Ludzie uświadamiają sobie pewne rzeczy z czasem, potrzebują je przetrawić, oswoić się z nimi i zaakceptować aktualny stan rzeczy. Tak już po prostu jest. Ja też miałem w tamtym czasie kilka rzeczy do przyswojenia, ale cóż zakopałem je tak głęboko jak głębokie jest gardło Lisy. A więc dziś dotrzemy do tego co sprawiło, że w moje ręce wpadła łopatka, która miała mi pomóc je odkopać.
Czytałem tekst z książki próbując przyswoić do swojego mózgu choć trochę informacji, ale jak zwykle kiedy to przychodziło mi uczyć się fizyki nic z tego nie wychodziłem. Rozumiałem poszczególne słowa, ale kiedy składałem je w zdania nagle wszystko traciło sens, a ja miałem ochotę zrzucić się z mojego okna.
Jednak moje uczenie się przerwało skrzypienie moich drzwi, w których stał On. Spojrzałem się zdezorientowany na jego sylwetkę. Lekko się uśmiechał, opierając się o wcześniej wspomniane drzwi. Niebieskie włosy jak zwykle były ułożone w każdą stronę świata przez co wydawały się miękkie, co z kolei powodowało, że miałem ochotę wtopić w nie swoje dłonie. I na bokserki Caluma w kaczki jego oczy - jego zielone oczy świeciły całą galaktyką, a patrząc na tego człowieka na moje usta cisnęło się tylko jedno słowo: sztuka. Michael Clifford był moim prywatnym kawałkiem sztuki i w tym malutkim momencie oślepiony tym uczuciem nie bałem się tego przyznać.
- Hej. - Gdybym nie siedział to bym upadł, ponieważ jego głos był taki delikatny i spokojny.
Chwila, chwila, stop kowboju, co ty znowu pleciesz. Luke uspokój się.
- Elówa, co tam cię do mnie sprowadza? - Co. I to nie takie co, ze znakiem zapytania tylko takie puste, jak moja głowa w tym momencie. Zielonooki tylko zaśmiał się sprawiając, że jego nosek uroczo się zmarszczył i podszedł bliżej.
- Byłem w okolicy i postanowiłem wpaść. A przeszkadzam? - Niepewnie się na mnie spojrzał spowrotem robiąc krok do tyłu. Spojrzałem się na moją książkę od fizyki, a następnie znów w te oczy o kolorze zieleni.
- Ty nigdy mi nie przeszkadzasz. - Powiedziałem miękko, prawie szeptem, a on za to posłał mi naprawdę najpiękniejszy uśmiech na tym wszechświecie. Usiadł obok mnie na łóżku i przechylił lekko głowę wciąż się uśmiechając. - Co?
- Naprawdę cię lubię. - Spojrzał się na mnie intensywnie, jakby chciał, żebym zrozumiał. W tamtym momencie nie zrozumiałem, nie w tamtej chwili, ale skoro słuchacie tej historii to pewnie domyślacie się, że kiedyś zrozumiem, a może nawet szybciej niż myślicie.
- Ja ciebie też, ziom. - Kto? Co ja wygaduje, za chwilę spłonę z niezręczności jaka w tej chwili zapanowała.
Jego oczy w tym momencie przestały świecić i stały się matowe, jakby smutniejsze, przez co każda komórka w moim ciele chciała sprawić, żeby gwiazdy znowu tworzyły w nich nasze prywatne konstelacje. Chłopak siedział w ten sposób, że jedna z jego nóg zwisała z łóżka, podobnie jak moja, więc szturchnąłem jego stopę moją stopę, a on uniósł na mnie swój wzrok. Posłałem mu niewinny uśmiech na co on też się lekko uśmiechnął i potrząsnął swoją głową. Odszturchnął mnie, na co zwęziłem lekko oczy. Ten kapeć zaczął wojnę. I może, ale tylko może moje oczy również patrząc na niego miały w sobie blask, którego nie było jak patrzyłem na wszystkich innych.
Jadłem moją kolacje jaką było trzy kanapki z serem i pomidorem, ale to nie istotne. Istotne w tym momencie było to, że dokładnie pół godziny po wyjściu Mike'a (czyli w momencie mojego posiłku) do mojej jaskini inaczej pokoju weszła ciotka Amanda i usiadła na moim łóżku. To było tak zaskakujące, że aż pomidor spadł mi na podłogę.
- Luke. - Kiwnęła mi uśmiechając się ciepło. Czy wylądowałem w innym wszechświecie? - Wiesz przyszłam porozmawiać, o Michaelu.
- O Michaelu? - Spojrzałem się na nią zdziwiony.
- Tak, o nim głuptasie. - Roześmiała się, przez co naprawdę opcja z równoległym wszechświatem wydawała się prawdopodobna. - Widzę jak na niego patrzysz.
- Ja na niego patrzę, to znaczy patrzę, ale kto by tego nie robił, mam na myśli jest przystojny, to znaczy... yyy... jak na niego patrzę?
- Tak, jakbyś widział najpiękniejsze dzieło sztuki. - Cóż za ironia. - Luke, też kiedyś miałam swojego Michael'a, ale go straciłam, nie trać swojego.
- Miałaś? - Musicie mi wybaczyć, ale tej historii nigdy nie słyszałem. Ciotka tylko się zaśmiała, chociaż bardziej brzmiało to jak nieprzyjemne skrzeczenie.
- Nazywał się John, był moim przyjacielem, oparciem, wszystkim. Wiedziałam, że z nim nic nie jest niemożliwe, podziwiałam go. Zawsze krążył mi po głowie. Kiedy się uśmiechał uginały mi się kolana, a z nim cała rzeczywistość była... lepsza. Chciałam go w każdym aspekcie mojego życia, potrzebowałam go by oddychać, ale przez to, że oboje udawaliśmy, że nic do siebie nie czujemy oprócz przyjaźni utraciłam go. W końcu miał dość tych podchodów i znalazł sobie kogoś innego, to, że nigdy mu nie powiedziałam co czuje to największy błąd mojego życia, nie popełniaj moich błędów, Luke. - Ścisnęła moje ramie, następnie wstając. - Sprzątnij też w tym pokoju, bo masz tu taki burdel, że za chwilę przyprowadzę tu panienki do towarzystwa i otworzę interes, tylko sprzątnij jeszcze tego pomidora, co za młodzież w tych czasach. Ludzie głodują, a tu pomidory walają się nie podłodze. - Puściła mi jeszcze oczko i wyszła.
W tej chwili byłem bardziej zdezorientowany niż kiedykolwiek w życiu. Zdezorientowany wszystkim, ciotką, mną i Michaelem i samymi myślami.
Myślami, o tym, że tak naprawdę lubię kiedy Michael zwraca na mnie uwagę, że uwielbiam patrzeć w jego oczy, o tym, że jest w mojej głowie nawet wtedy kiedy go nie chcę. Również uwielbiam kiedy wystarczy, że mam świadomość, że znajduje się blisko mnie i robi mi się ciepło na sercu. Kocham kiedy uśmiecha się do nie w ten sposób, taki inny, kiedy śmieje się z moich żartów nawet wtedy kiedy nie są śmieszne i rozumie mnie szczególnie kiedy wszyscy inni już przestali nadążać włącznie ze mną.
Ale to nic nie znaczyło prawda?
I tak, właśnie tego dnia Amanda Hemmings dała mi moją łopatkę, ale była ona za mała i plastikowa, abym odkopał całość, ale wystarczyło to aby odkopać tyle, aby zasiać ziarenko niepewności. A mówiłem na początku, że ta postać odegra ważną rolę w tej historii.
Ahoj załogo!
Mam nadzieję, że rozdział jest okej. Ja dziś umieram i uprzedzam, że jest niesprawdzony.
Tak btw jutro mija cztery miesiące odkąd udostępniłam prolog do tego ff
Jeju jestem dumna
Tak więc zapraszam do spamienia mi na tt na hasthagu, który przypominam brzmi #TeenageDreamsFF
Jak tam u was? Jak wrażenia po rozdziale? Wszyscy zdrowi?
Kocham was,
Wasza DoDo xx
CZYTASZ
Teenage Dreams «Muke af»
FanfictionKiedy wchodził do pomieszczenia cała uwaga zawsze skupiała się na nim. Nie wiem czy to przez jego zawsze kolorowe włosy, wieczny uśmiech na twarzy, pozycje społeczną, to, że był bratem mojego szkolnego zauroczenia czy może chodziło o nas, ale było w...