Rozdział 19 (1/3 maratonu)

50 16 5
                                    

Zapraszam na maraton ♥ 


Otworzyłam szeroko oczy. Powoli wstałam z łóżka i udałam się do łazienki aby się przebrać. Śnieg prószył, mieniąc się na wszystkie możliwe kolory. Po zobaczeniu tego widoku od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Niestety nie trwał on długo, ponieważ w mojej głowie pojawiły się znane mi wibracje. Mój wróg. No cóż, lekarstwo przestało już działać. Musiałam zażyć je jeszcze raz. Tak dobrze się czułam, bez tego bólu głowy. Postanowiłam, że zaraz pójdę do tej samej lekarki co wcześniej i poproszę o tabletkę. 

Ubrałam się i ruszyłam korytarzem. Nie musiałam długo szukać kobiety, stała przed drzwiami do sali medycznej. Tak więc podbiegłam do niej aby sobie nie poszła. Lekarka oderwała wzrok od papierów, trzymanych przez nią w ręce i spojrzała na mnie. Oczywiście z uśmiechem, a jakże inaczej.

- Ooo! Dobrze się spało? - zapytała patrząc mi w oczy. Jej uśmiech był lekko dziwny. Jakiś taki podejrzany.

- Yyy... Tak. - odpowiedziałam ale nie zdążyłam zadać pytania, ponieważ pracownica mnie uprzedziła.

- Co panią tu sprowadza? - zapytała szczerząc się jeszcze bardziej. Zamrugałam szybko oczami i przypomniałam sobie co tak naprawdę tu robię.

- Chciałam zapytać, em, czy ma pani może jeszcze te tabletki na ból głowy? Wcześniej bardzo mi pomogły i.... mogę zażyć jeszcze jedną? - powiedziałam z krzywym wyrazem twarzy, bawiąc się rudymi włosami. Już wiedziałam skąd się wziął ich kolor.

Kobieta posłała mi ciepły uśmiech i odpowiedziała:

- Oczywiście kochanie! Zaraz przyniosę. Zostań tu gdzie stoisz dobrze? - kiwnęłam głową na znak posłuszeństwa i patrzyłam jak lekarka odchodzi. 

Z niecierpliwością czekałam na kobietę. Na szczęście po paru minutach przyszła. W ręce trzymała małą, białą tabletkę. Identyczną co wcześniej. Bardzo mi ulżyło gdy ją zobaczyłam, a moje usta uformowały się w uśmiech.

- Naprawdę, dziękuję. - grzecznie podziękowałam i popędziłam do swojego pokoju. 

Musiałam się czegoś napić. Całe szczęście miałam dostawę wody do pomieszczenia, w którym znajdowało się moje posłanie. Przynieśli mi kilkanaście trzylitrowych butelek wody, abym nigdy nie była spragniona. Skorzystałam z tego daru, i razem z napojem połknęłam lek. 

Minęło znowu zaledwie kilkanaście sekund, a wibracje ustały. Ufff.... Nareszcie spokój. Upragniony spokój. 

Chwyciłam telefon i próbowałam go włączyć, ale nic z tego. Rozładował się. Tak jak moja cierpliwość do niego. 

Przez chwilę myślałam co ze sobą zrobić. Położyłam się na łóżku i postanowiłam, że spróbuję odespać te wszystkie wrażenia jakie przyniosła mi ta wyprawa. Było ich zdecydowanie za dużo, a moje ciało było zbyt przemęczone. 

Z jednej strony ciszyłam się, że wyruszyłam w tę wyprawę, ponieważ poznałam brata, którego mi wcześniej odebrano, z nieznanych mi powodów. Z drugiej strony bałam się co jeszcze się wydarzy. Nie byłam na to przygotowana. A zwłaszcza na fakt, iż nie jestem człowiekiem. Nigdy wcześniej nie słyszałam to innych gatunkach istot żyjących na ziemi, prawie identycznych jak ludzie. Dlaczego nikt mnie o tym nie poinformował?

Na moim karku spoczywał jeszcze stres związany z pisaniem matury. W końcu niedługo skończyłabym liceum. A teraz nie było mnie już prawie tydzień w szkole. Jak ja to miałam niby nadrobić! Masakra....

Głęboko odetchnęłam i zamknęłam oczy. Uspokajając się, liczyłam od stu do zera. Relaksowało mnie to jak nic innego. Po chwili zatonęłam w ciemności.


*


Przechodziłam obok różnych obrazów, przyglądając się im uważnie. Tylko na nich były ukazane inne kolory niż biały. Wreszcie! Czyli jednak nie popadli w totalną paranoję, i nie są jakoś chorzy psychicznie. Chociaż.... Zaczęłam się zastanawiać co tak dokładnie ukazywały malowidła, ale myślenie przerwała mi czyjaś rozmowa. 

- Teraz?! Jest tu?! Muszę go dopaść! - był to męski głos. Znałam go, lecz nie pamiętałam skąd.  

- Uspokój się! Nie ma na to czasu! Jeszcze zaczekaj. Przyjdzie taki moment gdy będziesz mógł zrobić to, co ci się tylko podoba. - odezwał się drugi głos a serce mi stanęło. Miałam prawie stuprocentową pewność, iż mój mózg wiedział o kogo chodzi. Nie.... To nie mógł być on. 

- Muszę mu odebrać to, co należy do mnie! A ty dobrze wiesz co! - krzyknął początkowy głos. Był wściekły. Coraz bardziej żałowałam tego, że nogi zaprowadziły mnie aż tu. Nie powinno mnie tam być. Jak mogliśmy przybyć do tego szatańskiego ośrodka! Przez niego totalnie mi już odwalało. Lekarstwa, jakieś głupie rasy, nienormalni pracownicy i jeszcze do tego znajome głosy!

- Nadejdą lepsze dla nas czasy. I będziesz mógł wtedy odebrać mu coś więcej niż to co ci zabrał. I jeżeli znajdziesz sposób... Będziesz mógł z przyjemnością odebrać mu życie. Tylko pamiętaj, że  jest nieśmiertelny. Więc nie wiem jak to zrobisz. - po tych słowach włosy stanęły mi dęba. Zabić? Chcą kogoś zabić?! Nigdy nie czułam się bezpieczna w tym ośrodku, ale to była już przesada. Musieliśmy się stąd jak najszybciej wynosić. 

- Znajdę sposób. - powiedział mrocznie.

Zaczęłam się cicho wycofywać. Krok za krokiem, czułam jakby każdy patrzył na mnie. Jakby odkryli, że ich podsłuchiwałam.... Było by bardzo źle. Wręcz katastrofalnie. 

Gdy byłam kilka metrów od pokoju, w którym prowadzona była konwersacja, szybko odwróciłam głowę. To był błąd.

- A gdzie się nasza księżniczka wybiera?




Siemka! To dopiero początek maratonu ♥ 

Zapraszam do dalszego czytania ♥

Miłego dnia! (lub nocy ♥)







Wszystko, a zarazem nicWhere stories live. Discover now