Część 2

44 8 35
                                    

Mrugnięcie okiem i znaleźli się z powrotem w bunkrze Ludzi Pisma, choć nie w sypialni Deana, a na progu kuchni – zadymionej i pachnącej przepalającymi się bezpiecznikami.

- Hej, a drzewko z samochodowymi odświeżaczami powietrza i eggnog z nadmiarem whisky od Sama gdzie? – zaprotestował gwałtownie Dean. – To były naprawdę niezłe święta! Chociaż fatalny rok...

- Nie moja wina – rozłożył ręce widmowy Bobby, ani trochę nie poruszając przy tym zasłony dymnej otulającej przestronną kuchnię. – Jedno zdarzenie na czas przeszły, teraźniejszy i przyszły. Mówiłem, ci, oszczędności...

- I to ma być teraźniejszy? – oburzył się Dean, pociągając nosem. – Nie pamiętam, żebym podpalił kuchnię przed pójściem do łóżka.

- Bo to nie ty ją podpaliłeś – zaśmiał się Bobby, wskazując na Sama w rozchełstanej koszuli w kratę wyciągającego z piekarnika blachę pełną przypalonych pierniczków. Dobrze, że używał kuchennych rękawic. Szkoda, że nie założył gogli, bo oczy łzawiły mu od dymu. Do kuchni wpadł Kevin z gaśnicą w ręku, przy okazji przechodząc na wskroś Deana, który poczuł mrowienie, jakby ktoś połaskotał go od środka.

- Sam? – zapytał zdenerwowany Kevin, nie wiedząc, czy użyć gaśnicy, czy też nie i czy przypadkiem nie warto by ogłuszyć nią Sama, żeby przestał wygłupiać się z pieczeniem.

- No co? – zirytował się młodszy z Winchesterów, odstawiając blachę na kuchenkę, kaszląc i machając ręką przed twarzą, jakby chciał rozgonić siwy dym. – Wstawiłem do pieca i zamyśliłem się...

- Człowieku, chyba zapadłeś w sen zimowy – westchnął Kevin, ostatecznie pozbywając się gaśnicy na rzecz kuchennego stołu i stając w bezpiecznej odległości, czyli w drzwiach, gdzie już było dosyć tłoczno. – Dobrze, że nie zainstalowali tutaj zraszaczy.

W tym momencie nad głową Sama coś zasyczało i wodna mgiełka rozprysnęła się na wszystkie strony, zraszając mu głowę i ramiona, zwęglone ciastka wraz z syczącą blachą oraz pudełko po cieście piernikowym w proszku, plus miski, miseczki i łyżki porozkładane na kuchennym blacie.

- Może jednak zainstalowali – podsumował ze stoickim spokojem Kevin, gdy Sam wzdrygnął się nerwowo, zgarnął ze stołu talerz z upieczonymi wcześniej, nie przypalonymi piernikami w kształcie pentagramów i uciekł z nimi na korytarz, jak najdalej od żywiołów rozszalałej wody i zadymionego powietrza. Po drodze również przeszedł przez Deana, który zaczynał czuć się jak autostrada szybkiego ruchu.

- Te wyglądają nieźle – uznał Bobby spod daszka czapki, obrzucając unoszony przez młodszego Winchestera talerz z piernikami spojrzeniem pełnym aprobaty. – I zawsze robił dobre naleśniki.

- Mówiłem, że ma zadatki na Marthę Stewart – bąknął Dean, patrząc jak zraszacz walczy z dymem, przy okazji zalewając pół kuchni. Będzie co sprzątać. – I jakie słuszne ciasteczkowe kształty.

- Dobrze, że nie napiekł piernikowych ludzików – byłoby głupio odgryzać im główki – prychnął Bobby, kierując się za Samem w stronę biblioteki i holu.

- Albo nóżki – parsknął Dean, posłusznie ruszając za nim niczym za przewodnikiem stada. – Wszystkie chciałyby rentę, jak ten mały ze Shreka.

- Chłopcze, jesteś barbarzyńcą – oznajmił z niesmakiem duch Bobby'ego.

- I to coraz głodniejszym – wyszczerzył zęby Dean.

Zrobił kilka kroków i zatrzymał się jak wryty na schodkach oddzielających otwarty korytarz od biblioteki. Rzucające bursztynowe światło lampy o kwadratowych kloszach były tam, gdzie zawsze, podobnie jak te wiszące - w kształcie latających talerzy i te trójkątne, zawieszone na filarach. Krzesła o niewygodnie wygiętych oparciach i zielonej wyściółce oraz mahoniowe stoły stały na swoich miejscach. Za to bordowe zasłonki kryjące przyrządy astronomiczne ozdobiono wielobarwnymi lampkami przypominającymi świetlny wodospad. Kolejny sznur kolorowych światełek oplatał świerk stojący pomiędzy filarami i osadzony w plastikowym wiadrze z ziemią, na oko wyższy od Sama, jeszcze nie wystrojony, ale pachnący jak tysiąc samochodowych odświeżaczy powietrza o zapachu leśnego igliwia. Kapiąca ze świerku woda świadczyła, że został przyniesiony niedawno i dopiero co zaczął odmarzać.

Opowieść prawie wigilijnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz