O N C E

141 15 0
                                    

*Wszystkie twoje daremne łzy 
Doprowadzają cię do szaleństwa* *

Czas mijał nieubłaganie, jednak jej to nie przeszkadzało. Miała już wszystko prawie gotowe. Musiała jedynie ogarnąć swój wygląd i schować materiały do dwóch teczek.

Postanowiła założyć żółte rurki, które jej zdaniem były złote, bluzkę w czarno-białe paski, jazzówki w kolorze ecru i kremową torebkę, do której włożyła aktówki.

Oprócz dokumentów zaopatrzona była również w portfel i telefon.
Pożegnała mamę całusem w policzek i wyleciała z frontowych drzwi jak z procy.

. . .

Westchnął, wypuszczając "ciężkie" powietrze. Oparł silne ramiona o blat kuchenny.

--- Mam mętlik w głowie. - spojrzał pobłażliwie na córkę - Prowadzę dochodzenie w sprawie śmierci Luny Valente, a tak naprawdę Sol Benson. W dodatku dzisiaj znaleziono ciało Ambar Smith. Powiesiła się. - powiedział smętnie - Niby wszystko do siebie pasuje, ale czuje, że coś tu nie gra.

Nie uzyskując odpowiedzi od zamyślonej nastolatki, wrócił do krojenia pieczarek. Echo odbijania ostrza noża od deski rozlegał się  po kuchni.

--- Ostatnio chodziły wszędzie we dwie jak papuszki nierozłączki. - odparła opierając ciało o stół. Oplotła ramionami tułów.

Zmieszany, zafascynowany i zainteresowany gliniarz zaprzestał używania ostrego narzędzia. Odwrócił się do latorośli.

--- Skąd to wiesz? - zapytał marszcząc czoło. - Plotki?

Brunetka posłała mu buntownicze spojrzenie.

--- Przecież chodziła ze mną do tego samego liceum, tato. A ja mam oczy i uszy. - obrażona odwróciła się do ojca plecami i zaczęła udawać, że interesuje się datą ważności koncentratu pomidorowego.

Podszedł ją od tyłu i otulił jej biodra w szczelny uścisk. Oparł brodę o jej bark i zaczął robić krążenia, wprawiając także ciało brązowookiej w ruch.

--- Przepraszam. - powiedział, całując ją w czubek czoła - Myślałem, że interesujesz się życiem innych osób ze szkoły.

Odłożyła puszkę i wtuliła się w tors. Czuła regularny oddech i bicie serca; nie obchodziło ją, ile razy bije, ale, że bije wyłącznie dla niej.

--- W porządku. - oderwała się ciepłego ciała - To może pomogę ci? - zaproponowała.

Baeza w odpowiedzi kiwnął głową, ponownie wracając do swoich grzybów, a Esmę pozostawiając gotowanie makaronu i pokrojone cebuli.

. . .

Nie lubił przegrywać; najbardziej jeżeli chodziło o zakłady. Ściskał w dłoni gumową piłeczkę, by nabrać skupienia. Przed sobą miał dotychczasowe dowody i hipotezy śledztwa, oświetlone jedynie lampką. Siedział w komisariacie nad "prostą" sprawą, która okazała się jednak bardziej skomplikowana od tych "trudnych".
Pochylił się do przodu, popijając kawę w kubeczku z firmowej maszyny.
Poczuł znajomy dotyk na ramieniu. To był Pacho. Zmęczony zbierał się już do kawalerki. Położył na plecy sweter i ziewając wyszedł z miejsca pracy.
Został sam. Nie sprawiło mu to problemu. Wolał porozmyślać nad możliwościami w komendzie niż siedzieć w mieszkaniu , słysząc zawodzenie narzeczonej, że znów przyniósł pracę do domu.
Wiedział też, że nie obejdzie się bez konfrontacji z Gonzalo, który był jedynym kompetentnym i najlepszym gliną, wyłączając ostatnie zdarzenie z tym Włochem.

Baca: Jutro "Ibiza", godzina dziewiąta. Nie spóźnij się, to pilne.

Po chwili dostał odpowiedź.

Baeza: Jasne 😏

Mruknął zadowolony i wziął do ręki stos dokumentacji.

To będzie długa noc.

. . .

Biegła jak opętana. Ledwo zdążyła na autobus nr 8, który odjeżdżał niedaleko mieszkania mamy do parku naprzeciwko Rollera.
Zajęła wolne miejsce koło okna, zakładając słuchawki by zatopić smutki w muzyce.
Nie zauważyła, że przygląda się jej mężczyzna w ciemnym płaszczu.

Autobus dojechał na miejsce ponad godzinę przed czasem; korki o tej porze zmniejszyły się.
Postanowiła, że wstąpi do Starbucksa na kawę. Podeszła do kasy i zamówiła swój ulubiony napój, wcześniej płacąc za niego. Usiadła przy oknie, przeglądając portale społecznościowe. Nagle odczuła wzrok na swojej osobie. Kiedy rozejrzała się po wnętrzu, nic dziwnego nie widziała. Babcie ze swoimi wnukami, mamy z pociechami, zakochane pary, mężczyźni ze swoimi laptopami; najprawdopodobniej jakiś dziennikarz, szukający weny.
Dopiła ciecz i wyszła z kawiarni. Dla sprawdzenia, jednak, że ma tylko urojenia, skręciła w boczną ścieżkę, udając, że słucha muzyki.
Był. Ktoś był za nią. Szedł kilka metrów za nią.
Drżała. Tak cholernie się bała. Gdyby tylko przy niej był Gaston. Przełknęła cicho ślinę i ukucła, "zawiązując" sznurówkę.
Zatrzymał się. Teraz miała stuprocentową pewność, że ktoś ją śledził. 
Krew buzowała od natłoku myśli. Wiedziała, że może z tej sytuacji nie wyjść w kawałku. Musiała znaleźć się w tłumie, jak najszybciej.
Wstała, odtrzepując kurz. Wyjęła z kieszeni telefon i udała, że dzwoni do mamy. Przyspieszyła lekko krok, by nie nie zwrócić uwagi na jej dziwnym zachowaniu. Stawiała duże kroki, wciąż słysząc czyjeś stąpanie.
Skręciła w lewo. Za nie całe pięćset metrów, jest dzielnica pełna kawiarni, sklepów z pamiątkami. Jednym słowem miejsce, w którym na pewno będą ludzie.
Endorfiny krążyły w organizmie. Przy ostatnich stu metrów, złamała się. Biegła ile sił miała w nogach. Nie patrzyła na reakcję ludzi czy tego psychopaty, który ją śledził. Nie raz wolałaby być sama, ale teraz potrzebuje obecności innych osób.

Usiadła zdyszana na ławce. Wokół spacerowało dużo ludzi. Lęk minął. Ale nadal czegoś się obawiała.
Wybrała znajomy numer i przełożyła telefon do ucha.

--- Gaston - powiedziała, zalewając twarz łzami. Nie chciała kryć swojego stanu.

--- Nina, boże, co się stało? - miał zdenerwowany ton. Martwił się o swoją dziewczynę. Przyjechał specjalnie na kilka dni, by odpocząć. Rok studencki rozpoczyna się w październiku, a nie ma jeszcze połowy września. Stało się jednak "to", a teraz jest w żałobie; podwójnej.
Bał się, że ją straci.

--- Proszę przyjedź po mnie - załkała - Nie chce być sama. - przetarła twarz swetrem - Jestem na ławce naprzeciwko indyjskiego sklepu przy bulwarze.

--- Już jadę. Nie ruszaj się. - odparł, po czym szybko się rozłączył.

Podciagnęła nogi do tułowia, zatapiając w nich czoło. Tak bardzo chciałaby znaleźć się w jego umięśnionych ramionach. Bezpiecznych.

.  .  .
* Anna Blue - Every Time The Rain Comes Down.

Kolejny rozdział! Tęskniliście?
Nowe tropy?

[ᴛᴏᴍ ɪ] sᴇɴ̃ᴀʟ | sᴏʏ ʟᴜɴᴀ [ᴛʀʏʟᴏɢɪᴀ ʟʟᴀᴍᴀʀ ᴀ sᴜ ɴᴏᴍʙʀᴇ] ✔Where stories live. Discover now