VI Pierwszeństwo wyboru

142 15 8
                                    

Drogi Chłopcze!

Co u Ciebie słychać? Mam nadzieję, że dzieje się dużo dobrego.

U mnie spokojnie płyną dni. Mogę odetchnąć, wiedząc, że nad wszystkim trzymasz pieczę. Choć muszę się przyznać do nutki melancholii, gdy słodycze przynosi mi ktoś inni, przez co nie mogę widywać Cię tak często, jak bym chciała.

Ostatnio od jednej z przyjaciółek dowiedziałam się o pewnej niezwykłej wieży. Podobno nie posiada drzwi wejściowych. Zdawałoby się więc, że jest opuszczona. Otóż nie. Mieszka w niej pewna osoba. Musi być samotna, nie uważasz? Bardzo cieszyłabym się, gdyby ktoś ją uwolnił.

Zapewne byłaby to niezwykła przygoda.

Z wyrazami szacunku i miłości.

Wiktoria

Właśnie kończyłem czytać list od Babci po raz trzeci. Rozumiałem, że nadeszła kolejna misja. Miałem jednak nadzieję, że minie trochę więcej czasu od naszej pierwszej, która była stosunkowo niedawno.

-Acho!- Głośne kichnięcie wydobyło się z moich zasłoniętych chusteczką, a jakże jedwabną i do tego haftowaną, prezent i wytwór Sebastiana, ust. Kichnięcie, które natychmiast przywołało moje nadopiekuńcze wilczęta.

Finnian wpadł jak burza z czerwonym kocykiem i błyskawicznie narzucił mi go na nogi. Prawie przewracając zarówno mnie jak i fotel, na którym siedziałem.

Mey-Lin przyniosła gorącą herbatę. Przy nalewaniu jej do filiżanki o mały włos a zalałaby wcześniej wspomniany pled, mnie grożąc poparzeniami.

Sebastian postanowił natomiast poprawić szalik wiszący mi niechlujnie na szyi. Jego duże dłonie zawisły jakby z niezdecydowaniem nad moim karkiem. Tylko po to, aby po chwili zacząć go delikatnie gładzić.

Musiałem się mimowolnie spiąć, co bez wątpienia zauważył. Po chwili przesunął dłoń po mojej szyi, przeniósł ją na policzek. By w końcu zatrzymać na mym czole.

-Nie masz gorączki?- Spytał z jakże nieukrywaną kpina.- Skąd więc te rumieńce?

Co on sobie wyobraża!?

-Ysz...-Mruknąłem tylko, odtrącając ciepłą dłoń. Czy tylko mi się zdawało, czy mężczyzna zaczął pozwalać sobie na więcej w stosunku do mojej osoby? Choć może jego przewrażliwienie, jest tak naprawdę moim. Ostatnio bowiem zbyt często łapałem się na obserwowaniu wilka lub na myśleniu o nim.

Jednak paranoja na bok, mamy w końcu zadanie do wykonania.

-Otrzymałem list od Wiktorii. Mamy kolejną misję.

Moje słowa szybko zostały zagłuszone przez liczne i jak na moje uszy zbyt głośne protesty sfory. "Nie ma mowy o żadnej misji", "Jeszcze w pełnie nie wyzdrowiałem po poprzedniej", "A tak w ogóle to te całe misje są dla mnie szkodliwe i powinienem z nich zrezygnować".

Skąd im się to wzięło? Otóż to właśnie po ostatnim i zarazem pierwszym zadaniu bardzo poważnie się przeziębiłem.

No ale w końcu czemu się dziwić? Biegałem bez butów po skutym lodem zamczysku, wpadałem w zaspy i zaatakował nas bałwan. Za całą ochronę miałem na sobie tylko moją pelerynkę.

Każdy by się zaziębił, nie tylko ja. Problem jednak w tym, że moje wilki wykazały się nienaturalną wręcz odpornością, a mi dojście do siebie zajmuje zawsze dużo czasu.

-Nie czas na protesty. Rozkaz to rozkaz i musimy go wypełnić.

Jak powiedziałem, tak też zrobiliśmy. Nie minęło dużo czasu a obszar, w którym powinna znajdować się wieża, został zlokalizowany. Na nasze nieszczęście, okazał się o wiele większy, niż przyjęliśmy w naszych początkowych założeniach. Liczne pagórki, zagajniki i polany tworzyły urokliwe, lecz trudne do przeszukania miejsce. Do tego opuszczone wioski znacząco utrudniały znalezienie konkretnej budowli.

Czerwona pelerynkaWhere stories live. Discover now