874. Biała królowa

64 7 4
                                    

To, co położyłam na ziemi w ogóle nie przypominało Kuternogi. Węża też nie. Nawet żadnej istoty żywej. Niczego! Strzępy mięcha, porozrywana skóra. Na śnieg spływała zabarwiona błotem krew. Poczułam, że łzy napływają mi do oczu.

-Kutusiu, słuszysz mnie? Powiedz, że mnie słyszysz!

Miał wydłubane oczy, więc nie mógł mnie zobaczyć. W sumie to nie mógł mi też odpowiedzieć, bo usta zalewały mu  jakieś wydzieliny. Tak w ogóle to nie wiedziałam, z której strony jest jego twarz. Rozryczałam się. Mój przyjaciel chyba też, bo zaczął coś jęczeć. 

W tej chwili zrobiło się nagle bardzo jasno. Niebo spowiły białe chmury.

-To już koniec...- wyszeptałam- Zabiorą cię po schodach do Nieba...

Chmury rozstąpiły się i zalał nas blask słońca. Promienie odbijały się od śniegu, przez co nic nie widziałam. Zasłoniłam oczy łokciem. Rozległa się królewska muzyka. Gdzieś ją już słyszałam... Coś mi dzwoniło, ale nie wiem, w którym kościele. Kurka! Czyżby to był...

- Dzień Dobry, moja droga!

Tak. Freddie Mercury właśnie zjechał windą na ziemię. Obok niego stał Jan Diakon i z kamienną twarzą wachlował go piórami niczym Kleopatrę. Królowa miała długie, czarne włosy, złoty strój ze spandexu, czarne paznokcie i pomalowane ajlajnerem oczy. Wyglądała dostojnie jak cholera. Efekt potęgowała mniej więcej taka muzyka:

Patrzyłam się na to wszystko z rozdziawioną gębą

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Patrzyłam się na to wszystko z rozdziawioną gębą. Gdyby tato to zobaczył... to by mnie ukamienował za zadawanie się z gejami.

- Ja jestem bi, moja droga! 

Dobra, dobra, gej to gej. Ale co tu robi Jan? Przecież on ż...

- Umarł mentalnie. Czasami przychodzi do mnie i mi usługuje. 

Freddie wstał ze złotego tronu, na którym wcześniej siedział i wyszedł z windy. Gdy chodził, unosił się nad śniegiem, jakby płynął w powietrzu. Wokół niego, na odległość pięciu metrów, czuć było boski zapach sake i marihuany. 

- Przyszliście go zabrać?- wskazałam na węża i znowu zaczęłam płakać.- Nie zabierajcie go! Patrzcie jak cierpi!

Kuternoga rzeczywiście cierpiał. Im bardziej płakałam, tym bardziej jęczał. W tym momencie dostałam z liścia w twarz.

- Nie płacz, idiotko! Czy tacy wieśniacy jak wy naprawdę nie ogarniacie, że sól podrażnia rany?- Freddie wziął mojego przyjaciela w dłoń i zaczął nim energicznie wymachiwać- Dobry Boże, dlaczego muszę się użerać z takimi debilami... Przez ciebie się zdenerwowałem! Janie, lustro.

Diakon podał mu piękne, ozdobione liśćmi akantu zwierciadło, które Freddie błyskawicznie roztrzaskał  na głowie basisty. Na obu twarzach nie pojawiła się żadna zmarszczka, żaden cień emocji... Anglia.

Krzywozęba i dentyściWhere stories live. Discover now