Rozdział II

48 4 0
                                    


W nocy nie mogłem zasnąć. Cały czas myślałem o sytuacji, która miała miejsce w lesie. Próbowałem sobie to jakoś wytłumaczyć, ale nie potrafiłem.  dopiero około godziny piątej na chwilę zasnąłem. Gdy się obudziłem, zegar wskazywał godzinę dziesiątą. Oznaczało to, że zaspałem na pierwsze lekcje. Z wielką chęcią zostałbym w domu, ale wiem, że gdyby tylko mama się o tym dowiedziała, miałbym wielkie problemy. Podniosłem swój ciężki obolały tyłek z łóżka i poszedłem się ogarnąć szybko do łazienki. Zawsze Oskar budził mnie klaksonem swojego auta, ale w związku z tym, co wczoraj powiedziałem, jestem przekonany, że nie chce mnie widzieć. Gdy już się ubrałem, zbiegłem na dół, chwyciłem kurtkę i pobiegłem do szkoły.
Gdy dobiegłem do szkoły, było już pięć po dzwonku. Szybkim tempem udałem się do klasy, mając nadzieje, że nauczycielka jeszcze nie dotarła. Niestety na mój pech tak nie było.

- Miło, że Pan się zjawił, Panie Adamie - oznajmiła z sarkazmem nauczycielka matematyki.
- Przepraszam, to się więcej nie powtórzy - odpowiedziałem i udałem się do swojej ławki. Usiadłem i wyciągnąłem książki. Oskar siedział z kumplem w innej ławce. Co się dziwić, trochę za dużo wczoraj mu powiedziałem. Lekcja ciągnęła się i ciągnęła. Na swoim ciele ciągle czułem wzrok Oskara, który patrzył na mnie jak na przestępcę.
Gdy lekcja dobiegła końca, spakowałem książki i wyszedłem z klasy, gdzie tam czekał na mnie Oskar.

-Chciałbym, żebyś oddał mi mój dysk!
- Dobrze oddam ci go po szkole. Jak chcesz, mogę ci go przynieść - stwierdziłem.
- Przynieś go jutro na zajęcia, ponieważ dzisiaj wychodzę z dziewczynami na balety - powiedział z uśmieszkiem na twarzy.
- Hmm.. A mogę iść z wami? - zapytałem.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - odpowiedział i odszedł w stronę szkolnej stołówki.


Nie miałem pojęcia, że można się tak obrazić. Rozumiem, doszło do wymiany zdań, ale nie sądziłem, że go aż tak zabolało. Znamy się od piaskownicy i kłótnie między nami były o wiele gorsze niż ta mała sprzeczka, która wczoraj miała miejsce. No ale cóż, kiedyś mu przejdzie.
Udałem się na stołówkę, gdzie zastałem Klaudię i Wiktorię śmiejące się z Oskarem. Wiedziałem, że nie chcą mnie pewnie przy jednym stole, więc usiadłem w rogu przy oknie, sam. Gdy zajadałem sobie pyszne śniadanie, które sobie kupiłem w szkolnym bufecie, podszedł do mnie Rafał i spytał:

- Czy mogę się dosiąść?
Nie wiedziałem powodu, dlaczego miałbym go spławić, więc odpowiedziałem, że nie ma problemu.


- Dzięki - powiedział, po czym usiadł i wyciągnął swoje jedzenie. - Chyba nie zbyt smaczne to szkolne żarcie? - spytał, a potem się zaśmiał.
- No nie jest najgorsze - odpowiedziałem. - Trochę przypomina w smaku wymiociny zmieszane ze spaghetti. - Zaśmiałem się.
- To musi być bardzo dobre - zauważył. - Powiedz mi, czy coś od poprzedniej nocy się wydarzyło? - zapytał stanowczym tonem.
- A co miałoby się niby zdarzyć? - odpowiedziałem z lekką obawą w głosie.
- Nie nic. Tak tylko pytam.

I tak zleciała moja przerwa na siedzeniu i rozmawianiu z Rafałem przy jednym stole. Gdy siedzieliśmy razem, widziałem wzrok wszystkich ludzi patrzących na nas, jak na dziwaków, albo potwory.
Tak naprawdę Rafał to porządku koleś. Na początku oceniałem go na podstawie wyglądu i plotek o nim, a taka jest prawda, że wydaje się zupełnie inny. Zawsze mama mówiła mi, żeby nie oceniać książki po okładce i w tym miała rację. Gdy już miałem wychodzić ze stołówki zauważyłem nagle, jak Klaudia siada na kolana Oskara i daje mu buziaka. Strasznie się wkurzyłem i zaczęło robić mi się gorąco, miałem ochotę coś rozwalić. Ten dupek dobrze wiedział, jak bardzo ona mi się podoba, a w złości zaczął ją podrywać. Miałem ochotę podejść tam do niego i strzelić mu z całej siły w twarz. Czułem się, jakbym miał zaraz wybuchnąć, jakby wszystko wokół mnie miało wystrzelić w powietrze. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Stoły na stołówce zaczęły drżeć a szkło i naczynia spadać z szafki. Nagle podleciał do mnie Rafał i wyprowadził mnie na podwórko.

- Co ty robisz, do cholery?! - krzyknął.
- Ja nic nie zrobiłem - odpowiedziałem.
- Przecież widziałem, prawie rozniosłeś stołówkę! - powiedział uniesionym głosem.
- Przestań mi wmawiać jakieś nadnaturalne zdolności, masz mnie za świra? - Spytałem, po czym odepchnąłem go i udałem się z powrotem do budynku.

GiftedWhere stories live. Discover now