Rozdział 4

84 8 1
                                    

-"Świerkowy Azyl"? - zapytał Seba, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.

- Tak nazywa się to miejsce, idioto. – odpowiedziała Lux i weszła do pomieszczenia. On szedł zaraz za nią, uważając, gdzie stawia kroki.

Rozejrzał się dookoła. Sala przypominała swojego rodzaju stołówkę; drewniane ławy, kufle z trunkami oraz ich właściciele, wymachujący nimi na wszystkie strony. Gdzieś zauważył psa wyjadającego zawartość talerza, który znalazł się na podłodze, a zaraz obok leżał śpiący mężczyzna przytulony do noża kuchennego. Jeszcze kilka kobiet i ich dzieci zebrało się przy stole, który stał obok dużego kominka i śpiewali wesoło.

Gdy jego towarzyszka się zatrzymała, stali przy ladzie. Rzuciły mu się w oczy postawione za nią beczki, zapewne z jakimś trunkiem.

Dziewczyna sięgnęła po drewnianą pałkę pod ladą i uderzyła nią kilka razy w blat.

- Pijaki jedne! Powiedziałem wam, że więcej wam nie doleję! - usłyszeli rozzłoszczony, męski głos wydobywający się z zaplecza. Po chwili pojawił się jego właściciel.

Sebę ogarnęło lekkie zdziwienie, ponieważ człowiek wyglądał dość niepozornie. Burza kręconych, czarnych włosów na jego głowie była pierwszą rzeczą, na którą chłopak zwrócił uwagę; okalały one podłużną twarz o trójkątnej, mocno zarysowanej szczęce, a na charakterystycznym, koślawym nosie, widniały okulary o czarnych szkłach zasłaniających jego oczy. Jego postura była raczej przeciętna, a ubrany w skórzany płaszcz i zieloną koszulę jeszcze bardziej sprawiał wrażenie normalnego. Chłopak miał jednak stuprocentową pewność, że tak nie jest.

- Mam dla ciebie przesyłkę, o którą prosiłeś, więc postaraj się być trochę milszy. - powiedziała z lekkim rozbawieniem niebieskooka i spojrzała na Sebastiana. Zdziwiony gapił się na nią, znowu nie rozumiejąc co miała na myśli.

- Mógłbyś podać Kargowi paczkę, czy mam ci ją wyjąć z ręki? - ton jej głosu wydawał się niewinny, a zarazem drwiący. Seba przypomniał sobie o istnieniu przedmiotu i jak najszybciej położył go na blacie.

- Czyżby to była nasza kochana Lux? - widać było, że nieznajomy był szczerze zdziwiony.

- Widzę, że napotkałaś jakiś problem po drodze. - powiedział żartem karczmarz i znacząco spojrzał na rycerza ortalionu z uśmiechem na twarzy. Schował pudełko pod ladą i się o nią oparł. Dres przypomniał sobie wtedy słowa towarzyszki.

- A to nie miało być niebezpieczne dla zdrowia po pół godziny? Czemu tak po prostu pan to chowasz? - jego oczy ujawniały lekki strach. Brunet tylko krótko się zaśmiał i zwrócił się do stojącej obok fioletowowłosej.

- Coś ty mu naopowiadała? - uśmiechnął się i dodał - Przecież to zwykły odstraszacz na lekko przerośnięte szczury - obydwoje parsknęli śmiechem na widok zdziwionej miny chłopaka.

- To one tak się wydzierają w tunelach? - zapytała dziewczyna, gdy już się uspokoiła - Muszą być ogromne, pójdę je później zobaczyć. Może nadadzą się do ćwiczeń.

- Ostatnio zaczęły się robić coraz śmielsze. Nie wydaje mi się, żeby cię zadowoliły, ale to ty tu jesteś ekspertem - przechylił się lekko w bok, aby spojrzeć na salę za nimi. Skrzywił się lekko i znowu spojrzał na nich. - Nie jesteście głodni? Mam jeszcze trochę gulaszu w kuchni.

Widząc błyszczące się oczy Lux Karg machnął tylko ręką na znak, żeby poszli za nim. Kuchnia znajdowała się zaraz za beczkami.

Był tu kominek, a w nim zawieszony nad paleniskiem kociołek z gotującą się wodą. Na środku pomieszczenia stał drewniany stół, na którym znajdował się garnek z gulaszem. Pod ścianami znajdowały się drewniane szafki i blaty kontrastujące ze srebrną lodówką i mikrofalówką, a kilku miejscach widać było wyloty tuneli.

Przygody Typowego SebyWhere stories live. Discover now