Artyści

680 74 11
                                    


-Oczywiście, kochanie, że będę grzeczny... - Francis wymruczał wszyję swojego niewprawnie udającego nieobrażonego. Warto być milutkim, gdy wychodzi się na wieczór samemu. Wyglądając tak, jak Francis wyglądał. Więc obejmował Arthura ramionami, opierał brodę na jego barku i był cały uroczy. Sądząc po skrzywieniu ust i drgającej brwi niekoniecznie działało, ale Francis się nie przejmował. Mruczał dalej.
- Ty też bądź grzeczny, musisz dzisiaj skończyć ten rozdział – odpowiedzią na to było już jawne prychnięcie.
- Spóźnisz się – Arthur zaczął wyplątywać się z objęć narzeczonego, wciskając mu przy tym łokieć w żebra mocniej, niż było trzeba. Dedlajny mu będzie wypominać... Założył ręce na piersi, ze zniecierpliwieniem stukając palcami w ramię. Szkoda, że nie może pójść z nim na tą durną galę... - Idź już. Nie przynieś mi wstydu.
Francis nie poszedł jeszcze. Zajął się głębokim pocałunkiem i jeszcze garścią uspokajających słów. I spóźnił się, rzeczywiście.Nie był jednak jedyny – gala rozpoczęła się ze zwyczajowym półgodzinnym opóźnieniem. Ot, artyści.

-------------------------------

Światła i cicha muzyka smyczkowa, krzesła przystrojone materiałowymi szarfami, podwyższenie wyłożone czerwonym dywanem. Wszystkie kamery skierowane na pulpit wykuty z brutalnej miedzi i dyrektora Galerii Prze-Współczesnej. Kolorowe kobiety i kolorowi mężczyźni,z miękkimi uśmiechami oczekiwania wobec kolejnych słów: o okazji,o sponsorach, o kategoriach, o nadchodzących wynikach konkursu...Francis umierał z nudy.
Nie znał tu niemal nikogo, a na to, by kogoś poznać, musiał poczekać do bankietu i kuluarów. Teraz mógł tylko obserwować – w dodatku jedynie fragment trzech rzędów przed nim, by zbyt nie kręcić głową na boki; to niepolityczne.Siedział więc, z poczuciem ciężko wykonywanej pracy oceniając kolejnych laureatów statuetki "połówek wróbla". Doprawdy, ktoś, kto był odpowiedzialny za ten projekt powinien przemyśleć swoje umiejętności.
Ciekawiej – nie tylko dla niego, dla wszystkich! - zrobiło się, gdy to on został wezwany na podium – "w kategorii elektryzującej erotyki, "Hafty XI", pędzla Francisa Bonnefoya!". Nie był zdziwiony,oczywiście. Widział konkurencyjne obrazy. Wstał, uśmiechając się ślicznie, półskormnie. Już za pulpitem, ze statuetką w ręku i mikrofonem przed twarzą, wypowiedział kilka skrojonych jak na miarę zdań; pilnując, by nie brzmiały jak wyuczone na pamięć.
Wracając na swoje miejsce myślał, że znów będzie nudno –wtedy dostrzegł coś cudownego w jednym z rzędów, tuż poza zasięgiem politycznego obcinania wzrokiem "kolegów i koleżanek". Delikatna korekta siedzenia zapewniła mu rozrywkę na resztę oficjalnej części.
Francis zaczynał ocierać się o myśl, że dobrze, iż Arthur nie mógł przyjść razem z nim. Nie to, oczywiście, powie mu późną nocą, zdając relację z wieczoru, ale musiał przyznać przed samym sobą – nie mógłby tak beztrosko poświęcić się wpatrywaniu w dwóch obcych mężczyzn,gdyby miał ukochanego przy boku.
Uwielbiał pięknych ludzi, wiedząc już z doświadczenia, jak niemożliwe do wytłumaczenia jest niewinność jego fascynacji. Cóż to za różnica, czy z zachwytem wpatruje się w drzewo chylące się nad Sekwaną, czy w czyjś nagi obojczyk? Literaci to takie ograniczone dusze...

Nieznana mu para prezentowała się razem intrygująco, pełna kontrastów. Wydawali się lśnić, opromienieni światłem i własną wspaniałością. I byli cudownie homoseksualni! Francis był zachwycony, już zapisując sobie w pamięci cechy obu mężczyzn.

Ten, który siedział bliżej niego - albinos (samo w sobie przyciągało wzrok!) - wysoki,postawny (lecz subtelnie), białowłosy... Miał w sobie coś z totalitarnych plakatów propagandowych. Pomijając kolorystykę,raczej tych włoskich – wyraźnie zarysowana szczęka, prosta postawa, ogień idei w oczach (to Francis sobie dopisał; z tego miejsca nie mógł dostrzec jego oczu). Wrażenie pogłębiał czarny, ręcznie szyty garnitur, równie czarna koszula. (Ach,chciałby się dowiedzieć, czy miał do tego długi płaszcz i skórkowe rękawiczki! Będzie musiał go złapać przy wyjściu.)
Gdyby nieczerwona spineczka wpięta w krawat i te hipnotyzujące oczy, i delikatna barwa ust, wyglądałby niemal jak czarno-biała fotografia. Poetyckie!
Drugi - było widać, że są razem po splecionych dłoniach i tych iskierkach, które lśniły wokół - był o głowę niższy. Siedząc tuż obok tej czerni i bieli jeszcze jaskrawiej odznaczał się kolorami – butelkową zielenią marynarki w drobne, błyszczące punkciki w tym samym kolorze...Czyżby były to kocie mordki? Włosy miał złote, karnację złoconą, usta miękko różowe. Francis aż westchnął, gdy nieznajomy nachylił się, by tymi różowymi ustami szepnąć coś do ucha albinosa.

Artyści (Hetalia)Where stories live. Discover now