Śpiąca Kurewna

141 16 53
                                    

Dawno temu żył sobie król i królowa, a zwykli oni byli codziennie wspominać jak bardzo oboje pragnęli dziecka. Lecz ono wciąż nie przychodziło na świat. Zdarzyło się raz, że gdy królowa siedziała w kąpieli , z wody na ląd wyskoczyła żaba obiecując, że jej życzenie spełni się, a nim się obejrzy na świat wyda syna. Co żaba rzekła, to się też stało. Królowa urodziła synka, a był on tak piękny, że król nie posiadał się z radości i wydał wielką ucztę. Zaprosił nie tylko krewnych, przyjaciół i znajomych, lecz także mądre wróżki. W końcu każde "Co za przystojniak, a to po tatusiu" wprawiało go w dumę, była to bowiem świetna okazja do zdobycia komplementów, których królowi ostatnim czasy bardzo brakowało. Było ich trzynaście w królestwie, lecz król miał tylko dwanaście złotych talerzy, z których miały jeść. Jedna musiała zostać więc w domu, jednak król nie dbał o to. Jedna wróżka w tą czy w tamtą, żadna różnica. Uczta była zaiste wspaniała. Stół pełen aromatycznych pizz i ostro doprawionych kebabów. Raj dla irlandzkiego pazia. A gdy się już kończyła, mądre wróżki obdarowały loczka cudownymi darami: Pierwsza cnotą, druga pięknem (choć król uważał to za zbędne - w końcu młody miał go aż za nadto), trzecia bogactwem i wszystkim, czego sobie można na tym świecie życzyć. Gdy jedenasta wypowiedziała już swoje zaklęcia, weszła nagle trzynasta i nie pozdrawiając nikogo, na nikogo nawet nie patrząc, zawołał gromkim głosem: "Gdy skończy piętnaście lat, potchnie się o kabel i padnie martwy!" Nie powiedziawszy ni słowa więcej, odwróciła się i wyszła z sali. Wszystkich wypełnił lęk. Wtedy do przodu wyszła dwunasta, która jeszcze nie obdarowała dziecka. Nie mogła cofnąć złej klątwy, a jedynie ją złagodzić. "Niech to nie będzie śmierć, lecz stuletni głęboki sen w który zapadnie ," rzekła więc.

Król chciał ustrzec swe ukochane dziecko przed nieszczęściem. Wydał więc rozkaz, by zamknąć go w piwnicy, a kończyny skuć łańcuchami. Rozkwitły wszystkie dary mądrych wróżek co do joty, bo był piękny, pełen cnoty i roztropny, a każdy, kto go zobaczył, musiał go pokochać. Niestety nikomu nie było to dane, bo światło w piwnicy było na prawdę delikatne. Król jednak nie zniósł rozkazu. Zdarzyło się, że w dniu, kiedy kończył piętnaście lat, a króla i królowej nie było w domu, chłopiec został zupełnie sam w zamku. Od zawsze uwielbiał fikuśne spódniczki i mocny makijaż od czasu pojawiania się profesjonalnego poradnika na temat makijażu chłopaka do szkoły. Choć Harry wcale nie chodził do szkoły. Uważał, że w szkole marnować będzie swoje atuty. Wysunął dłonie z łańcuchów i opuścił piwnicę. Chodził po wszystkich kątach, oglądał izby i komnaty, jak miał ochotę. Zaglądnął do każdej szafy i szufladki wyciągając coraz to bardziej seksowne stroje. Wreszcie trafił do starej wieży. Idąc wijącymi się do góry schodami trafił przed małe drzwi. W zamku tkwił zardzewiały klucz. Kiedy go przekręcił, otworzyły się. Pośrodku małej izdebki znajdowała się oświetlona na tęczowo scena. Mikrofon stał na środku, a statyw błyszczał kusząco w słońcu. To wystarczyło by kurewna od razu znalazł się przy nim. Ujął mikrofon w dłonie, niewiele wystarczyło by chłopiec poczuł się na scenie jak w domu. Śpiewał tekst pozbawiony sensu, dopasowując go do nieistniejącej wcześniej melodii. Jego nogi wiły się jak węgorze podczas nieudolnej próby tańca. Jego wyobraźnia była niezwykle rozwinięta, bowiem niemal czuł koncertową aurę, tłumy ludzi u dołu wołających jego imię. "Heri, Heri" wrzeszczał razem z nimi, a spódniczka podwijała się do góry z każdym obrotem. "To ostatni utwór na dziś kochani" pisnął w stronę nieistniejącego tłumu. Słyszał ich poniecone krzyki w swojej głowie, wiedział, że nie tylko jego głos doprowadza ich do takiego stanu. Wiedział, że wyglądał seksownie i nie miał zamiaru okazać choć trochę skromności. Dlatego czuł się pewnie, gdy tańczył ponownie przypominając wieloryba w agonii. Ostatnia zwrotka, ostatni wers, ostani wyraz pozostał do końca, gdy Harold potchnął się o kabel mikrofonu. Wylądował na ziemi, a jego pociągające blade ciało wygięło się pod dziwnym kątem. Ostatnim co dane mu było usłyszeć, to przerażone krzyki z widowni. Potem zamknął oczy. A sen ten ogarnął cały zamek. Król i królowa wracali właśnie do domu i wchodzili do sali, gdy zaczęli zasypiać, a cały dwór z nimi. Zasnęły też konie w stajniach, psy na podwórzu, gołębie na dachu, muchy na ścianie, nawet ogień, który pełgał w kuchni, ucichł i zasnął, a pieczeń przestała skwierczeć. Kucharz, który właśnie chciał wytargać za włosy swojego kucharczyka, bo coś przeskrobał, puścił go i zapadł w sen. Zasnął też wiatr, a na drzewach przed zamkiem nie ruszył się ani jeden liść.

Wokół zamku zaczął rosnąć ciernisty żywopłot. Co roku był wyższy, aż w końcu zakrył cały zamek, lecz nie przestał rosnąć. Nie można było go już dostrzec, nawet chorągwi na dachu, lecz po kraju rozeszła się legenda o śpiącej Kurewnie, bo tak nazywano Harolda, tak że od czasu do czasu przybywali królewicze i próbowali przebić się przez ciernie. Nie było to jednak możliwe, bo ciernie, jakby miały ręce, trzymały ich mocno i nie puszczały. Zwisali na nich nie mogąc się uwolnić, by umrzeć wreszcie żałosną śmiercią. Po wielu wielu latach w kraju znowu zawitał pewien królewicz i usłyszał, jak jakiś mężczyzna opowiada o ciernistym żywopłocie, który miał sobą skrywać zamek.  Wiedział od swojego dziadka, że już królewiczów przybywało by spróbować przedrzeć się przez żywopłot, na którym przyszło i zawisnąć i umrzeć smutną śmiercią. Wtedy obiecał sobie, że przeleci kurewnę, nawet nieprzytomną. Uważał to za niezwykłe poświęcenie się dla nauki, dlatego MajGirlfrendElenor nie miała z tym problemu. Dziewczyna była znośna, jeśli nie kłapała dziobem jak rozjuszony kundel. Ale mimo jej częstych wybuchów, Louis (bo tak na imię miał młodzieniec) nie zostawił jej. Wierzył, że wola jego rodziców była słuszna.

Właśnie minęło sto lat, dzień w którym kurewna miał się obudzić. Louis zmierzał do wrot zamku nucąc pod nosem. Drzwi otworzyły się przed nim bez trudu. Rozglądnął się dookoła i musiał przyznać, ze zjawisko było niezwykłe. Jakby przechadzał się po obrazie rodziny królewskiej, bo wszystko utchwiło w bezruchu nawet głupie muchy nad sufitem czy ścianach. Jednak Louis nie przyszedł podziwiwać tu wnętrza, miał ochotę na kurewnę i to było jego głównym celem. I może na prawdę miał coś z Polaka, bo gdy zbliżał się do jego ciała czuł dodatkowe podniecenie na myśl, że kurewna będzie tym razem darmowy. Schylił się nad nim wdychając cudowny zapach ostrych różanych perfum.
- Kurewno - wysapał liżąc jego szyje, młody chłopak otworzył oczy wbijając zielone jak trawa tęczówki w szatyna. Płonęły porządaniem i Louis doskonale to wiedział, jednak nie wiedział, że miał być kurewki pierwszym.
- Oops - szepnął, gdy stróżka jego własnej śliny skapła kurewnie do ucha.
- Hi - wyszeptał młodszy wyciagąjąc przed siebie dłonie jak dzidziuś. Chciał się przytulić, ale Louis nie kłopotał się z tym, pozbawił ich obojgu ubrań uśmiechając się szyderczo. A potem wszystko potoczyło się tak szybko. Wiedział, że jest w tym dobry gdy kurewna jęczała pod nim głośno, wiedział, że zbudzili odgłosami cały zamek i stał się bohaterem, wiedział też, że rodzice kurewek kochają bohaterów, ślub miał jak w banku. A MajGirlFrendEranor? Cóż ona była mniej ważna.

***
Na prośbę shynka :)

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 26, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Śpiąca Kurewna Where stories live. Discover now