...the more you have

109 21 5
                                    

- Słucham.

- To ja.

W słuchawce przez chwilę dało się słyszeć szum samochodu, prowadzonej przez kogoś dyskusji i kolęd. Gilbert mocniej zacisnął dłoń na poskręcanym kablu starego aparatu.

- Co tak nagle dzwonisz? - odezwała się ponownie Węgry. W jej głosie oprócz zdziwienia dało się słyszeć ulgę, jakby bała się, że Gilbert już więcej się do niej nie odezwie. - Mieliśmy się zobaczyć na konferencji...

Prusy rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował: pachniało w nim igliwiem z niewielkiej choinki, z pieca kaflowego biło przyjemne ciepło, a trzeszczący odtwarzacz przygrywał właśnie "Serenadę księżycową" Millera. Za oknem dało się dostrzec dworcową tablicę z nazwą miejscowości, częściowo oblepioną śniegiem. Gilbert westchnął.

- Nie uwierzysz, co mi się przytrafiło - powiedział.


- Feliciano, na litość boską, pospiesz się z tym zamawianiem! Śnieg nas zasypie i nie dojedziemy na czas!

- Może weźmiemy mu hot-doga? Też na pewno zgłodniał...

Niemcy zmełł w ustach przekleństwo i spojrzał przez okno stacji benzynowej na stojący obok dyspozytora samochód, pokryty cienką warstwą śniegu. W środku, zawinięty w kurtkę na tylnym siedzeniu, spał jego brat, który nawet nie zauważył, że zatrzymali się na krótki postój.

Gilbert cały dzień miał skwaszony humor, a wszystko dlatego, że kiedy po wielu stuleciach w końcu zebrał się na odwagę, by zaprosić pewną Węgierkę na Święta, ta wykręciła się zaplanowanym wcześniej wyjazdem z przyjaciółmi na specjalną świąteczną konferencję. Choć Prusy początkowo się obraził, gdy tylko usłyszał, że na ten sam wyjazd wybiera się Ludwig, bezczelnie doczepił się do zaoferowanej przez Feliciano podwózki. Przez całą drogę dogadywał bratu i zaczepiał Włochy, będąc bardziej nieznośnym, niż zazwyczaj. Dopiero niedawno zasnął, znudzony nerwowymi reakcjami Ludwiga i ukołysany ciepłem samochodowego wnętrza.

Gilbert sam sobie był winien, że tak późno wyskoczył z zaproszeniem, ale dlaczego jego brat musiał to znosić? Ludwig westchnął.

- No dobrze - powiedział w końcu i zwrócił się do pryszczatego sprzedawcy za ladą. - Poprosimy jeszcze jednego, z musztardą.

Młodzik posłał mu zniechęcone spojrzenie, jakby realizacja zamówienia była ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę, i z ociąganiem sięgnął do opiekacza po bułkę. Niemcy właściwie nie dziwił się jego postawie. Była Wigilia, więc chłopak chciał pewnie spędzić ją z bliskimi, a nie obsługiwać klientów, którym jak na złość kończyła się benzyna i burczało w brzuchach.

Wsiedli do auta, Ludwig na miejscu kierowcy, pozwalając wygłodniałemu Feliciano zjeść swojego hot-doga. Śnieg padał coraz intensywniej, więc Niemcy obawiał się, że mogą nie zdążyć na wigilijną konferencję. Samochód toczył się jednak powoli, rozgarniając nawarstwiający się śnieg na pustej drodze, nad którą powoli zapadała ciemność.

- Nie budź go, niech jeszcze śpi - powiedział Ludwig, gdy Feliciano chciał sięgnąć za siedzenie do barłogu z kurtek. - Przynajmniej będziemy mieli spokój przez jakiś czas.

Feliciano zaśmiał się cicho.

- Tak naprawdę cieszysz się, że się z nami zabrał, prawda? - zapytał, oblizując palce z keczupu. Ludwig przez chwilę milczał.

- Tak - odpowiedział w końcu. - Bardzo się cieszę, że nami jest.

Czując na sobie intensywne spojrzenie Włoch, zarumienił się lekko. By ukryć zażenowanie, sięgnął do radia. Z głośników popłynęli The Beatles i ich "Oh, darling".

The more you give... || Xmas PruHunWhere stories live. Discover now