.

- Ciężki dzień?

Podniosłaś wzrok na Mycrofta, który stanął w progu twojego gabinetu.

- Po prostu niektórzy ludzie nie są w stanie pojąć znaczenia słowa „nie". Potrzebujesz czegoś?

- Tak. Chciałbym, żebyś zamówiła stolik dla dwóch w Covent Garden w porze lunchu.

Odruchowo spojrzałaś na rozpiskę z dzisiejszego dnia, która leżała obok.

- Ale nie masz w porze lunchu żadnych umówionych spotkań - zauważyłaś.

- Owszem, mam. Z tobą.

Z zaskoczeniem uniosłaś głowę, ale Mycroft już zdążył zamknąć za sobą drzwi, nie dając ci żadnej możliwości sprzeciwu.

I Am SHERlocked PLWhere stories live. Discover now