Wigilia

725 63 68
                                    

Sherlock z niekrytym zaciekawieniem przyglądał się Johnowi, który prasował właśnie obrus żelazkiem wyciągniętym z najciemniejszych zakątków ich mieszkania. W zasadzie, doktor po prostu wygrzebał je spod łóżka bruneta, ale ten perfekcyjnie udawał, że nic o nim nie wiedział, i że to wcale nie z powodu jego niebotycznego lenistwa pani Hudson miała zawsze dwa razy więcej prasowania.

W tej chwili blondyn zaczął nieświadomie kręcić biodrami w rytm lecącego w trzeszczącym radiu „Last Christmas". Holmes przełknął ślinę i odwrócił wzrok, powracając do pilnowania barszczu. Na jednym z blatów widniały już pierwsze potrawy – pierogi z kapustą i grzybami (John spędził dwie godziny na uczeniu przyjaciela, jak robić falbanki, ale w końcu udało im się razem ulepić piękną porcję), szuba, którą mężczyznom zostawiła litościwa pani Hudson, kluski z makiem (Sherlock wciąż upierał się, że wyglądają jak rosówki z piachem) i bochenek domowego chleba z orzechami i jabłkami, który podrzucił im Angelo. Z kolei na kuchence stał jeszcze garnek z kompotem z suszu i patelnia, na której skwierczał większy kawałek karpia, a w lodówce moczyły się śledzie. Doktor nie chciał smażyć całego karpia, bo był pewien, że ze słynnym apetytem Holmesa i tak nie zjedzą tego wszystkiego, a chociaż detektyw z trudem powstrzymywał się od strzelenia focha z tego powodu, tak czy inaczej czuł się urażony. Przecież on by nie wyrzucił jedzenia, które przyrządził Watson!

- Obróć rybę – rzucił John, przesuwając obrus po desce do prasowania. - Widelcem. Nie poparz się tylko, a potem skocz na dół. Po drugiej stronie ulicy sprzedają siano i opłatek. Weź tylko symbolicznie, raczej ci nie posmakuje – uśmiechnął się półgębkiem, spoglądając na ukochanego przez ramię. Brunet właśnie kończył dwoma widelcami przewracać karpia, a kiedy w końcu sztućce z metalicznym brzdękiem wylądowały w zlewie, Sherlock sprawnie wyminął przyjaciela w rozsuwanych drzwiach prowadzących do salonu, zgarnął z wieszaka swój płaszcz i zbiegł po schodach na dół, następnie wychodząc na śnieg.

Tego dnia Londyn postanowił na wszelkie sposoby utrudnić detektywowi zadanie. Chociaż o tej porze ulica była pusta, rano kiedy był na zakupach wiatr zerwał mu szalik, zaś w tej chwili potężna zamieć nie tylko przysłoniła mu widok, ale też niemalże zepchnęła ze schodów, kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi. Na dodatek ciemne loki nieustannie wpadały mu do oczu i musiał iść z jedną ręką przy twarzy, żeby cokolwiek zobaczyć.

Kiedy w końcu stanął przy zmarzniętym mężczyźnie, który siedział na rozklekotanej ławce, ze wszystkich stron obłożony symbolicznymi paczkami sianka i opłatkami, wyglądał jak żywy bałwan. Niegdyś ciemny płaszcz stał się nagle bialutki, a włosy sprawiały wrażenie, jakby Sherlock posadził na nich białego królika. Wzdrygnął się i poruszył żuchwą kilka razy, upewniając się, że nie przymarzła przypadkiem do reszty czaszki. Rozejrzał się dookoła, po czym z kieszeni płaszcza wyciągnął nieduży termos z bawarką, która pierwotnie przeznaczona była dla Johna, i podał go przemarzniętemu sprzedawcy. Mężczyzna spojrzał na niego wielkimi ze zdziwienia oczami, po czym wyciągnął roztrzęsione ręce po pojemnik z gorącym napojem.

- D-dziękuję... - wydukał, otulając się szczelniej kurtką.

- Opłatek i trochę siana – brunet nawet nie musiał silić się na uśmiech, który samoczynnie wpłynął na jego twarz, kiedy sprzedawca pociągnął z termosu porządny łyk.

- Proszę brać – podał detektywowi to, o co ten poprosił. Po chwili ściskał w dłoni kilka ledwo ciepłych pierniczków otulonych dwoma banknotami po dwadzieścia funtów każdy, a po Sherlocku ślad zaginął.

Cóż, w taki wieczór każdy potrafi sprawić komuś radość. Nawet największa sława Londynu, niesamowity Sherlock Holmes.
* * *
- Jeszcze. Raz. Mnie. Tam. Wygonisz – wycedził brunet, wchodząc do salonu i w trybie natychmiastowym ściągając z siebie buty i płaszcz. - To przysięgam, że już nigdy więcej z nikim nie będę obchodził świąt – syknął, rozcierając zamarznięte na kość dłonie, po czym podał ukochanemu siano i opłatek, tak, jak prosił.

✔Grudzień 2017 || Johnlock✔Where stories live. Discover now