Rozdział 1

2.7K 132 7
                                    

Nagle upadłam na trawę, która pokrywała większość Letty - niewielkiej planety, na której przyszło mi żyć. Mimo tego, jak głębokie oddechy starałam się brać, wciąż czułam, jakbym miała gigantyczny głaz na klatce piersiowej.

– Nesvia! – krzyknęła moja przyjaciółka, z którą to zbierałam zioła dla jej matki zajmującej się leczeniem całej wioski. – Co się stało?!

– Luke Skywalker odszedł... – szepnęłam z takim trudem, jakby każde słowo miało być moim ostatnim. Blondynka uniosła mnie na tyle, bym mogła usiąść, co sprawiło, że poczułam się trochę lepiej. – To ta chwila.

– Czekaj, spokojnie. – złapała mnie za ramiona. Mimo tego jak drobna była, miała dużo siły. – Może po prostu zasłabłaś, dziś jest wyjątkowo gorący dzień...

– Mish. – przerwałam jej. – To moje przeznaczenie.

Jej błękitne oczy patrzyły na mnie ze smutkiem, ale wiele razy mówiłam, jej, że ten dzień musi kiedyś nadejść. Zdawałam sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie są to moje ostatnie momenty na Letcie, ale dla tej chwili żyłam i ona musiała to zrozumieć.

Plecak od dawna czekał w małej szafie niewielkiego domku na swój moment. Jeszcze raz omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie: ta chatka, która przedtem była jaskinią, służyła mi wiele lat, właściwie całe moje dorosłe życie. Wszystko zbudowałam sama, ale w tamtym momencie wolałam nie tracić czasu na sentymenty. Na zewnątrz już czekała na mnie Mish oraz jej matka, wyglądające jak dwie krople wody.

– Przygotowałam statek, zgodnie z umową. – powiedziała starsza z kobiet. – I prowiant oraz kilka maści, gdyby ci inny klimat nie służył. Paliwa powinnaś mieć na tyle, by znaleźć Leię Organę.

– Dziękuję wam za wszystko. – uścisnęłam je obie, po czym weszłam do środka. Przez całe moje życie przeczytałam wszystkie istniejące książki o Jedi, które dostawałam systematycznie odkąd nauczyłam się czytać. Pilotażu tego typu statku również nauczyłam się z książek, natomiast praktyka pokazała, że dobrze się przygotowałam do tego dnia. Pozwoliłam sobie już w przestrzeni kosmicznej spojrzeć na całą planetę: jej zieleń przecinały liczne rzeki oraz małe morza. Uśmiechnęłam się delikatnie, jednakże przede mną znajdowała się długa droga, którą musiałam pokonać.

Dzięki hipernapędowi podróż trwała krótko. Sprawdziłam jeszcze raz współrzędne, jednak były zgodne z tymi, które dostałam na Letcie. Znajdowałam się natomiast nad kraterem, który jeszcze się tlił.

– Więc to jest D'Qar... – mruknęłam do siebie. Zaraz potem kontrolka paliwa zaczęła mrugać na czerwono. Nie miałam innego wyboru, musiałam wylądować na poszarzałej planecie.

Gdy właz się otworzył, do moich nozdrzy dotarł ostry zapach spalenizny. Zdecydowałam się wyjść i poszukać kogokolwiek, ale z tego, co wiedziałam o tej planecie, znajdowała się tam jedynie baza Rebelii. Podniosłam gorący kamień i ze złością cisnęłam nim w resztki drzewa, które, zwęglone, zamieniło się w popiół. Nie tak wyobrażałam sobie początek mojej przygody. Miałam tutaj znaleźć Leię i prosić o dołączenie do Rebeliantów, by dowiedzieć się co z Jedi, a zamiast tego spacerowałam po resztkach ich bazy. Mimo że zdawało mi się to bezcelowe, postanowiłam obejść teren wokół i znaleźć kogoś, kto mógłby przeżyć wybuch. Tłumiłam w sobie frustrację, kiedy jedyne, co znajdowałam to pustka.

– JEST TU KTOŚ? – krzyknęłam, obracając się dookoła. – HALO!

Z bezsilności usiadłam na powalonym konarze i ukrywszy twarz w dłoniach, analizowałam swoje położenie. Prawdopodobnie umrę na tej planecie, bo nikt się nią nie interesuje. Nie ma co liczyć na paliwo, bo jeśli jakiekolwiek by mieli, już dawno wybuchło.

Nagle usłyszałam krótki, elektroniczny pisk. Poderwałam się na równe nogi i zaczęłam się rozglądać. Cisza ponownie ogarnęła D'Qar, ale ja już wiedziałam, że sama nie jestem. Szelest przede mną zdradził położenie najprawdopodobniej jedynego ocalałego, nim sam się ujawnił.

– Droid astromechaniczny... – szepnęłam do siebie. – Witaj. Zostawiła cię Rebelia?

Kilka dźwięków wydanych przez niego utwierdziło mnie w podejrzeniach.

– Nie wiesz może gdzie są? Szukam generał Lei Organy.

Niestety, nie wiedział. Moja niespodziewana nadzieja zgasła równie szybko, co się rozpaliła.

– Nie martw się. Damy sobie radę. Wydostaniemy się stąd razem.

Tak musiało być |Star Wars|Where stories live. Discover now