Rozdział 3

218 7 2
                                    

5 dni później stan chłopaka na tyle się poprawił, że mógł wstać, przejść do krzesła, zjeść samodzielnie posiłek a potem porobić cokolwiek bez zbędnego spania. Przez prawie 3 dni większością czynności było spanie,budzenie się na toaletę i zjedzenie czegoś i dalsze spanie.Dopiero czwartego dnia nastąpił przełom, Harry wstał, zjadł posiłek całkowicie samodzielnie a gdy wrócił z toalety, którą o dziwo nie było wiadro usiadł na łóżku nawiązując zwykłą konwersacje z Rosjanką, która tego dnia miała wartę przy jego łóżku. Barry wpadał tylko raz dziennie, rano aby podać chłopcu zastrzyk, może drugi raz, ale to już rzadziej aby przynieść posiłek. Ku zdziwieniu chłopca nie był to fragment nieco starej już kromki chleba, ale całkiem porządny posiłek składający się z talerza zupy oraz kilku ugotowanych ziemniaków z kotletem.Ewentualnie takimi małymi, okrągłymi kotlecikami które chłopiec polubił znacznie bardziej. Oczywiście nie potrafił zjeść całości sam, częścią dzielił się z 'opiekunką'. Kolejnym zdziwieniem chłopca było spanie w bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo wygodnym łóżku, w ciepłym pokoju a na dodatek dostał cieplusi koc.Wszystko co dobre jednak w końcu się kończyło i tego chłopiec się obawiał. Kiedy do jego pokoju weszła piąta dziewczyna z jakąś paczuszką lekko podkurczył do siebie nogi chowając się w kocu.Jego ramie nadal lekko pulsowało po odbytym wcześniej zastrzyku

-To są ubrania dla ciebie na jutro-uśmiechnęła się siadając na swoim krześle. Wzięła do ręki pilniczek wyrównując idealnie paznokcie a następnie biorąc pierwszy lepszy lakier do paznokci. Chłopiec cały czas przyglądał się temu co robi dziewczyna, wydawało mu się to dość interesujące. Jednocześnie interesowała go zawartość paczki. Co oznacza, że to są ubrania na jutro? Ahh tak, jakby mógł zapomnieć. Za pewnie wraca do pracy a to są nowe dziwne majteczki od któregoś z odwiedzających go panów. Cała ekscytacja prysła jak bańka mydlana pozostawiając rozchwiane marzenia. A może to jednak nie dziwne majteczki? Może ktoś jednak pamięta o urodzinach chłopca? Harry pamiętał, a raczej starał się pamiętać. Jedna z dobrych dla niego osób nauczyła go liczyć, oczywiście tylko do 10. Kolejna pokazała co to alfabet. Jeszcze inna pilnowała aby chodził prosto i się nie wywracał. Nikt nie miał czasu aby nauczyć chłopca wszystkiego, umiał to co umiał, czego nie umiał raczej się już nie nauczy. Znał kilka podstawowych pojęć,zasady, ale tyle rzeczy było dla niego niepojęte. Według jego obliczeń, nie zawsze trafnych tak naprawdę, miał teraz kończyć drugą 10. Nie wiedział czy było to dużo czy mało. Było to po prostu drugą 10. Harry usiadł na łóżku poprawiając nieco poduszkę pod plecami chociaż i tak zdała się zbyteczna. Zmienił pozycje aby widzieć z jakim skupieniem Agnes nakleja małe kryształki na pomalowane rażącym lakierem paznokcie. Dopiero gdy skończyła zdołała zobaczyć zainteresowanie nastolatka tym co robi. W prawdzie, dla nich już nie był dzieckiem, możliwe że przestawał nastolatkiem, w świetle prawda, ale tu było inne prawo. Wszyscy nadal traktowali chłopca jak małe dziecko, starając się go bronić. Nikt jednak nie odważył się na zbyt wiele, coś lepsze niż nic.

-Chcesz żebym pomalowała ci paznokcie? -spytała wskazując na swoje. Komunikacja z nim była nieco utrudniona, ale chyba już wszyscy się nauczyli co zrobić i jak aby się dogadać. Chłopak lekko skinął głową dopiero gdy chwyciła pilniczek odzywając się dość nieśmiało

-To boleć? Harry boleć?

-Nie -zaśmiała się -To nie boli,spokojnie -chwyciła drobną dłoń w swoją delikatnie piłując paznokcie chłopca. Gdy były w równej wielkości mogła spokojnie zacząć je malować. Ale jakim lakierem? Różowy? Zielony? Miała ich kilka i dopiero wskazujący palec na delikatny niebieski kolor pomógł jej podjąć decyzję. Po chwili wszystkie paznokcie chłopca, w równej długości, pomalowane lakierem schły według ułożenia. Harry przyglądał się im bacznie, w słabym świetle lekko połyskiwały a gdy schował je pod kocyk zdawały się mieć ciemniejszy odcień. Czy to oznaczało że były magiczne? A może kocyk miał magiczna moc? Jego przemyślenia zostały gwałtownie przerwane przez huk otwieranych drzwi


-Agnes, idziesz na dół. A ty masz tu grzecznie siedzieć dziwko, bo sobie inaczej porozmawiamy -gruby palec wymierzył w chłopca. Ten nawet nie drgnął. Zbytnio bał się kolejnego bólu. Co prawda odkąd był tu, ani razu nie dostał za nic a Barry nawet nie czepiał się go zbytecznie gdy nie opuścił klapy czy nie spuścił wody z czystego braku siły. Musiał zaciskać zęby aby nic nie zrobić chłopcu, w końcu klient był ich panem. I tak praktycznie minął mu dzień. Przesiedział w czterech ścianach calutki wieczór i część nocy a potem zasnął zakopując się w mięciutkim kocu. Zapomniał trochę o pudełeczku leżącym obok łóżka nie chcąc teraz się tym zamartwiać. To nie było ważne,mógł to sprawdzić jutro, a raczej sprawdzi. W końcu to były ubrania na jutro, więc teraz mógł zasnąć bez obawy. Ciepło w pokoju tylko przyspieszyło ten proces. Nikt już do niego tej nocy nie przyszedł. A właściwie jeszcze nie przyszedł. 


Bo w drugim krańcu miasta była osoba, która wręcz z utrapieniem czekała na następny dzień. Ten bardzo się dłużył, sprawiał że szalał,wręcz rozkładał ludzi po kątach. Kilkanaście razy sprawdził datę, godzinę, notatki. Zdążył już nawet dwa razy po prostu wsiąść do auta wyjechać z domu a potem zawrócić i po prostu zaparkować w starym miejscu. Szalał. Zewnętrznie jak i wewnętrznie a przecież to nic takiego? Jutro wszystko się uspokoi, jego ekscytacja zmaleje. Zadanie zostanie wykonane, wróci do swoich obowiązków. Świata kłamstw i zysków. Miejsca gdzie nie ma czasu ani akceptacji dla takich zachowań, z dzisiaj. To jego świat, jest tego królem a reszta może jedynie zlizywać gówno z jego idealnych butów. Prawdopodobnie idealnych.

Still Got Time ||Where stories live. Discover now