"Ból"

20.6K 1.5K 300
                                    

Drogi Pamiętniku
Dubaj jest piękny i cieszę się, że zostaję tutaj aż trzy dni. Mam nadzieję, że uda mi się pozwiedzać.
Dzisiaj w samolocie odeszłam od swojego profesjonalizmu i naplułam temu kłamliwemu osobnikowi do szampana. Nawet nie czuję wyrzutów sumienia. Ta kanalia zasłużyła sobie na to, za wylanie na moją spódniczkę wina. Zaczynam myśleć, że ten człowiek to pieprzony psychopata. Jest wszędzie tam, gdzie ja! Jako Adele siedziałam w gównie po uszy, a jako Valerie znów zaczynają się podobne problemy.
Pragnę tylko świętego spokoju i chwili relaksu. Szanowny Colin Williams to wrzód na dupie. Kłamca, burak i sukinsyn. Zostawił swoją żonę, a sam podróżuje i stara się zwrócić na siebie moją uwagę. Może sobie tylko marzyć. Nie tknę go nawet dziesięciometrowym kijem!
Następnym razem dosypię mu do szampana środki przeczyszczające! W tedy będzie miał zajęcie do końca lotu. Dodatkowo życzę w tym samym czasie turbulencji. Za swoje grzeszki się płaci, Panie Williams! Nawet jeśli mnie za to zwolni, będę z siebie niezmiernie zadowolona.
Do zobaczenia
Valerie

Zapisuję kolejny wpis, a potem włączam swoją ulubioną playlistę. Już dawno nie czytałam żadnej książki, dlatego dzisiaj mam zamiar do tego wrócić. W tym celu kupiłam opowieść K.A Tucker '' Dziesięć płytkich oddechów''. Kobieta w księgarni wręcz zachwalała tą książkę, tym samym zachęcając mnie do jej kupna. Otwieram na pierwszej stronie, ciesząc się wspaniałym zapachem kartek. Czytanie książek od dziecka pozwalało mi zapomnieć o swoim nędznym losie. Tylko w ten sposób byłam wstanie poradzić sobie z otaczającą mnie, szarą rzeczywistością. Wraz z pierwszymi zdaniami, rozlega się chaotyczne pukanie do drzwi. To są chyba jakieś żarty! Czy ja nawet w hotelowym pokoju nie mogę mieć ciszy i spokoju? Poirytowana odkładam książkę i wstaję z łóżka. Otwieram drzwi z miną, która świadczy o mojej wściekłości.

- Witaj moja śliczna stewardesso - moje wściekłość od razu wzrosła do maximum. Ten człowiek doprowadza mnie do szewskiej pasji. Jest jak irytująca piosenka teletubisiów, która wręcz rani moje biedne uszy.

- Żegnam - próbuję zamknąć drzwi, ale Colin wkłada między nie nogę. - Nie rozumiesz takiego słowa jak SPIERDALAJ!

- Nie istnieje w moim słowniku.

- No popatrz. - odpowiadam sarkastycznie. - To zapamiętaj ten zwrot i odejdź.

- Chciałem zaprosić cię na kolację.

- Puknij się w ten pusty łeb - odpowiadam tonem niezadowolonego dziecka. - Nigdzie z tobą nie idę.

- No weź - robi minę szczeniaczka. Wygląda żałośnie. Nie działają na mnie takie miny, więc nic nie wskóra. Swoją wrażliwość straciłam już dawno temu. - Zjemy razem kolacje, pogadamy i to wszystko.

- Porozmawiać to możesz z żoną, kolację możesz zjeść sam, a ja chcę wrócić do łóżka!

- Po pierwsze, rozwodzę się. - na taką odpowiedź nie byłam przygotowana, ale udaje mi się zapanować nad zaskoczeniem.- Po drugie nie lubię jeść sam, a po trzecie do łóżka chętnie wejdę z tobą.

- Spierdalaj - zamykam z impetem drzwi.

- KURWA! - słyszę głośny jęk po drugiej stronie i natychmiast uchylam drzwi. Spoglądam na framugę i zamieram. Ja właśnie przytrzasnęłam wszystkie palce mojego szefa, drzwiami. - Kurwa! - kwituje i pada na ziemię, starannie przyglądając się swojej dłoni.

- Przepraszam - odpowiadam przerażona. - Wejdź do środka. W barku powinien być jakiś lód. - niezdarnie podnosi się z ziemi i wchodzi do mojego pokoju i siada na łóżku. Spanikowana biegnę do barku i wyciągam z niego lód. Zwijam go w pierwszą lepszą koszulkę, a potem okładam nim zranione palce. - Może powinieneś jechać do szpitala.

- Będę żył - odpowiada niemal szeptem. Jego twarz jest blada jak ściana.

- Tylko mi tu nie zemdlej.

- Wiesz jak to kurwa boli? - syczy. - Dobrze, że mogę nimi poruszać. Nie są raczej złamane. - cholera. Wiem, że tym razem mocno przegięłam. No, ale kto mu kazał trzymać palce na framudze?

****

ON

Spoglądam na zegarek. Czas mija nieubłaganie szybko, a Jake nie przekazał mi żadnych przydatnych informacji. Za pięć minut mija jego termin. Z miłą chęcią go zabiję. Uratować go może tylko potwierdzona wiadomość o Adele.

- JAKE! - krzyczę i w międzyczasie ładuję broń i odkładam ją na środek biurka. Chłopak wchodzi do mojego gabinetu, przerażony. Uwielbiam widzieć ten strach w oczach innych ludzi. To ja rządzę ich życiem i to jest właśnie piękne. - Masz jakieś wieści? - pytam i znacząco dotykam swojej broni.

- Byłem z wizytą u matki Adele - unoszę na niego wzrok.

- I?

- Od lat jej nie widziała. To pijaczka. Nie zdziwiłbym się, gdyby nie pamiętała, że ma dzieci.

- Więc nic sensownego nie odkryłeś - uśmiechem się przebiegle i spoglądam na zegarek. Dwie minuty i lecisz na drugi świat. Dałem mu czterdzieści osiem godzin, a ja zawsze słowa dotrzymuję.

- Dowiedziałem się, że odnowiła znajomość ze swoim przyjacielem.

- Jakim? - to już jest bardzo przydatna informacja, która może go uchronić przed kulką w łeb.

- Jacob Procter

- Doskonale - opieram się o oparcie fotela i odwracam się w stronę okna. - Znajdź go, a potem przyprowadź do mnie! Z miłą chęcią się z nim zabawię.

- Ma jeszcze narzeczoną.

- Ją też przyprowadź i zamknij w piwnicy. Niech reszta chłopaków ma z niej uciechę. Wyjdź. - słyszę jego kroki, a potem drzwi się zamykają. Sięgam po cygaro z szatańskim uśmiechem. Jednak na Jake'a można liczyć. W ostatniej minucie zdołał się wybronić. Zuch chłopak. Odpalam cygaro i mocno się zaciągam. Wypuszczam dym z myślą o Adele przywiązanej do mojego łóżka. Wkrótce znów będziesz moja!

------
Hej misie ❤️
Miłej nocy ❤️
Buziole ❤️

Burza Where stories live. Discover now