Początki #1

20 4 2
                                    


Siedziałem na dachu bloku mieszkalnego i powiedzmy szczerze całkowicie pustego bloku mieszkalnego. Zastanawiałem się jak do jasnej cholery mogło dojść do takiego obrotu spraw. Sytuacja wyglądała tak że aktualnie populacja na ziemi zmniejszyła się o połowę z powodu wirusa... Mianowicie chodzi o apokalipsę zombie. Jesteśmy w USA, wirus rozpętał się akurat w czasie w którym odbywało się kilkudniowe spotkanie u Ameryki. Cholera jasna! Te skurwysyny o mało nas nie zabiły ! Niestety Rosja został zarażony ... Tak, ten olbrzym dał się zarazić temu cholerstwu! Na zewnątrz pozostałem opanowany, ale w środku gotowało się coś we mnie. Właściwie straciliśmy dwie osoby: wcześniej wspomnianego Rosję i Natasze. Natasza w akcie rozpaczy po przemianie brata rzuciła się z dachu. Aktualnie byli ze mną: Felicjano, Francja, Anglia, Japonia, Chiny, Hiszpania, Prusy i Ameryka. Oni byli na tym spotkaniu i zdołaliśmy jakoś uciec. Teraz ukrywamy się na dachu budynku. Nikt nie ma pojęcia co zrobić. Nikt nie wpadł na pomysł w trakcie ucieczki żeby zabrać ze sobą choćby telefon, ale ta kwestia została rozwiązana za pomocą budki telefonicznej z której postanowił skorzystać Jones. Zadzwonił on do swojego szefa, a ten wyjaśnił mu że jest w bazie bezpieczeństwa gdzie trwają prace nad lekiem. Podał lokalizacje i okazało się że baza znajduje się w strefie 51, czyli w stanie Nevada. Postanowiliśmy tam dotrzeć. Zombie są wszędzie i wszyscy się boją. Dużo personifikacji

boi się o inne kraje które miały dojechać na spotkanie więc atmosfera jest nerwowa podsyca to jeszcze widok marzącego się Felicjano. Zaraz mi nerwy puszczą. Nie dość że stajemy przed śmiertelnym zagrożeniem to jeszcze ten płacze! Nie mamy nawet jedzenia i picia ani nawet broni. Scheiße.

- Doitsu ! - Włochy brutalnie przerwał Ludwikowi kontemplację- Jestem głodny!

- Włochy... Nie mamy jedzenia. - Niemcy próbował zachować spokój- Jak będę miał jedzenie to Ci je dam.

- Yhym... - mruknął Włoch i położył się na kolanach Niemca. Ten już miał coś powiedzieć, ale zrezygnował.

- Słyszycie to? - Hiszpania z niepokojem przysłuchiwał się dziwnym odgłosom dochodzącym zza drzwi na dach.

- Scheiße! - Prusy zaklął także słysząc charczenie i warknięcia.

- WSZYSCY WSTAWAĆ I ZEBRAĆ SIĘ WOKÓŁ MNIE ! - Ludwig wrzasnął tak że nawet Ameryką przestał się drzeć że wszystkich uratuje - PEWNIE ZARAZ BĘDZIEMY MUSIELI UCIEKAĆ WIĘC MUSIMY TRZYMAĆ SIĘ RAZEM ŻEBY NIKOGO NIE ZGUBIĆ, JASNE ?!- spytał dla pewności.

- Tak. - powiedziały chórem personifikacje nie chcąc bardziej denerwować młodszego z braci Beilschimidt. W tym właśnie momencie metalowe drzwiczki wypadły z zawiasów ,a w otworze widniała na wpół przegniła kreatura z powykrzywianymi członkami. Felicjano wskoczył na plecy Ludwikowi zanim ten zdążył coś powiedzieć, ale w końcu pozwolił trzęsącemu się ze strachu Włochowi zostać na jego plecach. Ktoś wydał z siebie dźwięk obrzydzenia na widok istoty jak się okazało to był Anglia który był bliski zwrócenia śniadania, ale był podtrzymywany przez Francje. Istota zaczęła powoli zbliżać się do personifikacji które stały niebezpiecznie blisko krawędzi dachu. Zaraz za kreaturą szły trzy kolejne monstra śliniąc się niemiłosiernie. Wszyscy nagle zobaczyli że stwory są na tyle wolne że można je wyminąć i zejść z dachu. Pozostał tylko jeden problem, w środku mogło być więcej zombie. Pierwszy w kierunku drzwi rzucił się Chiny, a za nim reszta. Zaczęli szybko zbiegać po schodkach do windy. Niestety tak jak się spodziewali były tam zastępy mózgożerców. Anglia zaczął w panice naciskać guziki windy patrząc przy okazji na zbliżające się żywe zwłoki. Winda nareszcie przyjechała i kiedy już tylko Felicjano i Ludwig zostali na zewnątrz winda zaczęła się zamykać.

- Wchodźcie ! - krzyknął przerażony Francis.

W tym momencie Ludwig rzucił Felicjano w ostatnim momencie przed zamknięciem kabiny. Włoch upadł na Kiku i zaczął krzyczeć coś w stronę Niemiec, ale blondyn go nie słuchał, był teraz zajęty tym jak uciekać przed otaczającymi go zombie. I nagle wymacał coś w kieszeni spodni. To był pistolet ! Jak mógł o nim zapomnieć ?! Sprawdził czy jest naładowany i zaczął strzelać. Kilka stworów padło na ziemię torując ty samym przejście Ludwikowi. Aryjczyk zaczął zbiegać po schodach w ucieczce przez potworami które zaczęły iść za nim. Zombie w dziwnie szybkim tempie jakby spadały ze schodów przechodząc na raz kilka stopni. Niemcy przyspieszył bieg. Był już na ostatnim półpiętrze. Widział wyjście z budynku. Podbiegł do drzwi i szarpiąc otworzył je i wybiegł z bloku zamykając kreatury w środku. Był z siebie dumny.

- DOITSU ! - dało się słyszeć wrzask radości Włocha który z daleka z policzkami jeszcze mokrymi od łez biegł w stronę Luda.

- Mon cheer ! - wykrzyknął Francja.

- OMG - powiedzieli zgodnie USA i UK.

- Aru!

- Doitsu- san !

————————————————

- ŚWIĘTA MARIO !- wrzasnął Feliks Łukasiewicz, dumna personifikacja Rzeczpospolitej Polskiej - Skąd te zjebane monstra się tu wzięły?!

- Ja nie wiem... - powiedział Tolys, personifikacja Litwy.

- To jest totalnie generalnie pojebane, Licia ! - powiedział Polak.

W tym momencie do Litwina zadzwonił telefon:

- Halo? - powiedział Litwa.

- Hej Tolys! Z tej strony Finlandia.

- Hejka Tino! Możesz mi wyjaśnić co tu się do cholery ciężkiej dzieje ?!

- Właśnie w tej sprawie dzwonię - powiedział Fin- właśnie jadę razem z Danią, Szwecją, Norwegią i Islandią w kierunku Waszyngtonu.

- Ja też. Jadę z Polską. Jedziemy sobie i jedziemy, a tu nagle jakiś stwór rodem z horroru mi na drogę wyłazi. - powiedział przejęty do szpiku kości Litwin.

- No... To Ameryka przed chwilą dzwonił i mówił że ma zaraz zadzwonić do szefa, ale najpierw chciał się z kimś skontaktować, a jako że pamiętał numer Matthias'a to zadzwonił do niego i opowiedział że to jakiś wirus. Dzwonił jakieś 1,5 godziny temu. Jedziemy tam bo chcemy pomóc.

- Dobra. My też chyba spróbujemy. Prawda Felek ? - Litwin chciał usłyszeć opinię Feliksa

- Tak ! - Fin usłyszał głos Polaka w słuchawce.

- To załatwione! - rzekł Tino- Bądźcie pod telefonem.

- Jasne! Zobaczymy się na miejscu Tino. - odparł Litwa.

- Pa !

————————————————

- Roderich... - zaczęła Eliza- Co się tu dzieje ?

- Nie wiem Węgry... -odpowiedział Austria który prowadził niemiecki samochód- Pewnie jakiś wybuch radioaktywny.

- Boję się... - szepnęła Eliza patrząc przez szybę auta na kreatury.

- Spokojnie - zapewniał Roderich - będzie dobrze...

- Mam nadzieję.

————————————————

Olena płakała w swoim małym passacie. Przed chwilą dowiedziała się od Finlandii że jej rodzeństwo należy już do przeszłości. Pomimo tego że była beksą to nie pamietała kiedy ostatnio płakała aż tak. Pękło jej serce. Dowiedziała się od Fina że jej rodzina nie żyje, a ten z kolei dowiedział się od Alfreda. Al powiedział Tino że ma o tym powiedzieć tylko Olenie. Oczywiście nordycy wiedzieli tak samo jak Państwa Osi czy Alianci, ale na przykład Feliks i Tolys nie wiedzieli. Nie wiedzieli też Elizabeta i Roderich. Ukraina przez chwilę myślała nad tym wszystkim zalewając się łzami, ale po chwili zdecydowała: ,, Pojadę i p-pomogę! Zrobię to dla Ivana i Natalii !". I tym oto sposobem personifikacja Ukrainy zaczęła jechać w stronę stolicy Stanów Zjednoczonych.

————————————————

Vash jechał Jeep'em przez pustkowie myśląc nad tym co przed chwilą zobaczyli, co zobaczyli on i Lily. Były to zombie. Lichtenstein strasznie się bała i łkała na tylnym siedzeniu wojskowego auta. Vash próbował uspokajać siostrę, ale nie potrafił. Jak na złość komórka mu się wyładowała i nie mógł się z nikim skontaktować. Pomimo tej całej dziwnej sytuacji postanowił jechać do Waszyngtonu.

KILL or BE KILLED [APH]Where stories live. Discover now